[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieli spuszczone oczy, nasze spoj­rzenia nigdy się nie spotkały.Niewolnicy, to musieli być niewolnicy.O mało nie powiedzia­łem czegoś do Hayrna, ale zdecydowałem, że nie byłoby torozważne posunięcie.Tak jak mój Kapitan penetrowałem wzro­kiem port.Miasto oglądane z bliska było tak samo obce, jak widziane z daleka.Zmienił się styl ubierania.Mężczyźni — ludzie i elfy — nosili luźne spodnie.Kobiety miały długie sukienki, którymi zamiatały podłogę.Kolory były przytłumione, ale w prze­różnych odcieniach.Ludzie, elfy, karły tu i tam.ale ani jednego Kenderyjczyka.Dziwne.Zawsze nie można było się od nich opę­dzić, pierwsi chcieli dotrzeć do każdej łodzi, aby dokładnie ją spenetrować.Wielu Kenderyjczyków było moimi przyjaciółmi, chociaż denerwowali Hayrna.Nie widziałem ani jednego z nich.Nagle przyszło mi do głowy, że rybacka łódź, którą widzia­łem u wejścia do portu, ta, o której pomyśleliśmy, że pochodzi z Hylo, miała załogę złożoną z ludzi.Byłem tego pewien.Mie­szkańcy Hylo, pomyślałem, byli narodem Kenderyjczyków, po­chodzącym z jednej z dużych wyspy na północnym Ergoth, na wschód od Palanthas.Pomyślałem, że mogli to być ludzie z So-lamnii, którzy pomagali rybackim rodzinom Hylo w czasie lata.Ale Kenderyjczycy też powinni być na pokładzie.Zawsze rzucali się w oczy z powodu specyficznego wzrostu i zwierzęcego zapachu.Teraz nie było żadnego.Moje spojrzenie spoczęło na malutkim skrzacie z ogromną żelazną obrożą na szyi, który spokojnie zmagał się z wielkim koszem ryb.Sięgnąłem wzrokiem dalej i w centrum małego otwartego placu dojrzałem bezzębnego, starego człowieka.Za pomocą obroży, którą miał na szyi, był przywiązany do grubego drewnianego słupa.Siwą brodą zakrywał twarz przed kamienia-| mi rzucanymi przez nieczułe dzieci.Gdzieś trzaskał bicz, jakaś kobieta krzyczała w boleściach.Nikt nie wyglądał na zaskoczonego, zupełnie jakby nie stało się nic nienormalnego.— Chętnie rozejrzałbym się dokładniej po okolicy — oznaj­mił kapitan.Przytaknąłem.Zacumowanego Latającego Kraba zo­stawiliśmy za sobą i niepewnie ruszyliśmy do nowego, obcego miasta.L Chociaż nazywaliśmy je Palanthas, zdecydowanie nim nie było.Tu i ówdzie rozpoznawałem znajome budynki, widząc inne,krzywiłem się.Ulice były prawie, ale nie całkiem, takie same.Mieszkańcy nosili inne stroje.Zdobyłem kilka skórzanych sakie­wek — sztuczki tej nauczył mnie kilka lat temu jeden z kolegów Kenderyjczyków.Dźwięczały w nich pieniądze, schowałem je za pas na później.Najlepiej nie pokazywać tego Hayrnowi, stary człowiek nie potrzebował dodatkowej dawki emocji.Jeszcze ważniejsze było to, aby nie pokazać miedziaków policji, która bezlitośnie wrzuciłaby mnie do więzienia jak złodzieja.Musieliśmy coś zjeść.Wyciągnąłem dwie srebrne monety i powiedziałem Hayrnowi, że znalazłem je na ziemi.Wziął je z wdzięcznością i wskazał na małą karczmę o nazwie Joyous Sirine; szyld zawieszony nad drzwiami zdobił wizerunek nagiej, zielonej kobiety.Podłoga była wyłożona słomą i śmierdziało tam potem, heblowanym drewnem i tanim piwem.Nieobca temu miejscu była też woń wymiocin i śmierdzącyh odchodów z ustępu.Wewnątrz było pełno ludzi, elfów i półelfów.Więk­szość z nich spojrzała na nas z zainteresowaniem.Klienci byli brudni, ale ich ubrania wyglądały na dobrze uszyte, dużo lepiej niż zazwyczaj spotykało się w Palanthas — naszym starym Pa-lanthas.Usiedliśmy przy stole w kąciku z tyłu karczmy.Obok znajdowało się okno, przez które mogliśmy spoglądać na zadrze­wioną aleję.Nie rozumiem — Hayrn odezwał się, ukrywając ustaw ciemnych, złączonych rękach.Kiedy czekaliśmy na obsługę,nerwowo szarpał bokobrody.Co to za rodzaj władzy? — szepnąłem.Hayrn patrzył przez okno na ścianę drzew, długo wahając się, zanim odważył się odezwać.Obywatele mają tylko połowę władzy.Jej pełnię ma Iabsolutny gubernator i grono jego sprzymierzeńców.Ergoth nigdy nie był zwolennikiem powierzania władzy!innym — dodałem.Czytałem dużo opowieści w wolnych chwi­lach.— Zauważyłeś, że nie ma tutaj Kenderyjczyków?Hayrn spojrzał na mnie zaskoczony.— Cóż.— mruknął, rozglądając się dookoła.— Zwrócę ina to uwagę.Może miejsce to było dla nich po prostu zbyt nudnew tym tygodniu.— Jeszcze nie skończył mówić, kiedy podszedł do nas karzeł odziany w paskudny strój.Karzeł wyglądał na pijanego.Miał niepewny krok i czerwo­ną, spuchniętą twarz.Wyglądał staro.Jego szczurzą, czarną brodę pokrywały pasy siwizny.Spod długiej brody wystawała wyjątkowo gruba metalowa obroża.Na rękach miał przewieszo­ne małe ścierki, które oferował nam, kiedy podszedł do stołu.Nie patrzyliśmy na niego.Wzięliśmy ścierki, aby wytrzeć ręce przed jedzeniem.i nagle zamarliśmy.Dłonie karła wiele lat temu zostały odcięte przy nadgarst­kach.Każdy kikut był zawinięty szmatą, przytrzymywaną przez skórzane opaski ciasno przylegające do przedramion.Z prawego kikuta wystawał wąski miedziany haczyk.Zniżając ręce, karzeł wybełkotał coś, czego ani ja, ani Hayrn nie byliśmy w stanie zrozumieć.Pochyliłem się ku niemu.Stary człowiek wciągnął powietrze i powtórzył w języku solamnij-skim, ale z dziwnym akcentem.Jego oddech był gorszy od zapachu gnijącego konia.Zapytał nas, co chcemy zamówić — objaśniłem Hayrnowi.Kapitan przełknął ślinę i poprosił o dwa piwa.Karzeł odszedł,pozostawiając nas z burzą myśli wirujących w naszych głowach.Dwa kufle piwa ściskał przy piersi za pomocą przedramion.Nie­pewnie przechodził dookoła innych klientów, którzy ignorowali go,i wreszcie niezgrabnie uderzył w nasz stół.Część piwa rozlała sięnajego rękawy.Sfrustrowany i zażenowany karzeł przygryzł wargę.Dziękuję — powiedziałem niskim głosem, kiedy kuflebyły na stole i karzeł odwrócił się, aby odejść.Zrobił krok do przodu, zatrzymał się, później odwrócił i przy­taknął, nie patrząc na mnie.Przez moment miał nienormalny dla tej krainy kontakt z godnością.Wziął ofiarowaną przez Hayrna monetę, mamrocząc coś pod nosem, po czym odszedł.— Co on powiedział? — zapytał Hayrn, marszcząc brwi.Obserwowałem chód karła.Coś mnie zaniepokoiło.— Powiedział, że nazywa się Duggin i że zaprasza nas,abyśmy zostali dłużej.Zastanawiałem się, co zaintrygowało mnie w tej istocie.Nagle doznałem olśnienia.Karzeł powiedział: „Znajdziesz u nas wszystko, czego potrzebujesz, a nawet więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl