[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spogląda w dal na mężczyzn stojących na starych, rozkleko­tanych, zygzakowatych rusztowaniach, które w ciągu setek lat pokryły gęsto skały wokół wodospadu.- Gdybyśmy natomiast spotkali się z wodzem teraz i złożyli mu ofertę bez uprzedniego przygotowania gruntu, moglibyśmy napotkać u tego Nawaha zażarty upór wynikający z przywiąza­nia do.domu, chyba tak trzeba nazwać tę ruderę.Już mam im powiedzieć, że nie jesteśmy Nawahami, ale co to ma za sens, skoro oni i tak nie chcą słuchać? Wszystko im jedno, do jakiego należymy plemienia.Kobieta uśmiecha się, kiwa mężczyznom głową, podsumowu­je ich oczami jak kasa i rusza sztywno w stronę samochodu, wołając lekkim, młodzieńczym głosem:- Jak wciąż podkreślał mój wykładowca socjologii: “W każ­dej sytuacji jest zawsze jedna osoba, której władzy nie wolno lekceważyć!”Wsiadają do samochodu i odjeżdżają, a ja stoję i zastanawiam się, czy mnie w ogóle widzieli.Bardzo mnie zdziwiło, że sobie to przypomniałem.Chyba pierwszy raz od wieków przypomniałem sobie coś z dzieciństwa.Zdumiało mnie, że w ogóle cokolwiek pamiętam.Leżałem na posłaniu niby w półśnie, wspominając inne wydarzenia, gdy nagle dobiegł mnie spod łóżka chrobot, jakby mysz gryzła orzech włoski.Wychyliłem się z pościeli i ujrzałem błysk metalu tną­cego moje ukochane kawałki gumy do żucia.To czarny sani­tariusz Geever odkrył, gdzie chowam gumę, i zeskrobywał ją prosto do papierowej torby długimi, cienkimi nożyczkami o ostrzach rozwartych jak szczęki.Cofnąłem szybko głowę, żeby mnie nie zauważył.Bałem się jednak, że mnie spostrzegł, i krew zaczęła walić mi w uszach.Chciałem mu powiedzieć, żeby odczepił się od mojej gumy i poszedł się zająć własnymi sprawami, ale przecież nie mogłem się nawet zdradzić z tym, iż go słyszałem.Leżałem bez ruchu, by się upewnić, czy rzeczywiście nie widział, jak wyglądam z łóżka, czarny jednak nie przerywał pracy - słyszałem tylko zzzt-zzzt nożyczek i grzechot wpadających do torby kawałków gumy, zbliżony do bębnienia gradu o dach kryty papą.Geever mlasnął językiem i zachichotał pod nosem.- He, he.O mój Boże.He, he.Ileż razy ten skurwiel prze­żuwał je w japie? Twarde jak kamień!Jego szept zbudził McMurphy’ego, który wsparł się na łokciu ciekaw, co też czarny wyrabia na kolanach pod moim łóżkiem o tak dziwnej porze.Obserwował go przez chwilę, przecierając oczy jak dzieciak, który chce się przekonać, czy go wzrok nie myli, a następnie usiadł na łóżku.- Niech mnie licho, czego ten łobuz szuka tu z nożyczkami i z papierową torbą o wpół do dwunastej w nocy?Czarny zerwał się na nogi i zaświecił mu latarką prosto w oczy.- Gadaj, stary, co tam wydłubujesz, u diabła, pod osłoną nocy?- Idź spać, McMurphy.Nic ci do tego.McMurphy rozciągnął wolno usta w szerokim uśmiechu i pa­trzył prosto w latarkę.Czarny oświetlał mu twarz jeszcze przez kilka chwil, a potem zrobiło mu się nagle nieswojo od gapienia się na świeżą bliznę połyskującą na nosie McMurphy’ego, od wpatrywania się w jego zęby i tatuaż pantery na przedramieniu, więc skierował latarkę w bok.Schylił się i wrócił do pracy, sapiąc i prychając, jakby zdrapywanie zeschłej gumy wymagało wielkiego wysiłku.- Obowiązkiem sanitariusza pracującego na wieczornej zmia­nie - powiedział między jednym prychnięciem a drugim, usiłując nadać głosowi przyjazne brzmienie - jest dbanie o czystość sypialni.- W środku nocy?- Mamy wyraźnie powiedziane, że o czystość należy dbać przez okrągłą dobę!- Wystarczyłoby, gdybyś o nią zadbał, nim położyliśmy się spać, zamiast do wpół do jedenastej gapić się w telewizor.Czy stara Ratched wie, że ty i ten drugi prawie przez całą zmianę oglądacie telewizję? Jak myślisz, co by zrobiła, gdyby się do­wiedziała?Czarny wstał z kolan i usiadł na moim łóżku.Uśmiechając się i chichocząc, zaczął się stukać latarką w zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl