[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piracki wygląd pozwolił mu trzykrotnie na porwanie samolotu, pełnego bogatych pasażerów.Po prostu policja i obsługa lotniska, widząc tak dziwnie ubranego pasażera, ani przez chwilę nie przypuszczały, że mogą mieć do czynienia z prawdziwym piratem.Raz wzięto go za dziwaka, lubiącego niezwykłe stroje, kiedy indziej za aktora filmowego, udającego się na zdjęcia do Hollywood, na koniec zaś za człowieka upośledzonego na umyśle.Tymczasem Bob w czasie lotu odkręcał swą drewnianą i wydrążoną nogę i wyciągnąwszy z niej pistolet maszynowy kazał pilotowi lądować w Barpiwonii, gdzie czekał już szef Joe Pietruszka.Pasażerowie, którzy się okupili, wracali bezpiecznie do swych domów, ci zaś, którzy twierdzili, że nie.mają przy sobie ani grosza, byli zmuszani do ciężkiej pracy w kamieniołomach, a nawet do niańczenia pirackich dzieci, co stanowiło najgorszą karę!- Słucham, szefie - powiedział Bob zachrypniętym głosem.- Za godzinę mają się tu stawić: Billy, Killy i Sally.- Ale się nie stawią.Joe włożył rękę do kieszeni i namacał rękojeść rewolweru.- Co to, bunt?- Nie - rzekł sekretarz.- Żaden bunt, tylko trudność.- Z powodu czego?- Billy miał dziś porwać statek pasażerski „Stefan Batory”, płynący z turystami na Wyspy Kanaryjskie, i właśnie przed chwilą meldował mi przez radio, że znajduje się w Las Palmas.- Niech zostawi go w spokoju i natychmiast przylatuje do mnie.- Billy ma bardzo szybki samolot, szefie - ale nie zdąży za godzinę.Czy nie można by przesunąć terminu odprawy?- Dobrze - rzekł Joe i wyjął rękę z kieszeni.- Wobec tego wyznaczam odprawę na dwunastą w południe.A Sally i Killy?- Z nimi będzie łatwiej - odparł Bob.- Sally jest w domu i pisze wypracowanie z rachunków dla swego syna, a Killy wyskoczył na chwilę z biura, aby ukraść jakiś samochód.Powiedział, że nie chce wyjść z wprawy.- Pracowity facet - mruknął Joe z aprobatą.- Muszę mu podwyższyć pobory.A teraz chcę się wykąpać.Czy w basenie jest świeże błoto?- Oczywiście - odparł Bob.- I świeże żaby także.Z tym zamiłowaniem do kąpieli w błocie Joe miał trochę kłopotu.Prawdę mówiąc, wstydził się tej słabości, ale nie mógł znaleźć w sobie sił, aby się jej wyrzec.Chlapanie się w błocie zawsze wprowadzało go w dobry humor.Co więcej, w czasie tych kąpieli przychodziły mu do głowy pomysły najlepszych interesów, które natychmiast po wyjściu z basenu wcielał w życie z właściwą sobie energią.Już dawno doszedł do przekonania, że ową dziwną skłonność odziedziczył po którymś ze swych odległych przodków, nie wiedział tylko, po którym.Również i tym razem rozkoszna kąpiel dała spodziewane rezultaty.W ciągu kilkunastu minut opracował techniczne szczegóły akcji, której nadał nazwę „Operacja Smok”.Spłukując błocko pod prysznicem, wiedział już dokładnie, jakie instrukcje wyda swym trzem najlepszym pracownikom w czasie zapowiedzianej na południe odprawy.* * *Narada w gabinecie Pietruszki trwała aż trzy godziny.Przez ten czas spiskowcy wypili beczkę rumu i wypalili wagon cygar.Zgodnie ze starożytnym zwyczajem na stole płonęły świeczki, okna były zasłonięte czarnymi storami, a z taśmy magnetofonu sączyły się ściszone dźwięki „Tańca szkieletów”.- A więc - zakończył naradę szef Barpiwonii - sprawa polega na tym, żeby w sposób dyplomatyczny nakłonić Smoka do współpracy z nami.To robota dla mnie.Jeżeli się zgodzi, wszystko pójdzie jak z płatka.Jeżeli zaś odmówi (choć nie sądzę, żeby był aż tak głupi), porwiemy go podstępem.Musimy być gotowi na wszystko.Gra idzie o wielką stawkę.Jasne?- Jak księżyc na nowiu - odparły trzy ponure draby.- Są pytania? - dodał Joe.Killy podniósł dwa palce:- Będzie premia?- Pod warunkiem, że wykonacie robotę w terminie.- To się rozumie - mruknął Killy.- Czy zawiedliśmy cię kiedy, szefie?- Nigdy - skinął głową Joe.- Dlatego jeszcze żyjecie, i to dość luksusowo.Inaczej dawno bym już was rzucił na pożarcie rekinom.To mówiąc Joe spojrzał na elektroniczny zegarek.- Koniec odprawy! Idźcie teraz do stołówki na obiad.Od jutra będziecie jadać wyłącznie polskie potrawy, czyli bigos oraz kotlety schabowe z kapustą.Nauka języka rozpocznie się pojutrze.Będzie ją prowadzić ten profesorek z Warszawy, który od roku pracuje w kamieniołomie na Czarciej Górze.Wprawdzie z wykształcenia jest matematykiem, ale może da sobie radę.Cześć pracy!Trzej piraci ryknęli jak jeden mąż:- Cześć!Po ich wyjściu Joe pogasił świeczki i otwarł okna.Do gabinetu wtargnęło parne, nagrzane powietrze.Na horyzoncie zbierały się chmury.Będzie burza - pomyślał Pietruszka.- Żeby tylko nie strzelały pioruny, bo bardzo tego nie lubię.* * *Wieczorem, w jasno oświetlonych salonach pałacyku, zgromadzili się zaproszeni goście.Większość z nich przybyła luksusowymi samochodami, zaopatrzonymi w pancerze odporne na pociski „ziemia-ziemia”.Każdego, kto wchodził do wnętrza willi, rewidowały dwa tresowane goryle, odbierając broń w postaci rewolwerów, noży, zatrutych szpilek oraz jadowitych węży, schowanych zazwyczaj w papierośnicach.Mr Joe i jego małżonka witali swych gości uprzejmymi okrzykami w rodzaju: „Hej” lub „hallo, stary drabie”! Dziesięciu lokajów roznosiło złote tace.z kanapkami oraz kieliszki napełnione szampanem, pochodzącym z winnic Pietruszki.Galeria przodków wywołała zachwyt zebranych.Bohaterowie byli wymalowani „jak żywi”, a w dodatku w naturalnej wielkości! Każdy obraz został zaopatrzony w tabliczkę, na której widniało imię i nazwisko sportretowanej osoby oraz daty urodzin i śmierci.Założyciel rodu, Hakkon Bezzębny, uwieczniony został na pokładzie łodzi dzielnych wikingów, zaopatrzonej w silnik odrzutowy.Prapradziadek Joego, Herman Jednoręki, spoglądał na świat z wysokości szubienicy, zaś słynny z okrucieństwa Ali Ibn Jusuf el Bengazi, postrach Morza Śródziemnego w XVII stuleciu, stał dumnie na piramidzie wykonanej z kości swych ofiar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]