[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie towar też tam trzyma.- Zachichotał.- Cały towarmiędzy nogami.Charles Freck pochylił się ku niemu.- Mówisz, że Arctor nigdy nic rypał Donny? Zawsze opowiada o niej tak, jakby to z nią robił.- Taki właśnie jest Bob Arctor - odparł Barris.-Mówi tak, jakby robił bardzo wiele rzeczy.Ale mówić a robić to z całąpewnością nie to samo, o nic.- Jak to możliwe, że jej nigdy nic przeleciał? Nic staje mu czy co?Barris zastanowił się głęboko, bawiąc się przy tym sandwichem patty melt, który zdążył tymczasem pokruszyć na małekawałeczki.- Donna ma kłopoty.Może nawet samu jest uzależniona.Wiesz, niechęć do kontaktów seksualnych: ćpuny przestają sięinteresować seksem, ponieważ ich narządy puchną w następstwie zwężenia naczyń.A jeśli chodzi konkretnie o Donnę, to jakzauważyłem, przejawia wyjątkową niezdolność do osiągnięcia stanu podniecenia.I to nie tylko z Bobem Arctorem, ale.-przerwał jakby ze złością - również z innymi mężczyznami.- Cholera, chcesz powiedzieć, że ona za nic nie da.- W końcu by dała - odparł Barris - gdyby do niej właściwie podejść.Na przykład.- Spojrzał na Charlesa tajemniczo.-Mogę ci pokazać, jak ją bzyknąć, wydając przy tym jedynie dziewięćdziesiąt osiem centów.- Ja wcale nie chcę jej bzykać, tylko kupić towar Nagle poczuł się niepewnie.Kiedy był z Barrisem, czuł ciągle jakiś ucisk wżołądku.- A dlaczego akurat dziewięćdziesiąt osiem centów? - zapytał.Przecież nic wezmie za to pieniędzy.Taka to ona nicjest.A poza tym to dziewczyna Boba.- Nie chodzi o to, żeby dawać jej do ręki pieniądze -rzekł Barris w ten charakterystyczny dla niego wystudiowany sposób.Pochylił się w stronę Charlesa i wydawało się, że jego włochato nozdrza wietrzą już osiągniętą podstępem rozkosz.Co więcej,zielone szkła jego słonecznych okularów zaszły lekką mgiełką.- Donna bierze kokainę.Rozłoży się przód każdym, kto da jejgram koksu, zwłaszcza gdyby dodać pewnych rzadkich związków chemicznych, nad którymi prowadzę właśnie szczegółowebadania.- Proszę cię, żebyś tak nie mówił - powiedział Charles Freck.- Nie o niej.A poza tym gram koksu kosztuje teraz ponad stodolarów.Kto by miał taką forsę?Barris, któremu zbierało się właśnie na kichnięcie, oświadczył:- Mogę otrzymać gram czystej kokainy ze składników, których łączny koszt, nie licząc mojej pracy, nie przekroczy jednegodolara.- Gówno prawda.- Mogę ci pokazać.- A skąd wezmiesz składniki?- Ze sklepu 7-11.- Nerwowo poderwał się na nogi, kawałki sandwicha rozsypały się dookoła.- Zapłać rachunek i jedziemy.Urządziłem sobie w domu prowizoryczne laboratorium - na razie, zanim dorobię się lepszego.Będziesz mógł sobie popatrzeć,jak uzyskuję gram kokainy ze zwykłych składników, które można całkiem legalnie kupić w sklepie 7-11 za mniej niż dolara.-Skierował się w stronę wyjścia.- No dalej - przynaglił Charlesa.- Dobra - odparł Freck, wziął ze stołu rachunek i ruszył za Barrisem.Ten skurwiel ma świra, pomyślał.A może nie ma.Robicały czas jakieś doświadczenia chemiczne, siedzi w bibliotece publicznej i czyta.może coś w tym jest.To byłby interes,pomyślał.Ale szmal.Popędził za ubranym w lotniczy kombinezon z demobilu Barrisem, który z kluczykami do karmannaghii w ręku mijałwłaśnie kasę.Zatrzymali się na parkingu przed sklepem 7-11, wysiedli z samochodu i weszli do środka.Olbrzymi, głupawo wyglądającygliniarz stał jak zwykle przy najbliższym wejścia stoisku i udawał, że przegląda pornosa.Charles Freck wiedział, że wrzeczywistości gliniarz przygląda się uważnie wszystkim wchodzącym, żeby wyłowić wśród nich potencjalnych napastników.- Co kupujemy? - spytał Barrisa, który przechadzał się obojętnie między zastawionymi żywnością regałami.- Solarcaine - powiedział Barris.- W aerozolu.- Olejek do opalania? - Charles Freck nie bardzo mógł uwierzyć w to, co usłyszał, chociaż z drugiej strony, kto wie? Nigdynie można być do końca pewnym.Poszedł za Barrisem do kasy.Tym razem płacił Barris.Zapłacili za puszkę solarcaine, przeszli koło gliniarza i wrócili do samochodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]