[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morze ludzi.Nawet żołnierze w mundurach.- Chcesz powiedzieć, że masz na to ochotę przez cały dzień tylko z poczucia obowiązku? - zamienia się w słup soli, rozdziawia usta, wybucha śmiechem Brazylijka.- Słuchaj, Panta, znałam wielu mężczyzn i w tych rzeczach mam więcej doświadczenia niż ty.Zapewniam cię, że żadnemu facetowi na świecie ptaszek nie staje dla jakiegoś tani obowiązku.- Ale ja nie jestem taki jak wszyscy i to jest mój pech, mnie się nie przytrafia to co innym - upuszcza igrzebień, zastanawia się głęboko, myśli na głos Pantaleon Pantoja.- Jak byłem chłopcem, to nie chciało mi się w ogóle jeść, jadłem jeszcze mniej niż teraz.Ale gdy tylko przydzielili mi pierwsze zadanie, posiłki dla całego pułku, opanował mnie dziki apetyt.Cały dzień jadłem, ucząc się przepisów nauczyłem się gotować.Zmienili mi zadania i jak ręką odjął, żegnaj, łakomstwo, zaczęło mnie interesować krawiectwo, ubrania, moda, dowódca myślał, że jestem pedałem.A to tylko dlatego, że zlecili mi opiekę nad odzieżą garnizonu, teraz dopiero zdaję sobie z tego sprawę.- Żeby tylko nie rozkazali ci zająć się domem wariatów, Panta, bo od razu byś zwariował - wskazuje na iluminator Brazylijka.- Popatrz tylko na te bandytki, podglądają nas.- Sandra, Viruca, won stąd - biegnie do drzwi, odsuwa rygielek, krzyczy, gestykuluje Pantaleon Pantoja.- Ciupelek, po pięćdziesiąt solów każdej!- A od czego są księża, za co płacimy kapelanom? - spaceruje dużymi krokami po swym gabinecie, sprawdza bilanse, dodaje, odejmuje, oburza się Tygrys Collazos.- Żeby leżeli do góry brzuchem? Jak to jest możliwe, Scavino, żeby w garnizonach Amazonii roiło się od „braci”?- Nie wyskakuj tak, Panta - łapie go za ramiona, wciąga do kajuty, zamyka drzwi Brazylijka.- Zapominasz, że jesteś prawie nagi?- Zapomnieć? Ciebie? - odtrąca łokciami marynarzy i żołnierzy, potężnymi susami wskakuje na pokład, rozwiera ramiona kapitan Alberto Mendoza.- A skąd ci to do głowy przyszło, stary? No, niechże cię uścisnę.Tyle lat, Panta.- Co za radość, Alberto - klaszcze, schodzi z pokładu, ściska ręce oficerów, odsalutowuje podoficerom i szeregowcom kapitan Pantoja.- Nic się nie zmieniłeś, nic po tobie nie widać, że to już tyle lat.- Chodź do kantyny oficerskiej, strzelimy sobie jednego - bierze go pod ramię, oprowadza po obozie, popycha drzwi z metalową siatką, wybiera stół pod wentylatorem kapitan Mendoza.- Nie martw się o dupczenie.Przygotowania zakończone, a tutaj wszystko chodzi jak w rozkładzie jazdy.Chorąży, zajmijcie się tym, a jak się zabawa skończy, to proszę nas zawiadomić.I tak gdy żołnierze będą się wyładowywać, to my sobie tymczasem palniemy browarek.Co za radocha, Panta.- Słuchaj, Alberto, teraz sobie przypomniałem - obserwuje przez okno wizytantki wchodzące do namiotów, kolejki żołnierzy, kontrolerów zajmujących swe pozycje kapitan Pantoja.- Nie wiem, czy wiesz, że tej wizytantce, którą przezywają, hm.- Brazylijce? Już wiem, dla niej tylko regulaminowych dziesięciu, myślisz, że nie czytam twoich instrukcji? - pozoruje kuksańca, otwiera butelki, nalewa do szklanek, wznosi toast kapitan Mendoza.- Dla ciebie też piwa? Dwa, bardzo zimne.Ale to absurd, Panta.Jeśli ta sierotka podoba ci się, wkurza cię, że ją dotykają, to dlaczego] nie wyłączyć jej w ogóle ze Służby? Jesteś chyba[ od czegoś szefem, nie?- Co to, to nie - kaszle, czerwieni się, jąkaj pije kapitan Pantoja.- Nie chcę uchylać się odl moich obowiązków.Zresztą zapewniam cię, że ta wizytantka i ja, doprawdy.- Ale wszyscy oficerowie i tak o tym wiedząl i wydaje im się, że to bardzo dobrze, że maszl kochankę - oblizuje pianę z wąsów, zapala papierosa, pije, prosi o jeszcze jedno piwo kapitaitj Mendoza.- Ale nikt nie może rozgryźć tego twojego systemu.W porządku, rozumiem, że jak żołnierze heblują twoją babę, to nie sprawia ci to najmniejszej przyjemności.Tylko że po jaką cholerę tyle tego śmiesznego formalizmu.Dziesięć ciupciało tyle samo co sto, stary!- Dziesięć to tyle, ile wymaga regulamin widzi wychodzących z namiotu pierwszych żołnierzy, wchodzących drugich, trzecich, przełykaj ślinę kapitan Pantoja.- Jak mogę go złamać? Sam go ustanowiłem.- Ech, ty mózgu elektronowy, niech ten twój charakter diabli wezmą - odrzuca głowę do tyłu, przymyka oczy, uśmiecha się nostalgicznie kapitan Mendoza.- Jeszcze pamiętam, że w Chorillos jedynym kadetem, który pastował sobie buty tylko po to, by w chwilę później, w czasie manewrów, dokumentnie je zababrać, byłeś właśnie ty.- Trzeba przyznać, że od czasu gdy ksiądz Bel-; tran poprosił o zwolnienie ze służby, to Korpus Kapelanów pozostawia dużo do życzenia - przyjmuje skargi, sprawdza rekomendacje, słucha mszy, wręcza trofea, jeździ konno, gra w kręgle generał Scavino.- Ale co zrobić, Tygrys, ta zaraza ogarnęła całą Amazonię, nie mogła więc ominąć koszar.Mimo wszystko nie przejmuj się.Traktujemy tę sprawę jak najpoważniej i najsurowiej.Za obrazek dziecka-męczennika lub świętej Ignacji trzydzieści dni ścisłego, za zdjęcie Brata Francisco czterdzieści pięć.- Przyjechałem do Lagunas, Alberto, w związku z tym incydentem w zeszłym tygodniu - widzi wychodzących czwartych, wchodzących piątych, szóstych kapitan Pantoja.- Oczywiście przeczytałem twój raport.Ale wydało mi się to na tyle poważne, że przyjechałem przyjrzeć się terenowi, na którym się to zdarzyło.- Szkoda fatygi i twojego czasu - rozluźnia pasek od spodni, prosi o bułkę z serem, je, popija kapitan Mendoza.- To wszystko, co się dzieje, jest bardzo proste.W tych wiochach jak tyiko zbliża się konwój wizytantek, to zaczyna się dom wariatów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]