[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zwykłego tankują ile wlezie, czyli średniokufel na godzinę.Zamówili kaszę ze skwarkami i teraz zmiatają ją z misek drewnianymi łyżka-mi.Aamią pęta suchej kiełbasy, rwą bochny chleba.Z drewnianymi miskami pomysł był bardzodobry, agenta tylko niepokoi, czy wytrzymają kąpiel w zmywarce&Do piwnicy schodzi facet o chytrym spojrzeniu.Gdy zauważa wywieszkę o możliwości na-bycia tradycyjnego piwa domowej roboty, jego wąskie wargi wykrzywia wredny uśmieszek.Kieruje się wprost do baru.Drewniane miski, drewniane sztućce& Najwyrazniej złamano tuszereg przepisów, w tym normy ISO, obowiązujące zastawę stołową w restauracjach.Każdykolejny dostrzeżony szczegół wprawia go w coraz większe zadowolenie. Sanepid, kontrola  wykłada legitymację na kontuar. Proszę opróżnić lokal i naszyko-wać faktury na to coś  wskazuje gestem szklany gąsiorek z mętną zawartością.Facet ma pecha.Nie skończył jeszcze mówić, gdy poczuł, że coś wbija mu się boleśniew plecy.To Król dzgnął go końcem szabli pod łopatkę.Stojący obok Wielki Grafoman w hafto-wanej ukraińskiej koszuli nic jeszcze nie wyciągnął, ale wyraz jego oczu nie wróży nic dobrego.Facet z sanepidu nie wie, że to prawdziwy wariat, potrafiący napisać książkę w dwanaście dni.Ale patrząc na tych dwu przebierańców, traci nieco pewności siebie. Pod stół, chamie, zeżresz ten papier, a potem treść jego odszczekasz  proponuje uprzej-mie władca.Poprawia chwyt na szabli.Nie żartuje.Reszta kompanii, zaciekawiona zajściem, odwracagłowy w tę stronę.Zaraz będzie jatka& Spokojnie, waszmościowie  barman osadza ich jednym spojrzeniem. Wracajcie namiejsca.Ja to załatwię&Spogląda na inspektora miażdżącym wzrokiem.A potem kładzie na ladzie swoją legitymacjęwystawioną przez CBZ. Spadaj, cwaniaczku, zanim zawalisz nam akcję  syczy. Jeśli przez ciebie się spie-przy, to postaramy się, żebyś odsiedział trzy lata za utrudnianie śledztwa, a do pudła trafił nawózku inwalidzkim i z wyrokiem za pedofilię&Nim skończył mówić, faceta już nie było.Można warcholić dalej.Stanisława wzdycha z ulgą.Szlachta się bawi.Ktoś próbuje ściąć świecę szablą& Król pokrywa zakup nowego świecznika.Ale jeszcze trzy na stole zostały.Potężny szlachcic w jasnożółtym żupanie chwyta za swojąbroń& Szkoda zastawy.159 Stanisława powstrzymuje go gestem.Jego szabla nigdy nie była ostrzona.Kuzynka podajejej starą batorówkę, nieco cięższą niż obecnie kute zabawki.Jest ostra jak brzytwa.Rękojeśćdobrze leży w dłoni, błękitne turkusy chłodzą skórę& Alchemiczka uderza raz, znienacka, jed-nym płynnym ruchem.Zcięta część świecy nadal pali się, leżąc na blacie.Podmuch ostrza pro-wadzonego idealnie poziomo nie był wystarczający, by ją zgasić.Spokojnie chowa szablę dopochwy.Wszyscy umilkli, potem ktoś nieśmiało klaszcze. Gdzie się pani tego nauczyła?  pyta wydawca, ale dziewczyna nie musi odpowiadać.Ktoś jeszcze wchodzi do lokalu.Poznała go po sylwetce.I oni go z miejsca poznali.Kroczypewnym, twardym krokiem, zamiatając podłogę długim, brązowym płaszczem.Szeroka kryzapod szyją, oczy jak lśniące kawałki brązowego lodu.Pozdrawia gestem cisnących się przy stołach.Wydawca wskazuje krzesło, dotąd nakryteskórzanym, szerokoskrzydłym kapeluszem.Przybysz dziękuje skinieniem głowy. Macie tradycyjne piwo  zagaduje barmana  warzone według dawnych receptur? Oczywiście  potwierdza agent za barem. Tylko nie wszystkim smakuje.Alchemik patrzy na szklany gąsior z płynem i uśmiecha się lekko. Macie litrowe kufle? Jeśli dobre& Receptura nie zmieniła się przez ostatnie czterysta lat, chyba że zapomniałam dodać ja-kiegoś składnika, mistrzu Michale.Znajomy głos& Choć po tylu stuleciach silny kresowy akcent poważnie się już zatarł.Możenawet nie zdołałby rozpoznać tego szeptu, ale tu nikt nie zna jego imienia& Bez zaskoczeniapatrzy na swoją uczennicę.Minęła prawie połowa milenium, ale nie zmieniła się.Na jego twa-rzy pojawia się lekki uśmiech. Witaj Stanisławo.Miło cię znów zobaczyć& Ciebie również  skłania głowę.Wyobrażała sobie to potkanie od lat, za każdym razem inaczej.Tymczasem wyszło jakoś taknormalnie, naturalnie, jakby rozstali się trzy dni temu. A więc udało ci się przeżyć  stwierdza. Zaskakujące, zważywszy ile czasu upłynę-ło& Z pewnością masz sporo do opowiedzenia.Podobnie jak ja& Ty to warzyłaś? Ja.Cała ta impreza to też po części moje dzieło  dodaje. Jeśli to piwo tej damy, wezmę od razu dwa kufle  zwraca się do barmana. A może od razu trzylitrowy dzban?  proponuje agent. I chyba na koszt firmy spogląda spod oka na Katarzynę.Ta kiwa głową. Pozwól, mistrzu, moja kuzynka Katarzyna Kruszewska. Bardzo mi miło&  z kurtuazją całuje ją w rękę. A to nasza przyjaciółka, księżniczka Monika Stiepankovic  przedstawia dalej. Zliczny wampirek  alchemik przechyla głowę. Nie gryzie, mam nadzieję?Na jego twarzy gości uśmiech.Jakim cudem od razu poznał? Zresztą, czy to ważne?160  Dobrze że wreszcie na siebie wpadliśmy  zwraca się do uczennicy. Dymitr wspomi-nał, że zapas tynktury skończył się wam definitywnie. Dymitr&  jej oczy ciemnieją. Mistrzu, to ścierwo& Nie martw się.Nic nam nie grozi.Zabiłem go.Popełniłem wielki błąd, wtedy.Powinie-nem był przewidzieć skutki.Hmmm, w sumie, właśnie to naprawiłem. Tynktura? Niewiele zostało  wzdycha,  ale też potrzebuję, więc trzeba będzie trochę zrobić.Wybacz, muszę chwilę porozmawiać z przyjaciółmi& Dosiądziecie się? A na wszelki wypa-dek&  podaje jej wizytówkę z numerem telefonu.Barman przynosi z zaplecza trzy składane krzesła.Siadają do stołu.Alchemik czyni honorygospodarza, przedstawiając wszystkich.Kogo tu nie ma: pisarze, wydawcy, miłośnicy fantasty-ki.Stanisława rozgląda się zafascynowana.Niegłupie sobie hobby wymyślili, jednak gdy usi-łują mówić po staropolsku, musi zaciskać zęby, żeby nie parsknąć śmiechem.Cóż, trylogiaSienkiewicza przyniosła polszczyznie więcej szkód niż sto lat rusyfikacji&Do bladego świtu trwa bal.Miód i piwo leją się rzeką.Księżniczka skupia spojrzenia wszyst-kich.Nawet przebarwienia na skórze nie zgasiły blasku jej urody.Ten i ów wzdycha w duchu.%7łeby tak miała choć ze dwa lata więcej, bo na razie to niestety jeszcze straszne cielę&* * *Niedzielny poranek był jasny i świetlisty.Stanisława z Katarzyną poszły na mszę do Kościo-ła Mariackiego.Został kilka lat temu odnowiony, z ceglanych murów zdjęto wielowiekowąwarstwę kopcia, witraże rozmontowano po kawałku.Każdy kawałek szkła starannie oczysz-czono z grubej warstwy kurzu oraz patyny, zabezpieczono powłoką ochronną i wmontowano namiejsce.Tylko najbardziej uszkodzone płytki wymieniono na nowe.Wypucowano też wszystkie złocenia.Po tych zabiegach świątynia wygląda dziwnie.Możnaodnieść wrażenie, że dopiero co ją zbudowano& Ksiądz wygłosił piękne kazanie o trądziegrzechu.Alchemik, stojący po drugiej stronie nawy, słuchał w skupieniu.Zmierć Dymitra tro-chę mu doskwiera, ale nie mógł postąpić inaczej.Wyszli na Rynek.Gołębie, istna pierzasta plaga, łażą po nagrzanych płytach. To do wieczora  mistrz uśmiechnął się do dziewcząt. Do wieczora  Katarzyna skłoniła głowę.Pojawiła się Monika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl