[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteśmy z tobą, możesz na nas polegać  oświadczyła Taran głosem zdła-wionym z dumy. Teraz możesz się czuć całkiem bezpieczny. Rozdział 11Stanęło więc na tym, że jadą wszyscy.Dwaj dworscy ludzie, którzy podróżo-wali z Erlingiem i Dolgiem do Graben, z radością zostali w domu.Mieli rodziny,które z niecierpliwością wyczekiwały ich powrotu i nie chciałyby znowu się z ni-mi rozstawać.Zamiast nich włączono do grupy dwóch bardziej żądnych przygód służących.Byli to bracia, silni i odważni.Może nawet trochę za bardzo odważni, niekiedynawet skłonni do ryzyka.Móri i Erling obiecali sobie, że będą ich trzymać w cu-glach, żeby nie doszło do jakichś niespodzianek.Tak więc następnego dnia przed południem spora gromadka jezdzców opusz-czała Theresenhof.Móri, Erling, Theresa, trójka dzieci z Nerem (on oczywiścienie konno), czterej gwardziści cesarza oraz dwaj służący.Stara służąca księżnejzostała w domu, ale kogoś do pomocy w drodze księżna musiała mieć, zabra-ła więc młodą pokojówkę Edith.Czternaście osób, osiemnaście koni, z którychtrzy niosły bagaże, a jeden był przeznaczony dla Tiril.Do tego wszystkiego pies.Oraz.Nie należy o tym zapominać: niewidzialni towarzysze Móriego.Oni teżbyli z nimi, zarówno Nauczyciel, jaki Duch Zgasłych Nadziei, Pustka, Hraundran-gi-Móri, Woda i Powietrze, Eliveva  opiekunka Dolga, i wiele innych duchówopiekuńczych wyruszających w drogę z ludzmi.Tyle tylko że ludzie ich nie widzieli.Wyczuwali ich obecność i tym razemnie budziła w nich lęku, wszyscy wiedzieli już, czego duchy mogą dokonać i jakwielką pomoc mogą stanowić.Dwaj służący podjechali do Dolga, by zapytać,jak wyglądają ich duchy opiekuńcze, najpierw byli trochę skrępowani, ale kiedyDolg w sposób bardzo naturalny wytłumaczył im, że to kobiety, odetchnęli z ulgą,a także lekkim podnieceniem.Czuli się teraz dużo bezpieczniej.Po chwili równieżgwardziści chcieli się dowiedzieć, jak wyglądają ich duchy opiekuńcze.Dolg pragnął komuś powiedzieć, jak bardzo brakuje mu Cienia.Tak, orszak musiał wyglądać imponująco, chociaż powóz zostawili w domu.Wydawało się, że łatwiej i szybciej będzie się posuwać bez niego.Nikt nie wie-dział przecież, jakie drogi czekają ich na południowym zachodzie.Theresa była uszczęśliwiona i przejęta tym, że może również jechać.Dręczącyniepokój o Tiril nie opuszczał nikogo, tak zresztą było od chwili, kiedy Tiril znik-67 nęła.Mimo jednak tego bolesnego zmartwienia wokół księżnej działo się wciążwiele podniecających rzeczy.To, co do tej pory przeżyła, jeśli chodzi o romantyczną stronę życia, nie byłospecjalnie budujące.Romans we wczesnej młodości, którego wspomnienie pod-trzymywało ją na duchu przez lata pozbawionego uczucia małżeństwa.Kiedy sięokazało, że i tamta młodzieńcza miłość miała bardzo niepewny grunt, nie pozo-stało jej właściwie nic.Dlatego teraz serce rozsadzała jej głęboka radość.Nigdy by jej nie przyszło dogłowy, że pięćdziesięcioletnia kobieta może jeszcze marzyć o miłości! %7łe widokbliskiego sercu człowieka może budzić takie wibracje w całym ciele.Kiedy jechali przez doliny Krnten, raz po raz spoglądała ukradkiem na Erlin-ga.Co on czuje?Wiedziała, że na pewno odczuwa łączącą ich głęboką więz.Wzajemne zrozu-mienie, zwłaszcza że oni oboje byli zwykłymi duszami pośród niezwykłych.Ale czy z jego strony to była tylko przyjazń, czy może.coś więcej?Trudne w tej sytuacji było też to, że to ona musiała, wykazać inicjatywę.Byłaksiężną, a on nawet nie pochodził ze szlacheckiego rodu.Ta myśl dręczyła jąnieznośnie.Wiedziała teraz, jak trudno jest wielu mężczyznom ubiegać się o rękęswojej wybranki.Jak muszą się bać odrzucenia.Ona sama najbardziej lękała siętego, że zobaczy w oczach Erlinga lodowaty chłód.Z drugiej strony wiedziała, że inicjatywy Erlinga spodziewać się nie może.Byłna to człowiekiem zbyt dobrze wychowanym, zbyt dobrze wiedział, co wypada.Co w takim razie mogła zrobić?Nic, to smutna prawda, ale prawda.W ciągu pierwszych dni zajechali daleko.Dzieci były dzielne, pod wieczórzdawały się co prawda zmęczone, ale żadne się nie skarżyło.Nawet Taran, którazawsze potrafiła odegrać wielką scenę z byle powodu.Ukąszenie owada mogła naprzykład dramatycznie przeżywać przez wiele godzin.Teraz pewnie się bała, że zostanie odesłana do domu.Gorzej jest chyba z Dolgiem, martwiła się Theresa.Ledwo zdążył się trochęprzespać po jednej długiej i niebezpiecznej wyprawie, a już zaczynała się nowa.Nie było w porządku z ich strony narażać to dziecko na takie trudy.Wszyscy jed-nak bardzo chcieli jak najszybciej odnalezć Tiril, trzeba było wybierać mniejszezło.Taran podjechała do babki na swoim gniadym koniu. No i jak ci idzie, moje dziecko? Zwietnie!  odparła dziewczynka. Nic mi nie jest t nie robię chybażadnych błędów. Bardzo dobrze  pochwaliła księżna.68 Rozejrzała się po okolicy i zawołała do jadących przodem: Powiedzcie mi, czy my nie jesteśmy gdzieś w pobliżu Feldkirch? Owszem, właśnie tam dojeżdżamy  odparli Erling i Móri, którzy tę drogępokonywali ostatnio wielokrotnie. Ja mam tutaj krewnych, kuzyna ze strony matki.Kiedyś byliśmy bardzo za-przyjaznieni, potem zawarliśmy małżeństwa i nasze drogi się rozeszły.Może mo-glibyśmy zostawić u nich blizniaki, one są już bardzo zmęczone i.Nie, zresztąnic! Ale ja jestem okropnie głodna! Czy moglibyśmy się tutaj zatrzymać? Dzięki ci, Thereso  odetchnął Erling z ulgą. Nie miałem odwagi samtego zaproponować.Okazało się zaraz, że wszystkim dokucza głód.Rozsiedli się więc pod jakimśdrzewem i służba zabrała się do przygotowania kolacji. O ileż przyjemniej się podróżuje, kiedy jesteś z nami Thereso. powie-dział Erling z uśmiechem. Dziękuję, że chciałaś się z nami wybrać.Roześmiała się w odpowiedzi. Dzieci  zwróciła się do wnuków  musicie bardzo dokładnie obejrzećsobie Feldkirch! To cudowne miasteczko.Człowiek czuje się tam, jakby się nagleprzeniósł w średniowiecze.A nad miasteczkiem wznosi się Schattenburg.Dolg potrząsał głową i śmiał się. Czyście wy zwrócili uwagę, ile my ciągle ostatnio widujemy starych zam-ków? A i tak nie poznaliśmy nawet połowy  wtrącił Móri. Ale uważam, żeta sprawa ma jakiś związek z Zakonem Zwiętego Słońca.Rycerze zakonu częstobywali właścicielami zamków, a już zwłaszcza wielcy mistrzowie.Pewnie dlategonieustannie wpadamy na jakieś zamczyska lub ponure ruiny. Chyba masz rację  przyznała Theresa. Ja sama zostałam wychowanaw pańskiej siedzibie, więc dla mnie to nie jest nic dziwnego, choć dla was torzeczywiście musi być zaskakujące.Móri popatrzył w dal. A i tak jeszcze nie widzieliśmy tego najstraszniejszego zamczyska. Daj spokój, Móri  upomniał go Erling. Nigdy nie będziesz miał dość?Jeden z gwardzistów podszedł z szacunkiem do rozmawiających [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl