[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego szukano tych drzwi.Ten, co odnalazł drzwi, bystrze myślał i dobrze wnioskował.To ten Francuz, podobny do szczura.W tej chwili najważniejszą jest rzeczą, czego z tłumaczenia tego listu dowiedzą się jego wspólnicy, którzy mu zapewne list wydarli? Dowiedzą się przede wszystkim o tym, co nie Jest trudne do odgadnięcia, że oficer pozostawił coś, co ma wznowić Biedzoną świetność do Berierów, więc że zostawił wielki majątek.Dotąd mogli czynić po omacku najrozmaitsze przypuszczenia, teraz jednak dowiedziawszy się, że można zdobyć bogactwo, zechcą rzucić się na łup jak tygrysy.I uderzą głową o ścianę.Gdzie jest to bogactwo? Szukaj wiatru w polu i napisu na drzwiach, których nie ma”.— Trzeba się jednak śpieszyć, trzeba się bardzo śpieszyć! — rzekł głośno sam do siebie.Posłyszawszy kroki ukrył sporządzoną dla siebie kopię przekładu, aby ją pokazać profesorowi.— Udało się? — zapytała zdyszana panienka.— Myślę, że się udało.— To dobrze, to dobrze! Bardzo serdecznie panu dziękuję.Czy to ciekawe?— Nudne — odrzekł Adaś.— Nic nadzwyczajnego.Panienka włożyła oryginał i tłumaczenie do koperty i nie interesując się treścią listu zalepiła ją ku wielkiej radości Adasia, który pomyślał, że gdyby ujrzała w starym liście nazwę “Bejgoła” i nazwisko sąsiadów Gąsowskich, długie musiałoby się zacząć gadanie.Przy wczesnej wieczerzy Adaś dał koncert wesołości i niestworzone opowiadał historie.Z serdeczną wdzięcznością patrzono na tego miłego chłopca, co przyszedł znikąd i napełnia cały dom radosnym śmiechem.Nagle mu przerwano, gdyż ktoś wszedł z oznajmieniem, że ów nieznajomy, co mieszka w Żywotówce, czeka w kuchni.— Ach, to po ten list! — rzekła panienka i wyszła z pokoju.— Muszę i ja zobaczyć, dla kogo pracowałem — zaśmiał się Adaś jakoś nieszczerze i poszedł za nią.Skradając się pod ścianami zajrzał przez otwarte drzwi wiodąc do kuchni.Stał tam człowiek, który gorąco dziękował panience.— Malarz! Fałszywy malarz! — zawołał Adaś bez słów.Rozmyślał przez chwilę, potem jednym kocim skokiem był za drzwiami wiodącymi na obejście.Niezmierne zdumienie i serdeczny niepokój ogarnął cały dom: gość, miły, wesoły gość, przepadł tego wieczora jak kamień w wodzie.IX.“Nie pchaj palców między drzwi!”Adaś przemykał się wśród tysiąca ostrożności przez zarośla starając się nie spuścić z oczów stąpającego powoli “malarza”.Zmierzał on w stronę gościńca.Szedł z pochyloną głową, jakby głęboko zamyślony.Noc była jasna, bo połowa księżyca, jak połowa bochenka chleba, siedziała wśród gwiazd.Oddaliwszy się od dworu nieznajomy obejrzał się bacznie, potem usiadłszy pod drzewem wydobył list i elektryczną latarkę.Osłonił ją dłonią i zaczął czytać, nisko pochylony.“Gdyby on wiedział, że to ja pisałem własną ręką!” — pomyślał Adaś.Ukryty za gęstym krzakiem pachnącego jałowca, patrzył wprost na pochmurną twarz czytającego.“Malarz” czytał z głęboką uwagą, zdaje się raz i drugi.Pokręcił głową i westchnął głośno.“Natrafił na Danta i zęby go rozbolały — pomyślał Adaś.— Nie ugryziesz, bratku”.Widać, nieznajomy spodziewał się, że wyczyta w liście niesłychane jakieś wieści, gdyż nie mógł ukryć zawodu.Zgasił latarkę, ukrył list starannie w kieszeni i podniósł się bez pośpiechu.Zaczął iść szybciej, spojrzawszy na niebo.Adaś ruszył w drogę przemykając się głębokim rowem jakby strzeleckim okopem.Postanowił iść w tropy za nieznajomym z większą ostrożnością niż owego wieczora, kiedy to podchodził go niebacznie, co się boleśnie odbiło na jego głowie.Wiedział już, że tajemniczy ludzie mają schronienie w pustym domu w Żywotówce.Trzeba to jednak sprawdzić i dowiedzieć się przy dobrej sposobności, co się dzieje w tym podejrzanym przybytku, ilu ich tam jest i co zamierzają w najbliższej przyszłości? Pewny był, że coś się tam musiało stać z owym Francuzem, co pierwszy myszkował w Bejgole.Kiepskich ów Francuz dobrał sobie wspólników.Nie ulegało wątpliwości, że tego listu nie oddał im z dobrowoli.Używał ich jako posłusznych robotów, roboty jednak przejrzawszy, że gra idzie o wielką stawkę, musiały się zbuntować i teraz miotają się w zniecierpliwionym i zdyszanym pośpiechu.Sądząc jednak po tym, co ma grube łapy i bystre spojrzenie, są to chytre gbury, na wszystko gotowe.Należy być niezmiernie ostrożnym.“Raz mi się udało — myślał Adaś — i tylko nadwyrężono mi mądrą głowę.Drugi raz może się nie udać i ukręcą mi łeb jak młodej wronie”.Myśl o tej niezłożonej operacji objawiła się na zewnątrz zimnym dreszczem, chociaż wieczór był ciepły i pachnący sianem.“Państwo Niemczewscy będą przekonani, że wpadłem do stawu, aby młodzieńczym ciałem nakarmić raki.Uciekłem po nocy jak widmo… Trzeba będzie napisać jak najprędzej i uspokoić poczciwych ludzi… Oho, mój jegomość skręca…”Nieznajomy zszedł z gościńca na boczną polną drogę, dobrze widoczną w miesięcznym świetle; wiła się ona wśród bezdrzewnych połaci łąk, z których podniosły się białe opary zapowiadające pogodę.Adaś przystanął lękając się, że zostanie odkryty na pustej przestrzeni.Bał się wkroczyć na zamglone łąki, aby nie natrafić na trzęsawisko lub strumień i nie zdradzić się chlupotem wody.Trzeba było przeczekać, aż się nieznajomy znacznie oddali, i wtedy dopiero próbować przemknąć się wśród niskich, rzadkich mgieł.Fałszywy malarz podąża w stronę lasu, bo ta zbita masa, co się ciemni na widnokręgu, musi chyba być lasem.Przytulony do pnia drzewa, co stało na granicy łąk, jak nieruchomy żołnierz na warcie, przeczekał czas niejaki, potem ostrożnie, bacząc na każdy szelest i na każdy swój ruch, zaczął iść, wpółzgięty.Stawiał wielkie kroki, jak gdyby przeskakiwał rowy, skradając się brzegiem z wolna pełzającej mgły.Nie mógł dojrzeć nieznajomego, więc podwoił czujność.Przystawał usłyszawszy szelest; zatrzymał się posłyszawszy ciężki odgłos.“To żaba ćwiczy się w skoku w dal” — pomyślał.Podążał wytrwale, polną drogę mając za przewodnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl