[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak to namiętność doprowadziła pana Pickwicka do postępowania sprzecznego z128 jego zdrowym rozsądkiem.Trudno by znalezć bardziej przekonywający dowód łagodnościjego charakteru, choćby wszystkie zdarzenia, o których mowa w tym rozdziale, były zmyślone.Pan Hunter nie przesadził w opisie zasobów Salomona Lucasa.Kostiumów miał on wiele, bardzo wiele; być może, iż nie były ściśle klasyczne ani zu-pełnie nowe, nie przedstawiały też ubiorów żadnego wieku ani kraju, ale za to były mniejwięcej suto wyszywane złotem, a cóż jest świetniejszego nad złoto? Można by im też za-rzucić, że nie sprawiały wiele efektu przy świetle dziennym  ale cały świat wiedział, iżtym świetniej błyszczeć będą przy świecach.Jeżeli więc kto daje bal kostiumowy w dzień,wskutek czego kostiumy nie błyszczą, jak by błyszczały przy świecach, wina tego nie spa-da na naszycia i galony, ale na osoby dające bal w dzień.Tak rozumował Salomon Lucas.Pod jego wpływem panowie Tupman, Winkle i Snodgrass przystali na wzięcie kostiu-mów, jakie zalecił im jego gust i doświadczenie.W zajezdzie  Pod Herbem Miejskim wynajęli pickwickczycypowóz; inny powóz tego samego zakładu miał zawiezć państwa Pott do miejsca pobytupani Hunter.Delikatnie wywdzięczając się za otrzymane zaproszenie, pan Pott przepowie-dział z góry w  Gazecie Eatanswillskiej , że rezydencja pani Hunter przedstawiać będzieniezwykle czarowny widok, urozmaicony i miły, świetne zebranie piękności i talentów,ujmujący obraz uprzejmości, a przede wszystkim przepychu, umiarkowanego najwykwint-niejszym smakiem, zbytu, upiększonego doskonałą harmonią i najlepszym tonem, obokktórego bajeczne cuda  Tysiąca i jednej nocy wydadzą się tak mroczne i ponure, jakumysły grubiańskich osobistości ośmielających się jadem zazdrości kalać przygotowaniado zabawy robione przez znakomitą i cnotliwą damę, na której ołtarzu składa się ten zna-komity hołd uwielbienia.Ostatni ten frazes był ostrym sarkazmem wymierzonym przeciw Niepodległości , która, jako nie zaproszona na śniadanie, w ostatnich swych czterechnumerach usiłowała wydrwić całą uroczystość, drukując większymi literami dowcipy naten temat.Nadszedł poranek.Wspaniale wyglądał pan Tupman w aksamitnej kurtce, niesłychanieobcisłej.Górne części nóg jego zawarte były w aksamitnych spodniach, dolne ujęte w bar-dzo skomplikowane bandaże, do jakich wszyscy bandyci mają szczególne a niepojęte za-miłowanie.Miło było widzieć jego wąsy podkręcone do góry i wielki wykładany kołnierzod koszuli, z którego wyglądały jego pełne policzki; rozkosz sprawiał jego kapelusz po-dobny do głowy cukru i przewiązany wstążkami wszystkich kolorów, który to kapeluszbandyta musiał umieścić na kolanach, gdyż żaden śmiertelnik nie utrzymałby go na głowiew powozie.Wygląd osoby pana Snodgrassa był równie przyjemny i ujmujący.Miał on ka-ftan atłasowy i jedwabną tunikę, a głowę ocieniał mu grecki hełm; był to, jak wiadomocałemu światu (a jeżeli nie całemu światu, to panu Salomonowi Lucasowi), zwyczajny iautentyczny ubiór trubadura od czasów najdawniejszych aż do chwili, gdy ostatecznieznikł z powierzchni ziemi.Wszystko to było miłe, ale nic nie da się porównać z wrzaskiempospólstwa, kiedy powóz ruszył za powozem pana Potta, kiedy powóz pana Potta zatrzy-mał się przed drzwiami jego mieszkania, kiedy drzwi tego mieszkania otworzyły się i uka-zały wielkiego dziennikarza ubranego w mundur rosyjskiego policjanta z ogromnym knu-tem w ręce.Był to taktowny symbol surowej i silnej władzy posiadanej przez  GazetęEatanswillską , i okropnej kary, jaka zagrażała jej przeciwnikom politycznym. Brawo!  zawołali panowie Tupman i Snodgrass, ujrzawszy tę chodzącą alegorię. Brawo!  odezwał się głos pana Pickwicka z głębi sali. Hu! hu! Pott! Chi! chi! Pott!  wrzeszczał tłum.Podczas tych powitań redaktor wsiadł do powozu, uśmiechając się z pewnego rodzajuuprzejmą godnością dowodzącą, iż czuł swą władzę i umiał ją sprawować.Po redaktorze ujrzano, jak wyszła z domu pani Pott, która byłaby najzupełniej podobnado Apollina, gdyby nie miała na sobie sukni.Prowadził ją pod rękę pan Winkle, którego129 dzięki jego czerwonemu ubiorowi nie można było wziąć za kogo innego jak za strzelca,gdyby nie był podobny równocześnie do listonosza londyńskiego.Na koniec ukazał siępan Pickwick przy oklaskach uliczników równie hałaśliwych jak poprzednie, ponieważ je-go spodnie i kamasze wydawały im się także zabytkami starożytności.Oba powozy skierowały się ku posiadłości pani Hunter: na kozle tego, w którym znaj-dował się pan Pickwick, siedział Samuel Weller, który miał pomagać służbie.Cały tłum, mężczyzni i kobiety, chłopcy i dziewczęta, dzieciaki i starcy, zgromadzeni,by przypatrzyć się kostiumom, doznali największej rozkoszy ujrzawszy pana Pickwickapod rękę, z jednej strony z bandytą, z drugiej zaś z trubadurem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl