[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skąd mu przyszła do głowy ta astronautyka? A gdyby naprawdę tak się nią zająć? A gdyby tak spróbować? To jest myśl! Odwraca się i idzie do biurka.Dziwny gość profesora TarantogiWidowisko telewizyjneOSOBY:PROFESOR TARANTOGAKAZIMIERZ NOWAK—HIPPERKORN.lat około trzydziestuMAGISTER SIANKO, sekretarz PROFESORA, lat około dwudziestu sześciuPRYMARIUSZ Zakładu dla Umysłowo ChorychPIELĘGNIARZ Zakładu dla Umysłowo ChorychŻONA NOWAKA—HIPPERKORNA, kobieta potężna lat około trzydziestuMELANIA, kucharka PROFESORAUwaga dla Reżysera.Ponieważ Kazimierz Nowak–Hipperkorn gra równocześnie dwie bardzo różne osoby, niezbędny jest aktor o wielkim zróżnicowaniu mimicznym, głosowym, który by się w szybkich „przerzutach” osobowościowych nie zgubił.W tekście widowiska osoba ta będzie stale nazywana Gościem.IGabinet Profesora Tarantogi.Profesor siedzi za biurkiem, przed nim — młodzieniec w okularach, Magister Sianko.Na boku stos listów.Telefon, obok kosz na papiery.Duże pudło z przegródkami na biurku.TARANTOGA przeglądając jakiś papier, który podał mu Sianko: A więc to tak.mój drogi… Jak się pan nazywa, jeśli łaska?SIANKO: Sianko.TARANTOGA: A.prawda… Przecież to tu napisane.Magister Krzysztof Sianko… I pan chciałby zostać moim asystentem, co?SIANKO: Tak.panie profesorze.TARANTOGA: A, to doskonale, to doskonale! Ale dając ten anons, miałem na myśli asystenta, który by był zarazem sekretarzem naukowym i osobistym… Czy to odpowiada panu?SIANKO: Tak, panie profesorze.TARANTOGA: To świetnie! Niedawno wróciłem z Ameryki, wie pan… Ze Stanów.Oni tam mają zwyczaj badania kandydata na każde stanowisko psychologicznymi testami, ale to nie dla mnie.Ja mam swoje, staroświeckie metody.Czy pan jest bystry? Inteligentny?SIANKO: Trudno mi powiedzieć, panie profesorze.Poniekąd…TARANTOGA: Poniekąd… Aha! Gdyby pan nawet nie był szczególnie inteligentny, wie pan.to też nic takiego, inteligencja się udziela, a ja jestem bardzo, wprost niezwykle inteligentny, wie pan.Wymagam tylko trzech rzeczy: po pierwsze dyskrecji, po drugie dyskrecji, i po trzecie…SIANKO: Dyskrecji.Rozumiem.TARANTOGA: No.tośmy się dogadali.Teraz przedstawię panu pańskie zadania.Najpierw jest korespondencja.O, dzisiejsza poczta! Wręcza Siance plik listów z biurka.Zechce pan po kolei przejrzeć te listy, powiedzieć mi, co w nich jest, a ja wskażę panu wytyczne, według których w przyszłości będzie pan decydował już samodzielnie…SIANKO otwiera pierwszy list, czyta: To jest zaproszenie na otwarcie…TARANTOGA: Do kosza.SIANKO wrzuca, bierze drugi list, czyta: Prośba o przyjęcie obywatelstwa honorowego miasta Sępipołć w powiecie mrzyskim.TARANTOGA: Dlaczego?SIANKO: Bo pańska prababka tam się urodziła.TARANTOGA: Ze strony dziadka po ojcu?SIANKO: Nie.babki po matce.TARANTOGA: Niech pan tu włoży… Wskazuje przegródkę pudełka na biurku.Zastanowię się potem.Proszę dalej!SIANKO: Zaproszenie na zamknięcie…TARANTOGA: Do kosza.SIANKO wrzuca, czyta nowy list: Hm… list prywatny…TARANTOGA: To nic.proszę czytać!SIANKO czyta: „Ukochany profesorze nasz! Jezdem jeno małem wyrobnikiem na nywie, chórem na prawie wszystko, lewe płuco odbite przez okupanta, i ja.inwalida, tak bym hciał czytać pańskie książki, bo pańskie książki to dla mnie wszystko, tylko ja nie mam pieniędzy, to może.ukochany profesorze nasz, pan z tego zrozumienia mnie przyśle”…TARANTOGA: Do kosza! To naciągacz.Do wszystkich rozsyłał już takie listy.Proszę następny!SIANKO: „Kochany profesorku! Pan mnie nie zna, ale słyszałam, że pan wrócił z zagranicy i wzięłam na odwagę napisać.Mam lat dziewiętnaście, jestem naturalną blondynką, koledzy w biurze mówią, że ząbki mam jak perełki”…TARANTOGA: Do kosza! Zaraz — co tam za cyfry są po drugiej stronie?SIANKO: To… jest podany obwód w piersiach, w kibici, i w tym.no… 98.81.96… czy mam wrzucić do kosza?TARANTOGA: Tak! Tak! Dalej!SIANKO czyta: „Panie profesorze, jest pan wynalazcą maszyny do podróżowania w czasie”… To ktoś niespełna rozumu, można wyrzucić?TARANTOGA: Nie! Proszę czytać dalej.SIANKO: „Robiąc doświadczenia przekonał się pan o pewnym fenomenie, którego istotę wyjaśnić mogę panu tylko osobiście.Niestety, jestem zamknięty w oblęcińskim Domu dla Umysłowo Chorych”… Mówiłem przecież, że to wariat…TARANTOGA: Proszę czytać dalej.SIANKO: …„dlatego proszę odwiedzić mnie pod jakimś pozorem, najlepiej jako daleki krewny.List wyrzucę przez mur podczas przechadzki, jak to zrobiłem już z pięcioma, z których żaden widać do pana nie dotarł.Przeprowadzam działania, które umożliwią mi wydostanie sio z Zakładu za kilka tygodni, ale każda chwila zwłoki grozi niebezpieczeństwem.Z poważaniem Kazimierz Nowak”…TARANTOGA: Jaka jest data?SIANKO: List nie ma daty.ale zobaczę na kopercie… Z ósmego, to znaczy sprzed tygodnia.Nie wyrzucać tego?TARANTOGA: Nie, mój drogi! Zbieramy się i jedziemy.Gdzie jest ten Oblęcin?SIANKO: Pod Warszawą.Jedziemy do tego Zakładu?TARANTOGA: Tak.Kiedy tam będziemy, zechce pan w miarę możliwości milczeć.Ja będę mówił i działał za nas obu.Zgoda?SIANKO: Oczywiście, jak pan profesor sobie życzy…TARANTOGA wstając: Tam, w tym stoliku pod oknem, jest kieszonkowy magnetofon.Proszę go wziąć.Zaraz… Podnosi słuchawkę.Melania? Halo, Melanio, czy zbiornik w samochodzie pełny? Dobrze.Wyjeżdżam.Otwórz bramę garażu.Co? Obiad? I obiad zjemy, i wszystko, co tylko zgotujesz, bądź spokojna.Odkłada słuchawkę.Panie magistrze, ruszamy!IIGabinet Prymariusza Zakładu Obłąkanych w Oblęcinie.Psychiatra, typowy, w okularach, wybitna inteligencja, mówi wykładowo, jak na sali do studentów, ze smakiem, wyraziście, tubalnie, lubuje się sobą.Siedzą Sianko i Tarantoga.PRYMARIUSZ: Więc to pana krewny — ten Nowak? Nic nam nie mówił.TARANTOGA: Tak.to znaczy daleki, daleki krewny, ale byłem do jego matki mocno przywiązany, wie pan.doktorze… Zgłosiłbym się wcześniej, niestety, dłuższy czas przebywałem za granicą, w Anglii, w Ameryce… Wróciłem dopiero przed tygodniem…PRYMARIUSZ: To niezwykły przypadek, panie profesorze.Wie pan.jestem starym psychiatrą, ale taki bogaty, piękny zespół halucynatoryczny.z tak głębokim rozszczepieniem osobowości, z deluzjami, ze stanami pomrocznymi, z taką sekwencją szubów schizofrenicznych — to rzadkość, to naprawdę istny brylant…TARANTOGA: Ach, tak? No, tam w rodzinie były takie… ale to stare dzieje, bo to było od strony jego pradziadka bodajże… uraz czaszki w czasie wojen napoleońskich.PRYMARIUSZ: Co pan mówi? Każę to wnieść do historii choroby.No, teraz jest olbrzymia poprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]