[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmiejsca, w którym stał Mosovich, wyglądało na to, że ktoś założył tutaj tartak.Co prawdabudynki zniknęły, ale pozostały fragmenty narzędzi i maszyn.Po prawej stronie widać byłopozostałości drogi do niedalekiej farmy.Najzabawniejsze było to, że w pobliżu znajdowały siępozostałości ujeżdżalni koni.Mosovich uśmiechnął się pod wpływem nagłej fali czarnegohumoru.Jeden rzut oka na mapę wyświetlaną przez przekaznik powiedział mu, że sytuacja nie jestwesoła.Jak do tej pory on i Posleeni bawili się w ciuciubabkę.Mosovich chciał przemknąć przezdrogę, a potem wezwać ostrzał artyleryjski.Jego tropem podążali młodsi Wszechwładcy, podczasgdy reszta brygady usiłowała zajść go to z jednej, to z drugiej strony.Zakładając, że teraz robią tosamo, przekroczenie drogi oznaczało wpadnięcie wprost na Posleenów.Po chwili namysłu postanowił zaryzykować i ruszył biegiem w stronę drogi.* * *Cholosta an podniósł wzrok znad instrumentów tenara i spojrzał w kierunku wskazywanymprzez krzyczącego zwiadowcę.Dostrzegł na tle zbocza jakąś postać; to musi być człowiek,którego tak długo ścigają.Uniósł broń gotową do strzału, ale automatyczny system celowniczy jak zwykle zignorował człowieka.Nim Cholosta an zdołał porządnie wymierzyć, człowiekzniknął z pola widzenia.Wściekły Posleen chwycił manetkę, aby unieść tenar do góry, jednakOrostan położył mu doń na ramieniu.- Spokojnie, młody kessentai.- Spojrzał na trójwymiarową mapę.- Wydaje mi się, żeschwytaliśmy go w pułapkę.Nacisnął kilka klawiszy, przesyłając do wszystkich oddziałów rozkaz otoczenia samotnegozbiega.Ten manewr spowoduje, że oddziały będą wystawione na ogień przeciwnika, pomyślałCholosta an.- Jakim cudem? Przecież oni poruszają się po górach bezszelestnie i nie zostawiają śladów,zupełnie jak Duchy Przestworzy.- Ale nie potrafią latać - stwierdził z cynicznym rozbawieniem oolt ondai, pokazując na mapę.Po chwili młodszy kessentai także się roześmiał.* * *Jake oparł się o drzewo i z trudem oddychał.Z pewnością był już kiedyś tak zmęczony, tyletylko, że nie wiedział, kiedy.Znajdował się na wzniesieniu u podnóża góry Lynch, ścigany przez wszystkie ogary piekieł.Las był rzadki, głównie dębowy i bukowy, i nosił ślady dużej populacji jeleni.Na północ i południe wznosiły się strome urwiska, tworząc z tego miejsca doskonały punkt dorozpaczliwej walki, gdyby Jake Mosovich postanowił popełnić samobójstwo.Ale sierżant niezamierzał ginąć, chciał tylko zatrzymać się na krótki odpoczynek przed dalszym marszem.Studwudziestometrowej wysokości góra Lynch rzucała cień na wąską ścieżkę, która biegła podosłoną drzew i znikała gdzieś na zboczu.Był to drobny przebłysk szczęścia w tej kiepskiejsytuacji, Mosovich bowiem zdawał sobie sprawę, że Posleeni schwytali go w pułapkę, otaczającgórę.Jego tropem podążała cała brygada wojowników.Spojrzał w dół zbocza i pokręcił głową.Trzeba przyznać, że jak się uprą, to potrafią byćnieznośni.Wezwał ostrzał artylerii, który miał spore szanse zdziesiątkować całą brygadę, aprzynajmniej jej forpocztę.W okolicy znajdowało się kilka nie zburzonych domów, jednak nie warto było szukać w nich schronienia.Własna artyleria mogła je zrównać z ziemią, tak samo jakPosleeni.Czas ruszać dalej.Wyciągnął z plecaka Nicholsa niewielkie urządzenie, nastawił stoper iwcisnął przycisk aktywacji.To będzie dla ścigających go Posleenów mała niespodzianka.Choćjej siła jest nieporównywalna z ostrzałem artylerii, będzie mogła zwiększyć jego szanseprzeżycia.Zarzucił barretta na ramię i ruszył w dół ścieżki.Miała szerokość półtora metra, ale nawielu odcinkach robiła się wąska jak nitka.Z daleka widać było ślady szalejących tutaj niegdyśpożarów.Potem Mosovich zaczął wspinać się po zboczu, chwytając się krzewów, drzewek iwystających spod ziemi odłamków skalnych.Poruszał się tak szybko, jak tylko pozwalały mu nato drżące ze zmęczenia nogi.Czterdzieści pięć sekund po aktywacji urządzenie zadziałało.Plastikowe jajko podskoczyło i obróciło się w powietrzu, a następnie wyrzuciło z siebie trzyzakończone haczykami żyłki.Potem opadło na ziemię i zaczęło ciągnąć je do siebie.Kiedyhaczyki zaczepiły się o podłoże, zadowolone urządzenie zamarło.* * *Orostan poruszył grzebieniem, parząc z niecierpliwością na przenośny tenaral.Otoczeni ludzienie mieli innego wyjścia, jak tylko biec w stronę szczytu góry.Oolt ondai rozdzielił swoje siły,aby uniknąć ognia artylerii i oszczędzić swoich podwładnych, ale przejście przez górski grzbietbyło nieuniknione i zapewne tam poniosą poważne straty.- Zapowiada się nieciekawie - powiedział Cholosta an.- Co ty powiesz? - odparł zjadliwie Orostan.- Jeśli chcemy dopaść tego lurpa, musimy całyczas podążać za nim.- Moglibyśmy siedzieć tutaj na miejscu i zagłodzić go na śmierć.- Cholosta an spojrzał nawodza i zobaczył dziwny wyraz malujący się na jego krokodylim pysku.- Pewnie nie zgadzaszsię ze mną.Oolt ondai odetchnął głęboko kilka razy, ignorując jego słowa.- Fuscirto uut! - zaklął i wydał rozkaz: - Napizód! * * *Jake zeskoczył do niewielkiej pieczary utworzonej przez dwa opierające się o siebie głazy.Tobyło doskonałe miejsce do obrony, zwłaszcza że nogi odmawiały mu już posłuszeństwa.Obydwabloki kamienia, każdy wielkości ciężarówki, stoczyły się kiedyś ze szczytu i znieruchomiały wtej pozycji.Szczelina między nimi od zachodu była dość szeroka, ale potem zwężała się i przywschodnim krańcu nie można było wcisnąć w nią nawet ramienia.Jaskinia znajdowała się prawieu samego szczytu; mógł stąd obserwować nadciągających Posleenów i w razie czego ichostrzeliwać, sam będąc chronionym przed ogniem nawet ich najcięższej broni.Tylko bunkier zezbrojonego betonu byłby wytrzymalszy i mógłby zapewnić lepszą ochronę.Na dodatekMosovich dysponował  tylnym wyjściem", czyli studwudziestometrowym stromym klifem.Owiewane wichrami zbocze było kiedyś popularną trasą wspinaczkową.Jeszcze teraz widaćbyło ślady po ogniskach i trasach alpinistów.Miejsca, w których rozbijali obozy, były osłoniętedrzewami i skalnymi załomami.Nietrudno się domyślić, czemu - lekki wiaterek w dolinie tutajbył prawie huraganem, który targał drzewami i wzbijał z ziemi tumany kurzu.Zbocza tu i ówdzie pokryte były wapiennymi skałkami, jednak dominowały krzewy ikarłowate drzewka.Jedynym wyjątkiem był klif, który w większej części pozostawał nagi.Gdzieniegdzie widoczne były ślady erozji i wykruszających się kamieni.Krawędz klifuprzechodziła w gładką ścianę o wysokości stu dwudziestu metrów; u podnóża rósł las, któryciągnął się niemal na kilometr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl