[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpo-wiedział, a ona weszła. Już po wieczerzy i noc zapadła.Nie jesteś, synu mój, głodny?  spytała. Nie  odpowiedział. Czyś chory? Nie, śpiący jestem.33  Matka pytała o ciebie. Gdzież jest? W letnim domu, na dachu.Odwrócił się i usiadł. Dobrze  Proszę cię, przynieś mi coś jeść. Co chcesz? Zostawiam to woli twojej, Amro.Nie jestem chory, ale nic mnie nie zajmuje.%7łycie niewydaje mi się tak piękne jak dziś rano.Nowa boleść zraniła mi duszę, nowa to choroba.A ty,Amro, która mnie znasz tak dobrze, która zawsze byłaś mi pomocną, pomyśl o takim poży-wieniu, które by mi zarazem było lekarstwem.Przynieś więc co sama uznasz za stosowne.Pytania Amry i spokojny, sympatyczny głos jej dowodziły, że przywiązanie łączyło tychdwoje serc.Gdy mówił, położyła mu rękę na czole, a zadowolona jego prośbą, rzekła: posta-ram się.Po chwili wróciła, przynosząc na drewnianej tacy dzban mleka, kilka ułomków białegochleba, delikatne z mielonej pszenicy ciasto, pieczyste z ptaka, miód i sól.Na jednym rogutacy stał srebrny puchar napełniony winem, na drugim świeciła ręczna lampa.Teraz dopiero można przypatrzeć się oświetlonej komnacie.Zciany jej były gipsowane; po-wała belkowana, dębowa; podłoga układana ozdobnie z cegieł niebieskich i białych, kunsztow-nie rżniętych, bardzo trwałych.Kilka krzeseł o rzezbionych nogach, tapczan niebieskim suk-nem, a w części kołdrą w białe i niebieskie pasy okryty, stanowiły urządzenie pokoju.Amra przysunęła krzesło do tapczanu, na którym spoczywał Juda, postawiła na nim tacę, asama uklękła, aby mu służyć.Jej ciemną twarz łagodziło w tej chwili wejrzenie pełne prawiemacierzyńskiej miłości.Mogła mieć około lat pięćdziesięciu.Biały turban okrywał jej głowę,ukazując końce uszu, w których tkwił znak jej służebnictwa, gdyż były one przekłute grubymszydłem.Była niewolnicą egipskiego pochodzenia; nawet uświęcona pięćdziesiątka nie uwolniłajej, a i ona danej jej wolności nawet nie przyjęłaby, gdyż młodzieniec, któremu służyła, był jejżyciem i za nic by go nie opuściła.W niemowlęctwie wykarmiła go, w dziecięctwie wypiasto-wała, a i teraz uważała się za nieodzownie potrzebną, zawsze uważając go za swoje dziecię.Raz tylko przemówił w czasie wieczerzy. Czyż przypominasz sobie, Amro,  rzekł  Messalę, który dawniej po całych dniach umnie przebywał? Przypominam go sobie. Wyjechał do Rzymu przed kilku laty, teraz powrócił.Byłem dziś u niego.Dreszczwstrętu przebiegł po całym młodzieńcu. Wiedziałam, że coś zaszło  rzekła. Nigdy nie lubiłam Messali, opowiedz mi wszystko.Juda zamyślił się, a na jej powtórne zapytanie rzekł tylko: Bardzo się zmienił i nic już niechcę mieć z nim wspólnego.Skoro Amra wyniosła tacę, opuścił i on komnatę, udając się z tarasu w górę na dach.Dach domu na Wschodzie rozmaitym służy celom.W czasie letnich dni mieszkańcy szu-kają chłodu i wypoczynku w cienistych komnatach, za to, gdy wieczór zapadnie, wychodząna dach, który służy im za miejsce zabawy, sypialnię, miejsce rodzinnych zebrań, modlitwy.Dlatego też tak wygodnie i z przepychem urządzali mieszkańcy Wschodu dachy swych do-mów.Szczytem przepychu były owe napowietrzne ogrody babilońskie.Juda przeszedł wolnoplatformę, dachu i wszedł do izby w wieży, a uchylając wpółpodniesioną zasłonę, znalazł sięwewnątrz pokoju.W czterech ścianach wieży mieściły się otwory, niby drzwi, przez którezaglądało niebo usiane gwiazdami.U jednego z otworów ujrzał kobietę opartą o poduszkitapczanu, całą w białych, lekkich draperiach.Na odgłos jego kroków wachlarz znieruchomiałw jej rękach, a gdy światło nań padło, zaświecił klejnotami, w które był oprawiony; podniosłasię i zawołała: Juda, mój syn.34  Tak, matko, to ja przychodzę  odpowiedział, przyspieszając kroku.Gdy się do niejprzybliżył, ukląkł; ona objęła go rękoma, całując i przyciskając do piersi.Kobieta zajęła z powrotem miejsce na poduszkach, syn zaś usiadł niżej na tapczanie, opie-rając głowę na jej kolanach.Patrzyli poprzez dachy niższych sąsiednich domów na niebie-skawy łańcuch dalekich wzgórz i na gwiazdziste niebo.W dole spoczywało w głębokim spo-koju miasto, tylko wiatr kołysał wierzchołkami drzew. Amra wspomniała mi, że cię coś niemiłego spotkało  mówiła z uśmiechem gładząc sy-na. Póki byłeś dzieckiem, mogłeś się martwić drobnostkami, ale odkąd jesteś mężczyzną,nie wolno ci zapominać  tu głos jej nabrał rzewności  że kiedyś masz być moim bohaterem.Mówiła językiem już prawie nieznanym w tym kraju, używało go niewiele rodzin; ale ta-kie rody, które go używały, były zwykle starożytne, bogate w mienie  kochały one tę mowętym goręcej, że wyrazniej odróżniała Hebrajczyka od poganina, a była językiem, którym Re-beka i Rachela rozmawiały z Beniaminem.Dzwięk tego języka zdawał się wprowadzać go w głębsze zamyślenie, po chwili pochwyciłrękę poruszającą wachlarz i rzekł: Dziś, matko, zmuszony byłem myśleć o rzeczach, które nigdy pierwej nie powstały wmojej głowie! Ale najpierw powiedz mi, błagam cię, czym ja mam być? Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem?Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl