[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby nie dobrze znany fakt, żeżywisz pogardę dla ożenku, ucieszyłabym się nadzieją, że może przybywasz ubiegać się o mojąPavettę.Czyżby samotność jednak dokuczyła ci, panie?- Nie raz, piękna Calanthe - odrzekł smagłolicy wyspiarz, unosząc na królową błyszcząceoczy.- Zbyt niebezpieczne jednak wiodę życie, by myśleć o trwałym związku.Gdyby nie to.Pavetta jest młodziutką jeszcze pan-, na, nierozkwitłym pączkiem, ale.- Ale co, rycerzu?- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - uśmiechnął się Eist Tuirseach, błyskając bielą zębów.-Wystarczy spojrzeć na ciebie, królowo, by wiedzieć, jaką pięknością stanie się królewna, gdyosiągnie wiek, jaki powinna mieć kobieta, by uszczęśliwić wojownika.Tymczasem jednak o jejrękę winni ubiegać się młodzieńcy.Tacy jak siostrzeniec naszego króla Brana, ten oto Crach anCraite, który przybył tu w tym właśnie celu.Grach, kłoniąc rudą głową, ukląkł przed królową na jedno kolano.- Kogóż jeszcze przywiodłeś, Eist? Krępy, krzepki mężczyzna z miotłowatą brodą i dryblasz kobzą na plecach przyklękli obok Cracha an Craite.- Oto waleczny druid Myszowór, który, jak ja, jest przyjacielem i doradcą króla Brana.A toDraig Bon-Dhu, nasz sławny skald.Trzydziestu żeglarzy ze Skellige czeka zaś na podwórcu,płonąc nadzieją, że piękna Calanthe z Cintry ukaże się im choć w oknie.- Siadajcie, szlachetni goście.Ty, panie Tuirseach, tutaj.Eist zajął wolne miejsce przywęższym końcu stołu, oddzielony od królowej tylko pustym krzesłem i miejscem Drogodara.Pozostali wyspiarze siedli razem po lewej, pomiędzy marszałkiem Vissegerdem a trójką synówwładyki.Streptu, na których wołano Pomrów, Paszkot i Dzirżygórka.- To mniej więcej wszyscy - królowa przechyliła się w stronę marszałka.- Zaczynamy,Vissegerd.Marszałek klasnął w dłonie.Pachołkowie, niosąc półmiski i dzbany, długim sznurem ruszyliku stołowi, witani radosnym pomrukiem biesiadników.Calanthe prawie nie jadła, niechętnie trącała podawane kąski srebrnym widelcem.Drogodar, przełknąwszy coś w pośpiechu, brzdąkał dalej na lutni.Pozostali goście czynilinatomiast prawdziwe spustoszenie wśród pieczonych prosiąt, ptactwa, ryb i małży, w czymprzodował rudy Grach an Craite.Rainfarn z Attre srogo strofował młodego księcia Windhalma, raznawet dał mu po łapach za próbę sięgnięcia po dzban z jabłecznikiem.Kudkudak, przerywając namoment ogryzanie kości, uradował sąsiadów naśladowaniem gwizdu błotnego żółwia.Robiło sięcoraz weselej.Wznoszono pierwsze toasty, coraz bardziej nieskładne.Calanthe poprawiła wąską złotą obręcz na popielatych, ufryzowanych w loki włosach,obróciła się lekko w stronęGeralta zajętego kruszeniem skorupy wielkiego czerwonego raka ociężnika.- No, wiedzminie - powiedziała.- Dookoła jest już dostatecznie głośno, abyśmy moglizamienić dyskretnie kilka słów.Zacznijmy od grzeczności.Cieszę się z poznania ciebie.- To odwzajemniona radość, królowo.- Po grzecznościach, konkrety.Mam dla ciebie pracę do wykonania.- Domyślam się.Rzadko kto zaprasza mnie na biesiady z czystej sympatii.- Cóż, pewnie nie jesteś interesującym partnerem przy stole.Czy jest jeszcze coś, czego siędomyślasz?- Jest.- Cóż to takiego?- Powiem ci, gdy dowiem się, jakie zadanie masz dla mnie, królowo.- Geralt - powiedziała Calanthe, trącając palcami naszyjnik ze szmaragdów, z którychnajmniejszy był wielkości majowego chrabąszcza - jak myślisz, jakie zadanie można mieć dlawiedzmina? Co? Wykopanie studni? Załatanie dziury w dachu? Utkanie gobelinuprzedstawiającego wszystkie pozycje, jakie król Vridank i piękna Cerro wypróbowali podczas nocypoślubnej? Sam chyba wiesz najlepiej, na czym polega twoja profesja.- Tak, wiem.A teraz mogę powiedzieć, czego się domyślam, królowo.- Ciekawam.- Domyślam się, że jak wielu innych, mylisz mój zawód z całkiem inną profesją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]