[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbiegli do Tollarp, jak wyjaśniła dziewczynka.One nie musiały tam iść; były już na zachód od małego miasteczka.- Jak się nazywasz? - spytała Sol, prowadząc konia za uzdę.- Meta.- Mieszkasz gdzieś niedaleko?- Tak.Nie.Już teraz nie.- Co chcesz przez to powiedzieć?Dziewczynka podniosła dłoń i wytarła łzy z oczu, miała teraz ciemne smugi na twarzy.- Nigdzie nie mieszkam - płakała.- Chodzę po drogach i żebrzę o datki.- Nie masz rodziców? Nie należysz do żadnego dworu?- Nie.Moja matka była odźwierną.Umarła teraz, na wiosnę.Od tej pory tak chodzę, nie byłam w domu.Odźwierna? To takie lepsze słowo na określenie ladacznicy, pomyślała Sol.- Ale przed tym byłaś dziewicą?- O tak.Matka bardzo dbała, by nie było ze mną tak jak z nią.- I teraz ci szubrawcy.- Oni wiedzieli, kim była moja matka; że była niezamężna - odpowiedziała zawstydzona.- Chcieli mi dać nauczkę.Sol zagryzła zęby.- Powinnam obrócić ich w kamień, ale tak, by zachowali uczucia.Ludzie deptaliby po nich buciorami!Meta zaniemówiła.Chyba ją wystraszyłam, pomyślała Sol.Popatrzyła na dziewczynkę.- Wszystko będzie dobrze - powiedziała, zmuszając się do uśmiechu.- A gdzie mieszkałyście?- Koło strumienia, właśnie tam idziemy.- Wspaniale!Droga okazała się dość długa, choć dotarły już do strumienia.Z czasem szlochy umilkły, ale nieszczęsna dziewczynka nadal przedstawiała żałosny widok, kiedy kurczowo trzymała się konia, usiłując nie siedzieć na obolałych miejscach.Nareszcie Meta palcem wskazała na szałas, którego Sol wcale nie zauważyła.Przypominał zwykły kopiec ziemny.Poprosiła, by dziewczynka zeszła z konia.Meta ociągała się.- Myślę, że.że nie powinnyśmy tam wchodzić.- Dlaczego?- Nie.nie chcę.Głupstwa, pomyślała Sol.Mała musi przecież gdzieś mieszkać.To jednak rzeczywiście nie było przyjemne miejsce, w jamie musiało być ciemno i smutno.Sol znalazła coś w rodzaju wejścia i schyliła się, by wsunąć się do środka.Wewnątrz, w ciemności, leżały na posłaniu rozkładające się zwłoki.Do licha, czy ona nawet nie mogła pogrzebać matki? pomyślała Sol z rezygnacją.Nie było z kim porozmawiać, poprosić o pomoc.Zabierze stąd tylko to, co im się przyda; dziecko nie może tu zamieszkać.Wzięła jeden żałosny garnek bez uchwytu.Mocno potrząsnęła dwoma słupami, na których opierała się cała konstrukcja szałasu, tak aby wszystko zawaliło się, przykrywając ciało zmarłej.- Dobrze.To będzie jej grób.Pokój jej duszy - wymruczała Sol i szybko sporządziła amulet, który położyła na kopcu.Teraz duch zmarłej nie będzie ich prześladował.Sol nie widziała potrzeby odmawiania modlitw nad grobem, ale ze względu na dziewczynkę uwiła z wikliny krzyżyk.Sama uważała to za przesąd.Meta, załamana, w dalszym ciągu cicho płakała.Jeszcze przez godzinę wędrowały wzdłuż strumienia, aż doszły do miejsca, gdzie woda płynęła spokojnie.Sol rozpaliła ognisko w pięknym zakątku.Po obu stronach strumienia było płasko, utworzył się więc niewielki zalew.Podczas gdy w garnuszku gotowała się woda, Sol wyciągnęła jedzenie dla dziewczynki.Mała rzuciła się na nie tak, że Sol musiała ją powstrzymywać.- Rozchorujesz się, jeżeli będziesz jadła łapczywie - ostrzegła ją.Kiedy Meta już była syta, Sol wstała.- Skończyłaś, możemy więc zacząć.Meta spojrzała na nią zdziwiona.- Co zacząć?- Mycie.Rozbieraj się i wskakuj do strumienia.- Do wody? Nie! - wrzasnęła przerażona dziewczynka.- To niebezpieczne!- Kąpiel? Widać, że boisz się wody.Nie, w kąpieli nie ma nic niebezpiecznego.Wprost przeciwnie.Stanęło na tym, że Sol musiała rozebrać się i wciągnąć małą do wody.Wcześniej jednak wyjęła ług i nad garnkiem, w ciepłej wodzie, wyszorowała włosy i twarz dziewczyny.Meta wiła się i piszczała, była pewna, że umrze.Sytuację pogarszał fakt, że Sol natarła ją brzozowymi gałązkami i rozgrzana skóra niemal płonęła.- Spójrz! - wrzasnęła Sol; musiała krzyczeć, by zagłuszyć płacz Mety.- Zajrzyj do garnka! Zobacz, ile wszy i pcheł, i czort wie czego jeszcze.To wszystko żyło na tobie! Wskakuj do strumienia, pozbędziemy się reszty!Wrzaski, które teraz nastąpiły, niosły się na parę mil.Sol była jednak stanowcza, no i silniejsza, choć szkoda jej było dziecka, które musiało przeżyć kolejny wstrząs.Nie miała jednak innego wyjścia.A kiedy Meta w końcu zrozumiała, jakie to przyjemne uczucie, kiedy woda opływa ciało, uspokoiła się i tylko od czasu do czasu szlochała.Na jej usta wypełzł nieśmiało leciutki, drżący uśmiech.- Czy nie porwie mnie koń z potoku? - upewniła się.- Matka zawsze mi mówiła, żebym nie zbliżała się do wody, bo tam mieszka koń z potoku.Sol pojęła, że koń z potoku musiał być skańską wersją wodnika.- To jego tak się boisz? To mój przyjaciel.I znów Meta popatrzyła na Sol, tak jakby zastanawiała się, kim może być obca panna.Chętnie jednak odchyliła głowę w wodzie, by Sol porządnie mogła jej spłukać włosy.Śmiała się bardzo, kiedy jej uszy znalazły się pod wodą.- Słyszę, jak strumień szemrze uderzając o kamienie! - cieszyła się.- Wydaje się, że jest burza!Wreszcie Sol uznała, że dziewczynka jest już czysta.- Jakaż piękna jesteście, panienko - powiedziała Meta, kiedy nagie, trzymając się za ręce, wychodziły z wody.- Tak - odparła Sol po prostu.- To ogromna korzyść dla dziewczyny, uwierz mi! Ty też będziesz ładna, kiedy tylko nabierzesz trochę ciała i znikną wszystkie ślady po ugryzieniach.- Ale nigdy nie będę taka ładna jak wy - powiedziała Meta z podziwem.No tak, do mnie ci daleko, przyznała w duchu Sol bez śladu zawstydzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]