[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lepiej, żeby ten bal był tego wart.Aodzie! W taki ziąb jak dzisiaj! Powinienem był pójść do porządnej kurtyzany, a nie jakiejśkurwy z zaułka, której zachciało się pływać w środku nocy.Louisa z wdziękiem wchodzi do łodzi.Kładzie dłoń w rękawiczce na ramieniu Amuna isiada obok niego.- Wkrótce nie będziesz pamiętał o tych niewygodach.A teraz mnie ogrzej i pomyśl orozkoszach, jakie cię czekają.Wioślarz odbija od brzegu.Nad Canale di San Marco hula zimny wiatr.Aódz kieruje sięna południe.- W torbie pod ławką znajdziesz doskonały winiak i kaptur dla naszego gościa - informujewioślarz Louise.Ręka Amuna ląduje na udzie kurtyzany.Choć jest pijany, dotknięcie jej ciała budzi w nimpożądanie.Wciska palce między jej nogi. - Chcę cię zerżnąć.Tutaj.Teraz.W tej łódce.Ogrzej mojego kutasa swoimi chętnymiustami.Louisa chwyta go za nadgarstek i odpycha jego dłoń.- Jeszcze nie - mówi, starając się ukryć irytację.- Boję się wody.Na razie się napijmy -dodaje, wyjmując spod ławeczki srebrną flaszę.Amun bierze solidny łyk winiaku.- Niedużo tego - wstrząsa flaszą z niesmakiem.- Wypij sam - zachęca Louisa.Amun wychyla resztę palącego w gardło alkoholu.Odwraca się do wioślarza.- Powinieneś to sprzedawać.Moi robotnicy oddaliby własne dusze za taki trunek.Wioślarz uśmiecha się za maską z długim nosem.Louisa wręcza swojemu towarzyszowikaptur z miękkiej wełny.- Musisz to założyć na bal.Amun wyrywa jej go i obraca w dłoniach.- Którą stroną? Nie widzę tu żadnych otworów na oczy i usta.Kurtyzana odbiera mu kaptur, zwija i nakłada na jego potężną głowę.- Nie ma otworów.Amun unosi dłoń, żeby ściągnąć tkaninę z twarzy, ale Louisa łapie go za nadgarstek.- Nie możesz zobaczyć, dokąd cię zabieramy.Najważniejszą zasadą tego balu - jak całegokarnawału zresztą - jest anonimowość.Bez kaptura nie wolno mi cię tam wprowadzić.Włóżgo więc, albo zawrócimy.Amun rozważa opór, ale kaptur jest ciepły, poza tym winiak zaczyna działać.Czujeprzyjemne podniecenie, gdy Louisa przesuwa się i pozwala mu położyć głowę na swoimpodołku.- Jak daleko jeszcze? - pyta kurtyzana.Woda jest czarna jak węgiel.Na niebie lśni tylko srebrna plama księżyca.Wioślarz potrafijednak znalezć drogę, kierując się tylko gwiazdami.- Skręcamy w Canale della Grazie - odpowiada.- Już niedaleko.Za chwilę będziemy namiejscu.- Doskonale.- Louisa czuje dreszcz, trącając wielką głowę spoczywającą na jej kolanach.- Amunie? Amunie!Mężczyzna nie rusza się.Narkotyk zadziałał.Amun Badawi jest nieprzytomny.ROZDZIAA 37Czasy współczesneKomenda główna żandarmerii, WenecjaTom Shaman nigdy wcześniej nie czuł takiego zdenerwowania.Przez niewielkieokno wzmocnione stalową siatką widzi, że główną salę już wypełnili dziennikarzetrajkoczący do siebie po włosku.Wzdłuż ścian stoi szereg lamp doświetlających na stalowych słupkach, zalewającychpomieszczenie nienaturalnie białym światłem.Przed dwoma biurkami zestawionymi przezrzecznika prasowego na podeście wyrósł las mikrofonów.Major Carvalho klepie Toma wramię.- Będzie dobrze.Zaufaj mi.Następnie odwraca się do stojącej obok Orsetty Cristofaninni, dwudziestoośmioletniejetatowej tłumaczki żandarmerii, pytając po włosku, czy dokładnie wie, co Tom zamierzapowiedzieć na konferencji.- Si.Powie im, że głęboko żałuje, że signorina Ricci postanowiła upublicznić ichprywatne sprawy.Powie też, że dla dobra śledztwa nie będzie udzielał dalszych komentarzy.- Va bene.Miejmy nadzieję, że nie będzie.- Vito ma wątpliwości, czy Tom zdoła się takłatwo wywinąć dziennikarzom.Rozgląda się wokół.- Gdzie się podziewa porucznik Morassi?Tłumaczka wzrusza ramionami.- Chyba jest już na sali.Vito nie ma czasu tego sprawdzać.Bella Lamboni, rzeczniczka prasowa żandarmerii,otwiera drzwi.- Musimy zaczynać, panie majorze.Jest już dziesięć minut po czasie, robią się nerwowi.Major Carvalho doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na zaognieniestosunków z prasą.- No to do roboty.Tom podąża za nimi na podest.Jego nerwy są napięte jak postronki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]