[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Świecąc sobie pod nogi poszedłem korytarzem w stronę pokoju Karen, miejsca bitwy szamanów.Było bardzo cicho, zbyt cicho, bym był spokojny.Nie wiem, czy odważyłbym się zawołać jeszcze raz.Czułem niemal lęk przed tym, że ktoś mógłby mi odpowiedzieć.W miarę jak zbliżałem się do pokoju, moje nozdrza na nowo wypełnił ostry, mdlący odór krwi i śmierci.Skierowałem promień latarki wzdłuż korytarza, lecz nie dostrzegłem żadnego śladu Śpiewającej Skały.Może był wewnątrz, walcząc z Misqu-amacusem twarzą w twarz.A może wcale go tu nie było.Cicho, ostrożnie przeszedłem ostatnie kilka metrów, kierując latarkę na zachlapane krwią drzwi pokoju Karen.Słyszałem, że coś tam jest i porusza się, bałem się jednak myśleć, co to może być.Podchodziłem coraz bliżej trzymając się przeciwnej ściany korytarza, aż skoczyłem naprzód i oświetliłem wnętrze pokoju.To był Śpiewająca Skała, pełznący na czworaka po podłodze.Z początku zdawało mi się, że nic mu nie jest, lecz kiedy padło na niego światło odrócił ku mnie głowę i zobaczyłem, co Misquamacus zrobił z jego twarzą.Czując dreszcz grozy na karku przejechałem promieniem latarki po pokoju.Nie było ani śladu Misquamacusa.Uciekł i krył się teraz wśród smolistej czerni korytarzy dziesiątego piętra.Będziemy musieli znaleźć go i zniszczyć, uzbrojeni jedynie w latarkę i małą szklaną fiolkę zakażonego roztworu.- Harry? - szepnął Śpiewająca Skała.Wszedłem i ukląkłem przy nim.Wyglądał, jakby ktoś przejechał mu po twarzy siedmioma pasmami kolczastego drutu.Miał zerwaną skórę z policzka i popękane wargi.Krwawił obficie.Wyjąłem chustkę do nosa i najdelikatniej jak umiałem otarłem krew.- Bardzo cię boli? - spytałem.- Co się stało? Gdzie jest Misquamacus?Śpiewająca Skała starł krew z ust.- Próbowałem go zatrzymać - szepnął.- Zrobiłem wszystko, co mogłem.- Uderzył cię?- Nie musiał.Rzucił mi w twarz garścią instrumentów chirurgicznych.Gdyby tylko mógł, zabiłby mnie.W szafce przy łóżku znalazłem trochę gazy i bandaże.Po wytarciu krwi twarz Śpiewającej Skały nie wyglądała już tak fatalnie.Ochronne czary odchyliły większość skalpeli i próbników, które Misquamacus posłał w jego stronę.Kilka z nich wbiło się w ścianę aż po rękojeści.- Masz tego wirusa? - spytał Śpiewająca Skała.- Poczekaj tylko, aż powstrzymam krwawienie i idziemy za nim.- Mam.Nie wygląda to groźnie, ale Winsome twierdzi, że załatwi sprawę z tysiąckrotnym zapasem.Śpiewająca Skała wziął fiolkę i przyjrzał się jej uważnie.- Módlmy się, żeby poskutkowało.Nie mamy chyba zbyt wiele czasu.Podniosłem latarkę.Podeszliśmy cicho do drzwi i zaczęliśmy nasłuchiwać.Nie było słychać niczego prócz naszych tłumionych oddechów.Wśród pustych, mrocznych korytarzy czekała ponad setka pokoi, w których mógł się ukryć Misquamacus.- Widziałeś, w którą stronę poszedł? - spytałem Śpiewającej Skały.- Nie.Zresztą, minęło już pięć minut.Może być wszędzie.- Jest zupełnie cicho.Czy to coś oznacza?- Nie wiem.Nie wiem, co on zamierza zrobić.Chrząknąłem.- Co ty byś zrobił na jego miejscu? Myślę o czarach? Śpiewająca Skała zastanawiał się przez chwilę, cały czas przyciskając do poharatanego policzka zakrwawiony tampon.- Nie jestem pewien - odparł.- Trzeba spojrzeć na sprawę z jego punktu widzenia.Wydaje mu się, że ledwie kilka dni temu opuścił Manhattan siedemnastego wieku.Biały człowiek wciąż jest dla niego obcym i wrogim najeźdźcą znikąd.Misquamacus jest bardzo potężny, lecz najwyraźniej przestraszony.Co więcej, fizycznie stał się kaleką, a to nie wpływa dodatnio na jego morale.Przypuszczam, że wezwie na pomoc wszystko, co tylko zdoła.Błysnąłem latarka w głąb korytarza.- Masz na myśli demony?- Oczywiście.Jaszczur-z-Drzew to zaledwie początek.- Co w takim razie możemy zrobić?Śpiewająca Skała tylko potrząsnął bezradnie głową.- Jedna rzecz działa na naszą korzyść - stwierdził.- Jeśli Misquamacus zechce sprowadzić demony z najgłębszej otchłani, musi przygotować bramy, przez które zdołają przejść.- Bramy? O czym ty mówisz?- Wytłumaczę ci to możliwie najprościej.Wyobraź sobie, że istnieje mur pomiędzy światem duchów i światem fizycznym.Jeżeli Misquamacus zechce sprowadzić jakieś demony, musi wyjąć z tego muru kilka cegieł i stworzyć otwór, przez który przejdą duchy.Trzeba je także jakoś przywabić.Demony prawie zawsze żądają jakiejś zapłaty za swe usługi, jak Jaszczur-z-Drzew tego skrawka żywego ciała.- Skrawka? Chryste, ładny skrawek.Śpiewająca Skała ścisnął mnie za ramię.- Harry - powiedział cicho.- Stracimy więcej, zanim ta sprawa się skończy.Spojrzałem na niego poważnie.Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że znaleźliśmy się w pułapce i że jest z niej tylko jedno wyjście.- Dobrze - odparłem.Wcale nie było dobrze, ale nie mieliśmy wyboru.- Chodźmy go poszukać.Wyszliśmy na korytarz i rozejrzeliśmy się.Cisza aż przygniatała.Słyszałem ruch cząstek powietrza, uderzających w moje bębenki i bicie własnego serca.Tłumiony lęk przed spotkaniem z Misquamacusem lub jednym z jego demonów sprawiał, że drżeliśmy obaj i oblewaliśmy się zimnym potem.Śpiewająca Skała szczekał zębami, gdy badaliśmy pierwsze korytarze.Zatrzymywaliśmy się przy każdych drzwiach świecąc latarką przez szybę, by sprawdzić, czy szaman nie kryje się wewnątrz.- Te bramy - spytałem Śpiewającej Skały, gdy skręcaliśmy w pierwszą odnogę.- Jakie one są? Indianin wzruszył ramionami.- Jest wiele rodzajów.Aby sprowadzić takiego demona, jak Jaszczur-z-Drzew wystarczy krąg na podłodze, odpowiednie obietnice i zaklęcia.Lecz Jaszczur-z-Drzew nie jest szczególnie potężny.Stoi dość nisko w hierarchii indiańskich demonów.Żeby wezwać groźniejszego demona, jak Strażnik Masztu Wigwamu czy Wąż Wodny, musisz przygotować taką sytuacje, by fizyczny świat wydał im się atrakcyjny.- Sprawdź tamte drzwi - przerwałem świecąc latarką w szybę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]