[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz wyczułem bez pudła.Pewnych rzeczy nie chciał mi mówić.Pytanie brzmiało: czy powinienem o to zapytać wprost.Powstrzymało mnie od tego jedynie nagłe, przerażające przeczucie, jakie spłynęło znikąd, jak upiór, który nieoczekiwanie wynurza się ze ściany w nawiedzonym domu.Miało to związek z Demmickami.Ubiegłego wieczoru zachowywali się cicho z tego względu, że martwi ludzie nie wszczynają awantur.Było to jedno z tych praw, których człowiek może być absolutnie! pewien, na przykład że gówno zawsze spada, a nie się unosi.Prawie od pierwszej chwili gdy ujrzałem George'a, podejrzewałem, że pod powłoczką elegancji i wytworności kryje się w nim brutal, a w Glorii Demmick, w cieniu pięknej twarzyczki i pod płaszczykiem głupkowatego zachowania drzemie kawał drapieżnej dziwki.Szczerze mówiąc, było w tym trochę z Cole'a Portera, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi.I teraz w jakiś sposób nabrałem przekonania, że w końcu George dorwał żonę i zabił.zapewne również tego wrzaskliwie ujadającego welsh corgiego.Może Gloria siedzi wyprostowana w łazience, wciśnięta między prysznic a sedes, twarz ma czarną, oczy wybałuszone i białe jak stary marmur, z sinych ust zwiesza się jej język.Pies leży z łbem na jej podołku, na szyi ma zaciśnięty druciany wieszak na ubrania i nigdy już nie zaszczeka.A George? Martwy w łóżku, a na nocnym stoliku stoi buteleczka - teraz już pusta - po weronalu Glorii.Koniec z przyjęciami, koniec z jitterbugiem w “Al Arif', koniec z morderstwami w wyższych sferach w Palm Desert lub w Beverly Glen.Teraz już stygli, przyciągali roje much, ich opalone na basenach twarze bladły.Gloria i George Demmickowie, którzy umarli w maszynie tego człowieka.Którzy umarli w głowie tego człowieka.- Nie udało ci się mnie nie wystraszyć - oświadczyłem i nagle zacząłem wątpić, czy w ogóle mógłby to wszystko zorganizować w taki sposób, żebym się nie wystraszył.Zadajcie sobie sami pytanie: jak przygotować człowieka na spotkanie z Bogiem? Założę się, że nawet Mojżesz nieco spocił się pod swą suknią, gdy ujrzał krzak gorejący, a ja przecież jestem tylko zwykłym łapsem, który pracuje za czterdzieści dolarów dziennie plus wydatki.- “Jak upadły anioł" była książką o Mavis Weld.Owo imię i nazwisko, Mavis Weld, pochodzi z książki zatytułowanej “Siostrzyczka".Napisał ją Raymond Chandler.- Landry spojrzał na mnie niepewnie i z zakłopotaniem; odnosiłem wrażenie, że czuje się odrobinę winny.- To hommage.- Pierwszą sylabę wymówił tak, że rymowała się ze słowem “dom".- Dla ciebie może to kumpel, ale mnie imię i nazwisko tego faceta nic nie mówią - oświadczyłem.- Oczywiście, że nic.W twoim świecie, który jest moją wersją Los Angeles, Chandler nigdy nie istniał.Niemniej do swej książki wprowadziłem wszystkie nazwy i nazwiska z jego powieści.Philip Marlowe, detektyw wymyślony przez Chandlera, ma swoje biuro w Fulwider Building.Oczywiście, występują u niego inni.Vernon Klein.Peoria Smith.no i naturalnie Clyde Umney.W powieści zatytułowanej “Playback", był prawnikiem.- I wszystko to nazywasz hommage- Tak.- Może tak się to nazywa, ale dla mnie jest to wyłącznie wdzięczne określenie plagiatu.Mimo wszystko czułem się trochę dziwnie wiedząc, że moje imię i nazwisko wymyślił człowiek, o którym nigdy nie słyszałem i który żył w świecie, o jakim nawet nie śniłem.Landry miał na tyle przyzwoitości, że trochę się zaczerwienił, ale wzroku nie spuścił.- No cóż, może popełniłem niewielkie złodziejstwo.Z całą pewnością przyswoiłem sobie i zaadaptowałem styl Chandlera, ale nie ja pierwszy.To samo robił w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Ross Macdonald, a w siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Robert Parker.A jednak wszyscy krytycy wieńczyli ich za to laurowymi wieńcami.Poza tym sam Chandler wziął wiele z Hammetta i Hemingwaya, nie wspominając już o pisarzach brukowych, takich jak.Podniosłem rękę.- Skończmy może ten wykład z literatury i zejdźmy na ziemię.To wszystko jest szalone, ale.- Powędrowałem wzrokiem do fotografii Roosevelta, następnie popatrzyłem na czysty bibularz, a na końcu znów spojrzałem w wymizerowaną twarz siedzącego po drugiej stronie biurka człowieka.-.ale powiedzmy, że ci wierzę.Co zatem tu robisz? Po co tu przybyłeś?Ale już wiedziałem.Wyczułem to, choć odpowiedź podyktowało mi raczej serce niż rozum.- Przybyłem po ciebie.- Po mnie?- Przykro mi, ale tak.Obawiam się, że będziesz musiał zacząć myśleć o swym życiu w inny sposób, Clyde.Jak.eee, powiedzmy.jak o parze butów.Ty je zdejmujesz, a ja wkładam.Jak już je zasznuruję, odejdę.Oczywiście.Oczywiście, że tak postąpi.I nagle wiedziałem już, co muszę zrobić.jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić.Musiałem się go pozbyć.Na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech.Uśmiech w stylu l powiedz-mi-więcej.Jednocześnie zgiąłem nogi, gotów w każdej chwili skoczyć na niego przez biurko.Mój gabinet mógł opuścić tylko jeden z nas, to było oczywiste.I to ja zamierzałem być tym kimś.- Och, naprawdę? - odezwałem się.- To fascynujące.A co się stanie ze mną, Sammy? Co stanie się z prywatnym detektywem pozbawionym butów? Co stanie się z Clyde'em.Umneyem; to słowo miało być moim ostatnim nazwiskiem i ostatnim słowem, jakie ten intruz i złodziej usłyszy w życiu.Kiedy ono padnie z mych ust, skoczę.Cały kłopot jednak polegał na tym, że telepatia działała w obie strony.Zobaczyłem, że w jego oczach zaczyna pojawiać się trwoga.Przymknął powieki, ściągnął usta.Nie fatygował się już z maszyną Bucka Rogersa.Podejrzewam, że wiedział, iż nie ma na to czasu.- “Jego rewelacje podziałały na mnie niczym potężny narkotyk - odezwał się niskim, ale równym głosem, bardziej jakby recytował niż mówił.- Poczułem, że siła opuszcza me mięśnie, nogi mam jak dwa al dente spaghetti, i byłem w stanie tylko bezwładnie rozeprzeć się na krześle i gapić się w niego".Rozparłem się bezwładnie na krześle, wyprostowałem nogi i nie byłem w stanie robić nic innego, jak w niego się gapić.- Nie najlepiej - powiedział z nutą usprawiedliwienia Landry - ale szybkie kompozycje nigdy nie były moją mocną stroną.- Bydlaku - powiedziałem chrapliwym, słabym głosem.- Ty skurwysynu.- Tak - zgodził się.- Chyba nim jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]