[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z nich siedział na kamiennej płycie i popijał z butelki wino.Dwaj inni ciągnęli przez polanę jasnowłosą dziewczynę w zielonej sukni.Ręce miała związane na plecach.Mówiła coś, ale słów jej nie można było rozróżnić.Próbowała się wyrwać, ilekroć ją popychali.Upadła, ale szybko podnieśli ją z powrotem.- Poznaję tę dziewczynę - rozległ się głos Dilvisha.- To Sanya, ich kapłanka.Ale.Podniósł dłonie i przyłożył je do skroni.- Ale.Co się stało? Jak się tutaj znalazłem? Wydaje mi się, że widziałem Sanyę bardzo dawno temu.Obrócił się, chwycił swego towarzysza za ramię f spojrzał mu w twarz.- Mój przyjacielu - szepnął.- zdaje mi się, że znam cię od wieków, ale.Wybacz mi.Nie pamiętam twego imienia.Jego kompan zmarszczył czoło i zmrużył oczy.- Ja.Nazywasz mnie Black - odparł gwałtownie.- Tak.To nie jest moja zwykła postać!Zaczynam sobie przypominać.To było w ciągu dnia.pole pełne kwiatów.Chyba spaliśmy.I ta wioska! Zostały po niej tylko ruiny.Potrząsnął głową.- Nie wiem, co się stało.Jakie zaklęcie, jaka siła przywiodła nas w to miejsce?- Ale sam przecież też posiadasz moc - stwierdził Dilvish.- Czy mógłbyś nam pomóc? Czy możemy ją wykorzystać?- Nie wiem.Chyba zapomniałem, jak się to robi.- Jeśli tu umrzemy, w tym śnie, czymkolwiek jest, czy będzie to prawdziwa śmierć? Czy potrafisz to odgadnąć?- My.Widzę teraz wyraźniej.Polne kwiaty chciały naszego życia.Czerwone zabijają podróżnych.Usypiają swym aromatem, oplatają się dokoła i wysysają życie.Jednak w próbie zamachu na nas coś im przeszkodziło.To nie jest sen.Obserwujemy teraz, co się naprawdę zdarzyło.Nie jestem pewien, czy możemy odwrócić to, co już się stało.Z jakiegoś powodu musimy tu pozostać.- Czy grozi nam śmierć? - powtórzył pytanie Dilvish.- Jestem tego pewien.Nawet jeśli.jeśli padnę w tym miejscu, mogę przewidzieć wszystkie rodzaje niezwykłych problemów teologicznych z tym związanych.- Mam je gdzieś! - parsknął Dilvish i podążył w kierunku polany, kryjąc się w okalającym ją cieniu.- Jestem pewien, że chcą złożyć kapłankę w ofierze na ołtarzu jej własnej bogini.- Tak - powiedział Black, poruszając się cicho za nim.- Nie podobają mi się, ale obaj jesteśmy uzbrojeni.Jak uważasz? Kilku stoi przy ołtarzu, dwóch pilnuje dziewczyny.Powinniśmy podkraść się bardzo blisko, tak, aby nas nie dostrzegli.- Zgoda.Czy potrafisz posługiwać się mieczem? Myślę, że dla ciebie nie jest to obca rzecz?Black zaśmiał się po cichu.- Nie tak bardzo obca - odpowiedział.- Ci dwaj po prawej stronie nigdy się nie dowiedzą, jak trafili do Piekła.Proponuję, abyś zajął się tym na końcu, a ja poślę ich tam, gdzie ich miejsce.Potem wypraw na tamten świat tego z lewej.Wyciągnął bezszelestnie długie, obosieczne ostrze i ścisnął je w dłoni.- Mogą być trochę pijani - dodał.- To powinno pomóc.Dilvish sięgnął po swój miecz.Podeszli bliżej.- Powiedz kiedy - wyszeptał.Black uniósł broń.- Teraz!W migocącym świetle Black wyglądał jak ciemna plama.Kiedy Dilvish rzucił się na swego przeciwnika, pokrwawiona głowa upadła u jego stóp, a druga ofiara Blacka padła już na ziemię.Kiedy Dilvish wyciągnął ostrze z ciała, pozostali wydali z siebie przeraźliwy krzyk.Odwrócił się w poszukiwaniu następnej ofiary.Ostrze Blacka uderzyło ponownie, odrąbując prawą rękę przeciwnika na wysokości łokcia.On sam kopnął lewą stopą i trafił w krzyż mężczyznę siedzącego na kamiennym blacie.Ofiara stoczyła się na ziemię, a Dilvishowi zdawało się, że słyszy trzask pękającego kręgosłupa.Jednak teraz pozostali mężczyźni trzymali w dłoniach miecze, a od strony płonącego miasteczka dochodziły coraz głośniejsze krzyki.Kątem oka Dilvish dostrzegł biegnące ku nim osoby wymachujące bronią.Pociągnął za sobą swą drugą ofiarę.Wytrącił mu miecz, kopnął w goleń i silnym ciosem rozciął szyję.Obrócił się, by trafić następnego, który szybkim krokiem skradał się z tyłu i zauważył, że Black rozwalił czaszkę jednemu z napastników stojących pod ołtarzem i nabił na swe długie ostrze kolejnego, unosząc go z ziemi z ogromną siłą.Krzyki wokół były coraz głośniejsze.Dilvish znalazł się w zasięgu ciosu przeciwnika.Wykorzystał rękojeść swej broni jako kastet, waląc nim w szczękę wroga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]