[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich huk studził zwaśnionych.Ludzie zapominali nagle o sowieckich komisarzach oraz gniewie Bożym; pędzili kopać schowki w stodołach i piwnicach.Ukrywali zapasy masła, połcie wieprzowiny, cielęcinę, żyto, pszenicę.Niektórzy potajemnie farbowali na czerwono prześcieradła, żeby mieć flagi na powitanie nowych władców, inni chowali w bezpieczne miejsca krzyże, figury Jezusa i Ma­tki Boskiej, ikony.Nic z tego nie mogłem zrozumieć, ale wyczuwałem powszechne napięcie.Nikt nie zwracał na mnie uwagi.Kręciłem się między chatami; zewsząd dochodziły odgłosy kopania, nerwowe szepty, modlitwy.Leżąc na polu z uchem przy ziemi, wsłuchiwałem się w odległe dudnienie.Czyżby zbliżała się Armia Czerwona? Dud­nienie ziemi przypominało bicie serca.Zastana­wiałem się, dlaczego sól jest taka droga, skoro Bóg może bez trudu zmieniać w słupy soli grzeszników.I dlaczego nie zmienia ich w mięso i cukier? Były wieśniakom nie mniej potrzebne od soli.Leżałem na plecach, wpatrując się w obłoki.Widząc, jak przepływają po niebie, miałem wraże­nie, że to ja płynę w przeciwnym kierunku.Jeśli to prawda, że kobiety i dzieci staną się wspólną własnością, wówczas każde dziecko będzie miało wielu ojców i wiele matek, rzeszę braci i sióstr.Wydawało się to zbyt wspaniałe, aby nawet o tym marzyć.Należeć do wszystkich! Gdziekolwiek bym się udał, tłumy ojców gładziłyby mnie po głowie ciepłymi, wzbudzającymi ufność rękami, tłumy matek tuliły do piersi, a tłumy starszych braci broniły przed psami.Ja z kolei opiekował­bym się młodszym rodzeństwem.Nie pojmowa­łem, czego lękają się wieśniacy.Obłoki zlewały się, to jaśniejąc, to ciemniejąc.Gdzieś wysoko ponad nimi Bóg dyrygował wszys­tkim.Teraz rozumiałem, dlaczego brakowało Mu czasu na zajmowanie się taką małą, czarną pchłą jak ja.Miał na głowie ogromne, walczące z sobą armie, niezliczoną ilość ludzi, zwierząt, maszyn.Musiał decydować, która strona zwycięży, która zostanie pokonana; kto przeżyje, kto umrze.Ale jeśli to faktycznie Bóg o wszystkim decydował, dlaczego wieśniacy martwili się o los religii, kościołów i kleru? Jeśli sowieccy komisarze rzeczywiście zamierzali zburzyć świątynie, zbez­cześcić ołtarze, wybić księży i prześladować wier­nych, Armia Czerwona nie miała cienia szansy na zwycięstwo.Nawet najbardziej zapracowany Bóg nie pozwoliłby tak skrzywdzić Swojego ludu.Czy wówczas jednak zwycięzcami nie zostaliby Niemcy, którzy również niszczyli kościoły i mor­dowali ludzi? Z punktu widzenia Boga najsensowniejsze wydawało się, że skoro wszyscy mor­dowali, wszyscy powinni przegrać wojnę.„Wspólna własność żon i dzieci” - powiadali chłopi.Brzmiało to dość zagadkowo.Przy odro­binie dobrej woli, myślałem sobie, komisarze sowieccy powinni zaliczyć mnie do dzieci.Cho­ciaż nie dorównywałem wzrostem większości ośmiolatków, miałem już prawie jedenaście lat i niepokoiłem się, że Rosjanie mogą potraktować mnie jako dorosłego, a w każdym razie nie uznać za dziecko.W dodatku byłem niemową.Miewa­łem też kłopoty z utrzymaniem w żołądku pokar­mu, który często zwracałem nie strawiony.Ale na pewno zasługiwałem na to, by stać się włas­nością ogółu.Pewnego ranka zaobserwowałem na moście niezwykły ruch.Roiło się tam od żołnierzy w he­łmach, którzy ściągali ze stanowisk działa i ka­rabiny maszynowe, zwijali niemiecką flagę.W miarę jak wielkie ciężarówki po drugiej strome mostu oddalały się na zachód, cichły szorstkie tony niemieckich pieśni.„Uciekają” - powiadali chłopi.„Przegrali wojnę” - szeptali odważniejsi.Nazajutrz w południe pojawił się koło wioski oddział konnicy.Liczył stu jeźdźców, może więcej.Wydawali się przyrośnięci do koni; je­chali z cudowną lekkością, w luźnym szyku.Ubrani byli w zielone niemieckie mundury z lśniącymi guzikami i w naciągnięte na oczy furażerki.Chłopi poznali ich od razu.Przerażeni, zaczęli krzyczeć, że nadciągają Kałmucy i trzeba ukryć kobiety i dzieci, żeby nie dostały się w ich ręce.Od miesięcy krążyły po wsi zdejmujące grozą historie o tych jeźdźcach, powszechnie zwanych Kałmukami.Wieśniacy mówili, że kiedy począt­kowo niezwyciężone wojska niemieckie zajęły rozległy obszar ziemi sowieckiej, przyłączyło się do nich - w większości dobrowolnie - wielu Kałmuków, dezerterów z Armii Czerwonej.Pa­łający nienawiścią do „czerwonych”, przechodzili na stronę Niemców, którzy pozwalali im łupić i gwałcić zgodnie z ich wojennym obyczajem i męską tradycją.Dlatego właśnie Kałmuków wysyłano do wiosek i miasteczek, które chciano ukarać za brak posłuszeństwa, a zwłaszcza do miasteczek leżących na drodze nadciągającej Armii Czerwonej.Kałmucy pędzili pełnym cwałem, pochyleni nisko, poganiając konie ostrogami i ochrypłym krzykiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl