[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadwerężona ściana zaczęła się chwiać, wybrzuszyła się, wypadła jedna cegła, potem druga, za nimi z rumorem i hukiem runął wielki kawał muru, a z powstałego w ten sposób otworu wypadł najprawdziwszy w świecie autentyczny kościotrup! To, że Lesio siedział teraz w koszmarnej celi więziennej, nadal przykuty do rezstek ściany, zasypany cegłami i gruzem, w objęciach kościotrupa, to było jeszcze nic.Najprzeraźliwszy ze wszystkiego był fakt, że ów kościotrup warczał.Warczał Lesiowi nad uchem okropnym, przenikliwym, metalicznym dźwiękiem i wszystko wskazywało na to, że będzie tak warczał aż do dnia Sądu Ostatecznego! Tego było dla Lesia za wiele.Z panicznym krzykiem szarpnął się, chcąc zrzucić z siebie upiorny szkielet, z całej siły machnął obciążonymi łańcuchem rękami i z całej siły łupnął się w łokieć.Na krótki moment stanęły mu w oczach wszystkie gwiazdy na firmamencie niebieskim, a potem nagle oprzytomniał.Warczał budzik.Lesio leżał pod fotelem we własnym mieszkaniu i cholernie bolał go łokieć.Warczący budzik leżał obok niego, wskazując szóstą godzinę.Za oknem był jasny, słoneczny dzień.Przez nieskończenie długą chwilę nie mógł pojąć, co się właściwie dzieje.Jak to, zabił przecież naczelnego inżyniera?! Gdzie jest cela, gdzie kościotrup?! Czyżby ten cały koszmar był snem?.Nie dowierzając swemu szczęściu Lesio nie śmiał się jeszcze poruszyć.Ze wzruszenia zabrakło mu tchu.Leżał z bolącym łokciem pod fotelem iwydawało mu się, że leży w najpiękniejszym miejscu świata.Nagle przypomniał mu się ukradziony młot i zimny pot oblał go od stóp do głów.Zerwał się z bijącym sercem, wpadł do przedpokoju i rzucił się do szafki z butami.Młot tkwił w środku.Potwornie zdenerwowany Lesio pomyślał tylko jedno: że musi go natychmiast usunąć, wyrzucić, zniszczyć, pozbyć się go, unicestwić jakimkolwiek sposobem, tak, jakby młot posiadał w sobie nadprzyrodzoną siłę, która ów straszliwy koszmar senny mogłaby zamienić w rzeczywistość.Chwycił go, chcąc wyciągnąć, ale wbity uprzednio przemocą młot ani drgnął.W Lesia wstąpiły nadludzkie siły.Zaparł się nogą i szarpnął tak, jak nie szarpał jeszcze niczego nigdy w życiu! Okropny rumor obudził żonę Lesia.Wyrwana ze snu, na wpół przytomna, wpadła do przedpokoju i ujrzała swego męża, siedzącego na podłodze, wśród szczątków szafki wyrwanej ze ściany, przysypanego nieco tynkiem, przywalonego oberwanym wieszakiem, piastującego w ramionach potwornej wielkości młot do rozbijania kamieni.Trzeźwa, spokojna, zrównoważona Kasieńka na ten widok - zemdlała.Tym razem Lesio wkroczył do biura punktualnie.Od szóstej rano miał najzupełniej dużo czasu na ocucenie żony, uprzątnięcie ruiny w przedpokoju i złożenie odpowiednich wyjaśnień.Zdążył nawet pojechać taksówką na most Poniatowskiego i wrzucić mordercze narzędzie do Wisły, budząc tym duże zdumienie kierowcy.Nie mniejsze zdumienie obudziło teraz zarówno jego punktualne przybycie do pracy, jak i nieco osobliwe zachowanie.Od chwili przekroczenia progów biura Lesio z gorączkowym niepokojem jął się dopytywać o naczelnego inżyniera.Naczelnego inżyniera jeszcze nie było i nikt nie umiał wyjaśnić, co się z nim dzieje.Niepokój Lesia potężniał i rósł.Wspomnienie nocnego koszmaru i irracjonalny lęk o życie niedoszłej ofiary głuszyły w nim wszelkie inne uczucia i odbierały niemal przytomność umysłu.Nie był w stanie nic robić.Trwał w okropnym napięciu nerwowym, tracąc do reszty poczucie rzeczywistości i zarażając zdenerwowaniem współpracowników.Kierownik pracowni po długich i dociekliwych rozważaniach, popartych naradami z niektórymi członkami personelu, doszedł właśnie poprzedniego dnia do wniosków, nader dla Lesia pochlebnych.Uznał, że ma w swojej pracowni talent, który obowiązkiem jego jest kultywować i któremu powinien dopomóc w rozkwicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]