[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czyż nie korzystniejsze byłoby dla Cezara, gdyby raczej pozwolił Eduom skakać sobiewzajem do oczu?Byłby pewny przynajmniej, że nie połączą się, aby napaść zgodnie na tyły jego armii! Bądz spokojny, już on ma w mieszaniu się w sprawy Eduów swój cel.Lecz i tak połą-czenie się tego ludu przeciwko Rzymianom i to w bliskiej nawet przyszłości jest nieza-wodne.Czy słyszałeś o ich Litawiku? Słyszałem to imię, lecz nie znam go.Wergassilaun wyciągnął z kieszeni sztukę złota, która na jednej stronie miała odbitkę gło-wy kobiety w diademie, na drugiej jezdzca, niosącego znak wojenny z dzikiem u szczytudrzewca.Dookoła biegł wyryty w złocie napis: Litavicos. On jest tak bogaty rzekł że może nie tylko wybijać swą własną monetę, lecz coważniejsze wystawić całą armię ze swych jezdzców, wieśniaków i klientów.W walcestronnictw trzyma się na uboczu i zdaje się nie przechylać na stronę ani jednej partii, ani teżdrugiej, sprzyjając zresztą bodaj więcej Kotowi, który jest takimże pankiem, spokrewnionymz wszystkimi wielkimi rodami, jak i on.Lecz, jak się zdaje, przede wszystkim jest zwolenni-kiem samego siebie.Mówią, że ma nadzieję z pomocą Wercyngetoryksa otrzymać tytuł iwładzę królewską w swym kraju.W każdym razie jest za nami, a nienawidzi Rzymian. Dlaczegoż nie oświadczy się wyraznie?94 Aby go Rzymianie zgładzili jak Dumnoryksa? Nie jest tak głupi.Jestem nawet pewien,że będzie jednym z tych, którzy najwspanialej będą podejmowali Cezara w Decize naucztach.Czy nie zauważyłeś w naszym obozie obcego starca, ubranego w proste szaty wie-śniacze? Jest to wysłannik Litawika, jezdziec, który tam w swym kraju nosi naszyjnikzłoty.Wercyngetoryks musi czekać nocy, aby go przyjąć.Ale pst!.to wielka tajemnica.Pa-miętaj o tym!.Rozdział IVGERGOWIAGdy wyżej położone płaskowzgórza Arwernii i jej szczyty były jeszcze białe od śniegu,doliny już pokryły się zielenią, i konie nasze znajdowały tam obfite pożywienie.Staliśmyobecnie, chroniąc Arwernię od wtargnięcia nieprzyjaciół, na lewym brzegu rzeki Allier, którejbystre a wezbrane od topniejących śniegów wody powstrzymywały legiony Cezara na prze-ciwległym brzegu. Czy nie wiesz, ile Cezar ma tu legionów? spytałem Wergassilauna. Sześć, nie licząc oddziałów sprzymierzonych.To czyni z pięćdziesiąt tysięcy ludzi.Alemy mamy ich blisko sześćdziesiąt tysięcy. Jak to, sześć legionów? A Labienus ze swymi czterema jeszcze?. Ach! odparł Wergassilaun, trochę zakłopotany. Cezar podobno wysłał je znów nadgórną Sekwanę, aby trzymać tam w grozie Senonów, Paryzów i ludy północy.Dlatego też ztych okolic nie otrzymujemy już posiłków. Nie niepokoję się o swój kraj odpowiedziałem. Mamy tam jeszcze czym się bronić.Podziwiam tylko śmiałość Cezara, że w obliczu tak licznej armii, jak nasza, i takiego prze-ciwnika, jak Wercyngetoryks, pozbawia się czterech legionów i najzdolniejszego ze swychwodzów pomocników. Już on wie, co czyni.Czy chciałbyś, aby pozwolił plemionom z północy nadejść tu,przyprowadzając nam posiłki? Przy tym rachuje na dziesięć tysięcy wojska, które przyrzeklimu Eduowie za to, że tak dobrze załatwił ich sprawy.I wiesz, kto tym zastępem ma dowo-dzić? Litawik!.Tu począł się śmiać i ja z nim także.Od kilku dni staliśmy naprzeciwko armii nieprzyja-cielskiej, oddzieleni od niej tylko głębokimi, bystrymi nurtami i z jednego brzegu rzeki nadrugi wymienialiśmy z wrogiem pogróżki i wyzwiska.Nasi łucznicy i procarze, kryjąc siępomiędzy grupami olch i wierzb, rosnącymi na wybrzeżu, posyłali Rzymianom strzały lub teżpociski z gliny, z wyrytymi na nich słowami obelżywymi lub nazwami zwierząt nieczystych.Wiedzieliśmy jednak wszyscy dobrze, że to były dzieciństwa i bezczynność niepomału nasnużyła.Doszło też do tego, żeśmy poczęli sobie życzyć, aby Rzymianie, umiejętniejsi od nasw budowaniu mostów, przebyli wreszcie rzekę.Stało się to prędzej, niżeśmy się spodziewali.Cezar, mistrz w wybiegach wojennych, wyprowadził nas i tym razem w pole.Kazał naprzódbudować most naprzeciwko naszego obozu, gdy zaś pod gradem naszych strzał i pociskówniepodobna było go dokończyć, udał, że się zrzeka zamiaru, i ruszył z całą armią w dół rzeki,ciągnąc w tę stronę naturalnie i nas za sobą, jakkolwiek po przeciwległym brzegu.Gdyśmy95zaś znalezli się już daleko od miejsca, gdzie założone były fundamenty mostu, szybkim mar-szem nocnym wrócił tam nagle, dokończył zaczętej roboty i przeprawił swe legiony. Niezle zagrane! powiedział do mnie Wergassilaun. Lecz wolę nawet, aby raz jużprzyszło do rozprawy orężnej; miecz mój rdzewieje w pochwie! Doprawdy, nie mogliśmyprzecie bez końca patrzeć na przeciwnika jak zadumane żurawie na bieżącą wodę.Do Ger-gowii więc!Wojna została zatem przeniesiona do Arwernii.Ale nastrój wojska i ludu był teraz zgołainny niż wówczas, gdy po przejściu Sewennów przez Cezara jego przednie straże rozbiegłysię po kraju.Byliśmy wtedy tak tym zaskoczeni! Zresztą mieliśmy naonczas jeszcze wojskozle zorganizowane, mniej liczne niż obecnie i grody nie przygotowane do obrony.Teraz zaś,jeśliśmy odstępowali, to z dobrym sześćdziesięciotysięcznym wojskiem i po to jedynie, abyna upatrzonych zawczasu wzgórzach zająć dogodne do obrony pozycje.Zaznajomiliśmy się zniepowodzeniem i w tej ciężkiej próbie zahartowały się nam serca.W kilka dni pózniej staliśmy obozem już na zboczu góry Gergowii.Ta góra, sławna odtądw dziejach Galii, wznosi się na tysiąc dwieście stóp nad poziomem równiny, tworząc uszczytu obszerne płaskowzgórze, rozciągające się na tysiąc pięćset kroków z zachodu nawschód i sześćset kroków z północy na południe.Na tym to właśnie płaskowzgórzu leżysłynne z niedostępności oppidum Arwernów Gergowia.Otaczał ją dokoła mur wysoki nadwanaście stóp, a szeroki na dziesięć, zbudowany zwyczajem galijskim z ogromnych grubychkłód drzewa, poukładanych w kratę z wmurowanymi w przerwach kamieniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]