[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem to Rowan-lekarka martwiła się o pana Curry’ego.Któż lepiej niż ona zna się na wszystkich nieprawidłowościach, jakie mogły się wkraść w chemiczne procesy mózgu podczas tej rozstrzygającej godziny?Następnego dnia wczesnym rankiem po wprowadzeniu łodzi do portu zadzwoniła do Szpitala Centralnego w San Francisco.Doktor Morris, główny stażysta, wciąż był na dyżurze.„Całym sercem jestem z panem”, powiedziała, pokrótce wyjaśniwszy swą własną pozycję na Uniwersytecie.Opisała akcję ratunkową, wymieniła wskazówki, jakich udzieliła pielęgniarzowi na temat hipotermii.Curry nic nie mówił, wymamrotał coś tylko, nie zdołała uchwycić żadnych wyraźnych sylab.Żywiła jednak mocne przekonanie, że pacjent wydobrzeje.– Tak, czuje się dobrze, ma diabelskie szczęście – poinformował ją doktor Morris.Tak, oczywiście, rozmawiają jak lekarz z lekarzem, całkowicie poufnie.Te wszystkie szakale na korytarzu nie muszą wiedzieć, że wciągnęła go na pokład łodzi samotna kobieta – neurochirurg.Naturalnie pod względem psychologicznym cierpi na pewne zaburzenia, bez ustanku opowiada o wizjach, które miał na morzu, poza tym coś dzieje się z jego rękami, coś przedziwnego.– Z rękami?– To nie paraliż, ani nic w tym rodzaju.Przepraszam, wzywają mnie do pacjenta.– Słyszę.Niech pan posłucha, odpracowuję na Uniwersytecie ostatnie trzydzieści dni.Proszę zadzwonić, gdyby pan mnie potrzebował.Przyjadę.Odwiesiła słuchawkę.Co u diabła on miał na myśli, mówiąc o rękach? Przypomniała sobie uścisk Michaela, sposób, w jaki się jej uczepił.Nie chciał pozwolić jej odejść.Dokładnie pamiętała utkwiony w nią wzrok.„Nie spaprałam roboty”, wyszeptała do siebie, „rękom tego faceta nic złego się nie stało”.* * *Następnego popołudnia otworzywszy Examinera zrozumiała, na czym polega „sprawa dłoni” pana Curry’ego.Michael wyjaśniał, że przeżył „doświadczenie mistyczne”.Z jakiegoś miejsca wysoko w górze obserwował własne ciało, które dryfowało po Pacyfiku.Przytrafiło mu się o wiele więcej, ale nie potrafił sobie tego przypomnieć, i odchodził od zmysłów z powodu utraty pamięci.A jeśli chodzi o plotki na temat jego rąk, no cóż, owszem, to prawda, nosi teraz przez cały czas czarne rękawice, ponieważ za każdym razem kiedy czegoś dotyka, dostrzega obrazy.Nie mógł unieść łyżeczki ani dotknąć mydła nie ujrzawszy czegoś, co wiązało się z człowiekiem, który jako ostatni trzymał ten przedmiot.Na prośbę reporterki dotknął krzyżyka jej różańca i powiedział, że kupiono go w Lourdes w 1939 roku, zaś ona odziedziczyła go po matce.To całkowita prawda, zapewniała gazeta; ale teraz już i liczni członkowie sanitarnego personelu mogli potwierdzić nowe zdolności Curry’ego.Michael mówił, że naprawdę chciałby wrócić do domu.Pragnął też, żeby skończyła się ta heca z rękami i aby powróciła pamięć tego, co mu się przydarzyło ponad oceanem.Rowan wpatrywała się w zdjęcie – dużą czarno-białą fotografię siedzącego w łóżku mężczyzny.Nie sposób było nie dostrzec jego proletariackiego uroku.A uśmiech miał po prostu cudowny.Na szyi miał nawet złoty krzyżyk na cienkim łańcuszku, który uwydatniał muskularność jego ramion.Wielu gliniarzy i strażaków nosiło podobne ozdoby.Uwielbiała je.Nawet wtedy, gdy w łóżku ten mały złoty krzyżyk, medalik, czy inne licho przesuwał się po jej twarzy, osiadając niby pocałunek na powiekach.Dłonie w czarnych rękawicach, spoczywające na białej kołdrze, sprawiały jednak złowróżbne wrażenie.Czy to, co opisano w artykule, jest w ogóle możliwe? Rowan nie wątpiła ani przez moment.Widywała już o wiele dziwniejsze rzeczy.Nie spotykaj się z tym facetem.On ciebie nie potrzebuje, a ty nie powinnaś pytać go o ręce.Wydarła artykuł, złożyła go i wcisnęła do kieszeni.Był tam jeszcze następnego ranka, kiedy po ciężkiej nocy spędzonej w Centrum Neurologii Urazowej, zataczając się wkroczyła do służbówki i otworzyła Chronicle.Interesujący ją tekst wraz ze zdjęciem znalazła na trzeciej stronie; ładne ujęcie głowy, wyraz twarzy trochę bardziej ponury, może nieco mniej ufny.Na tuziny liczono już ludzi, którzy byli świadkami osobliwych psychometrycznych umiejętności Curry’ego.Chciałby, aby ludzie zrozumieli, że to po prostu „salonowa sztuczka” i w niczym nie może im pomóc.Jedyną rzeczą, która go obchodziła, była ta zapomniana przygoda, to znaczy miejsca, które odwiedził, kiedy był martwy.„Wróciłem z jakiegoś powodu”, powiedział, „jestem tego pewien.Pozwolono mi wybierać, a ja podjąłem decyzję powrotu.Miałem do zrobienia coś bardzo ważnego.Czuję to; wiem, że jest jakiś cel.Wiązało się to z bramą, i z numerem.Nie mogę jednak przypomnieć sobie znaczenia widzianych obrazów.Prawdę mówiąc, nic z tego wszystkiego nie pamiętam.Zupełnie tak, jakby najważniejsze zdarzenie całego życia zostało wymazane z mojej świadomości.I nie znam sposobu, w jaki mógłbym je odtworzyć”.Robią z niego wariata, pomyślała.A było to zapewne typowe przeżycie towarzyszące śmierci klinicznej.Obecnie lekarze wiedzą, że to się zdarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]