[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nieszkodzi.I dlatego Seler gdzieś nie zdążył.I przez to, że gdzieś nie zdążył,coś się zrobiło złego dla nich.Nie mam pojęcia co, nie mówili tego wyraznie.Zdaje się, że pan Wolski uczepił się tego Selera jak rzep i załatwił mu napoczekaniu trzy samochody: jego prywatny, służbowy i wezwaną taksówkę.I tymSelerem zdenerwował ich najbardziej.I skąd tyle wie, chcieli go zapytać,chociaż wydawało im się, że się jakoś tego domyślają.Głupio całkiem.Teinteresy podsłuchowe nawet im na myśl nie przyszły i o podwórzu przy Olkuskiejsłowem się nie odezwali; Raczej uważali, że mu ktoś donosi i mieli różnepodejrzenia.Potem, tak jak zgadliśmy, zamierzali go zwyczajnie utopić i dlategoprzywiezli nad Wisłę.- O nas mówili?- Nic kompletnie.W ogóle im w głowie nie zaświtało.- Bardzo dobrze.Ciekawe, co on zrobił z tymi swoimi drzwiami, że ich nie mogliotworzyć, chociaż mieli klucze.- Jakieś zabezpieczenie pewnie wykombinował.Przypomnij sobie, one są żelazne.Rozzłościło ich to okropnie, w rezultacie teklucze mu zostawili, do kieszeni wetknęli, bo dla nich na nic, a w razie czegozwłoki miały zostać znalezione ze wszystkim, i z kluczami też.Sam się utopił,rozumiesz.- Rozumiem.Co więcej?-Nic, mało ci jeszcze? Wyszli, wsiedli i odjechali.Połazili tylko trochę pobrzegu, żeby popatrzeć, czy pan Wolski gdzieś się tam nie czołga, aleoddzielnie, i żaden do siebie nic nie gadał.A jak wsiadali, to JU%7ł ichobchodziło wyłącznie to, kto mu pomógł.Nie zgadli.Teraz wy powiedzcie, cobyło, a ja niech wreszcie zjem do końca.- yle było - odparła Janeczka zmieszaniną gniewu i satysfakcji i wyprostowała się na kuchennym stołku,odrywając łokcie od stołu.- Pan Wolski zabronił się podwozić pod sam dom.Wsiadł do taksówki na placu Unii.Powiedział, że nikt nie ma prawa zobaczyć gorazem z nami i okazuje się, że pod tym względem miał rozum.Owszem, uratowaliśmymu życie i jest nam bardzo wdzięczny, ale gadać nie miał zamiaru.Jak tylko muzadawałam pytanie, od razu udawał ciężko chorego.A w minutę pózniej wracał dozdrowia.- Tak znowu wiele do gadania to już mu nie zostało - wtrącił Pawełektrochę niewyraznie, bo akurat wepchnął do ust pół pasztecika.- Wiele czyniewiele, nie chciał mówić nic.I bardzo dobrze, że tyle się dowiedziałeś odtych zbrodniarzy, teraz już pan Wolski swoimi tajemnicami może się wypchać.Jeszcze tylko te.drzwi mnie ciekawią.A z nim nie ma co się zadawać, bo nawetjak go zapytałam, co woli, nas czy porucznika, powiedział, że w to wszystko mogąsię mieszać tylko osoby dorosłe.Uparty jak stado mułów i właściwie wcale mi sięnie podoba.-Coś mi się widzi.- zaczął Rafał i zamilkł.Odczekali chwilę.Pawełek przełknął.- No? Co ci się widzi?- Może się mylę.Ale tak mi się widzi, że ten pan Wolski ich zna, bo ma, albomiał, z nimi coś wspólnego.Ta sama sitwa.Może go wyrolowali, mści się teraz itoczy z nimi swoją prywatną wojnę.Nic nie mówiłem, tylko słuchałem i jakoś mito śmierdziało.Janeczka i Pawełek przyjrzeli mu się, a potem popatrzyli nasiebie.-Podejrzana jednostka - zawyrokował Pawełek.- To co robimy? - Nic -odparła sucho Janeczka i z urazą wzruszyła ramionami.- Wolał porucznika, proszębardzo.Już dzwoniliśmy, ale go nie było i mają powtórzyć, że mamy interes.Więcej nam potem powie, niż sam pan Wolski osobiście.W milczeniu i starannieukrywając wszelkie wrażenia, porucznik wysłuchał opowieści o panu Wolskim.Nastąpiło to po dziewiątej wieczorem w Jego samochodzie, zaparkowanymdyplomatycznie nie przed domem państwa Chabrowiczów, tylko kawałek dalej, wśródinnych stojących tam pojazdów.Kiedy Janeczka skończyła, odetchnął głęboko iporuszył szczękami, tak jakby musiał je rozluznić po długim zaciskaniu.- Niemam żadnych pretensji - zapewnił ku ogromnej uldze rodzeństwa.- Rozumiem, że ztelefonami są problemy, poza tym ta okazja na nic by mi się nie zdała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]