[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lordzie Oliverze - odezwał się Johnston, dwornie skłaniając głowę.- Skąd ta oziębłość, magistrze? - rzucił gospodarz, pogardliwie wydymając wargi.- Azali chcesz mnie zranić? Czymże sobie zasłużyłem na twoją wrogość? Nie radujesz się, żem cię sprowadził z klasztoru? Zapewniam, ucztować tu będziesz mógł do woli.Żadną miarą nie potrzebnyś opatowi, jeno mnie.Profesor stał z dumnie uniesioną głową, milczał.- Nie masz mi nic do powiedzenia? - zdziwił się Oliver, patrząc na niego spode łba.Zmarszczył brwi.- I to się odmieni - syknął.Johnston nawet nie drgnął.Uparcie milczał.Gospodarz ochłonął szybko, rozpogodził się i uśmiechnął blado.- Dość! Dość! Nie spierajmy się.Z całą łaską i szacunkiem, potrzebna mi twoja rada.Uczonyś, a mnie najbardziej potrzeba uczonych rad, jako gada to pospólstwo.- Wokół stołu rozległy się chichoty.- Mówiono mi, że potrafisz zobaczyć przyszłość.- Nikt nie może jej zobaczyć - odparł Johnston.- Zaiste? Mniemałem, że ty możesz, magistrze.Lepiej bacz o swoją.Nie godzi się, aby człek twojego stanu znosił cierpienia.Wieszli, jaki koniec spotkał twego imiennika, ostatniego króla, Edwarda Głupiego? Znać po twojej minie, że wiesz.Nie było cię jednak pośród obecnych wtenczas na zamku, ja zaś byłem.Uśmiechnął się złowieszczo i odchylił na oparcie krzesła.- Ni jeden ślad nie został na jego ciele.Johnston pokiwał głową.- Lecz jego wrzaski słychać było na milę.Erickson spojrzała pytająco na Marka, który wyjaśnił jej szeptem:- Mówią o Edwardzie Drugim, królu angielskim.Został uwięziony i zamordowany.Oprawcy nie chcieli zostawiać na jego ciele śladów tortur, wetknęli mu więc rurę w odbytnicę i tak długo grzebali rozżarzonym pogrzebaczem we wnętrznościach, aż skonał z bólu.- Kate wzdrygnęła się z obrzydzenia, toteż dodał szybko: - Król spędzał życie na hulankach i w powszechnym przekonaniu egzekucję wykonano w sposób bardzo stosowny.- W rzeczy samej, wrzaski było słychać na milę - rzekł Oliver.- Zatem miej to na względzie.Wiesz o wielu rzeczach, o których i ja chciałbym wiedzieć.Będziesz moim doradcą alibo nie znajdziesz dla siebie miejsca na tym świecie.Przerwał mu rycerz, który przecisnął się za plecami biesiadników i powiedział coś szeptem na ucho.Miał na sobie kasztanowo-szary płaszcz wojsk Olivera, a poorana głębokimi zmarszczkami twarz świadczyła o sporym bitewnym doświadczeniu.Przez jego lewy policzek, od czoła aż linię szczęki ginącą pod stójką płaszcza, biegła głęboka blizna.Lord wysłuchał go z uwagą mruknął:- Tak mniemasz, Robercie?Rycerz ze szramą pochylił się i znów zaczął szeptać, nie spuszczając wzroku z profesora.Lord Oliver także wpatrywał się w Johnstona, wreszcie odparł:- Cóż, przekonamy się.Sir Robert szepnął jeszcze parę słów, a gospodarz pokiwał głową.* * *Marek popatrzył na stojącego obok dworzanina i zagadnął po oksytańsku:- Wybaczcie, cóż to za szlachcic znajduje posłuch lorda?- To sir Robert de Kere, przyjacielu.- De Kere? Nie znam go.- Od niedawna służy panu, rok jeszcze nie minął, znalazł jednak dużo względów w oczach sir Olivera.- Ach, tak.A to z jakiego powodu?Nieznajomy obojętnie wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że motywy decyzji kasztelana nie są powszechnie znane.- Sir Robert ma bitną naturę i jego rady w sprawach oręża spotkały się z zaufaniem lorda Olivera.- Zniżył głos i dodał: - Prawdę rzekłszy, nie w smak mu widok innego doradcy, na dodatek uczonego, co może być wyniesiony ponad niego.- Rozumiem.- Marek pokiwał głową.Sir Robert musiał naprawdę się bardzo zagrożony, bo nadal szeptał z przejęciem, dopóki lord Oliver nie machnął mu przed nosem dłonią, jakby się opędzał od natrętnego komara.Rycerz skłonił się szybko i wycofał, pozostał jednak za krzesłem gospodarza.- Magistrze - powiedział głośno Oliver.- Mój panie.- Doszły mnie wieści, jakobyś znał metodę greckiego ognia.Marek mimowolnie parsknął z pogardą.Szeptem wyjaśnił Kate:- To zapomniana tajemnica.Nikt jej nie zna.Sława tych owianych legendą pocisków zapalających, siejących ogromne spustoszenia w szeregach wroga, przetrwała stulecia, lecz ich budowa nie była znana, pozostawała przedmiotem licznych sporów historyków.- Tak, znam tę metodę - przyznał Johnston.Marek zmarszczył brwi.Do czego on zmierza? - pomyślał.Bez wątpienia profesor przejrzał zamiary kasztelana, ale musiał wiedzieć, że naraża się na olbrzymie niebezpieczeństwo.- I możesz zrobić ogień grecki? - zapytał Oliver.- Mogę, mój panie.- Mhm.Gospodarz obejrzał się i zmierzył surowym wzrokiem sir Roberta.Wyglądało na to, że doradca tym razem się pomylił.Kiedy Oliver znów popatrzył na profesora, ten rzekł:- Zrobiłbym go bez trudu, gdybym miał tu swoich uczniów.- Co? Uczniów? Masz ty uczniów?- Mam, mój panie, i.- To pewne, będą mogli ci służyć pomocą, magistrze.Gdyby zaś stało się inaczej, otrzymasz taką pomoc, jaka będzie ci konieczna.Tym troskać się nie musisz.A płonąca rosa, ogień z Nathos? Jego takoż znasz?- Znam, mój panie.- Zali dasz temu dowód próbą demonstracji?- Kiedy sobie zażyczysz, mój panie.- Bardzo dobrze, magistrze.Bardzo dobrze.- Oliver zawiesił głos i przez chwilę wpatrywał się w profesora.- I znasz ten jeden sekret, który chcę poznać ponad wszystko inne?- Sir Oliverze, ten sekret nie jest mi znany.- Kłamiesz! Znasz go! I wyjawisz go przede mną! - ryknął kasztelan waląc pucharem o stół.Poczerwieniał, na skroniach wystąpiły mu nabrzmiałe żyły.Donośny okrzyk rozniósł się echem po sali, zamilkły wszelkie rozmowy.- Uzyskam twą odpowiedź jeszcze dzisiaj!Pies, który wcześniej wskoczył na stół, aż przysiadł ze strachu.Olivier strącił go wierzchem dłoni.Zwierzę musiało się boleśnie potłuc, bo uciekło z piskiem.Siedząca obok dziewczyna chciała zaprotestować, ale gospodarz zaklął szpetnie i wymierzył jej tak silny policzek, że przewróciła się razem z krzesłem i uderzyła głową o posadzkę.Nawet nie zdążyła krzyknąć.Leżała bez ruchu z nogami w górze.- Rozsierdziłeś mnie! - huknął Oliver, wstając od stołu.- Okrutnie mnie rozsierdziłeś!Powiódł dokoła wściekłym spojrzeniem, z dłonią na rękojeści miecza, jakby szukał następnej ofiary.W sali panowała martwa cisza.Nikt się nie poruszył, wszyscy wbili wzrok w ziemię.Wydawało się, że czas nagle stanął w miejscu i tylko lord Oliver zachował zdolność ruchu.Sapnął z irytacji, dobył miecza i z łoskotem spuścił go na stół.Talerze i puchary z brzękiem podskoczyły, gdy głownia wbiła się w krawędź blatu.Gospodarz znów spojrzał na profesora.Szybko odzyskiwał panowanie nad sobą.- Będziesz mi posłuszny, magistrze! - wycedził i ruchem głowy dał znać strażom.Zabrać go! Niechaj ma sposobność do medytacji!Dwaj strażnicy chwycili profesora pod ramiona i pociągnęli z powrotem przez zatłoczony hol.Kate i Marek znaleźli się w pierwszym szeregu uskakującej im z drogi gawiedzi, ale Johnston szedł ze spuszczoną głową, nawet ich nie widział.Lord Oliver powiódł wzrokiem po sali.- Siadać i weselić się! - warknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]