[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znużeni ciężką pozostałe wnet podkuliły pod siebie ogony i uciekły.drogą, nie byli w stanie myśleć o niczym prócz ciepłej Podróżni starannie oczyścili broń.Rycerz rzucił kukarczmy.Niestety, znajdowali się na odludziu.Wedle Ranalowi kilka złośliwych uwag na temat odganianiasłów barona, w promieniu dwóch dni jazdy nie było wilków patykami, ten zrewanżował się komentarzem nażadnych osad ludzkich.Nawet twardy Kisergardczyk z temat odstraszającego działania rycerskich onuc.niechęcią myślał o noclegu na pustkowiu.Za sobą mieli Smirnoff z gniewem uciszył obu smarkaczy.już jedną noc spędzoną w wygrzebanych w śniegujamach.Futra, które jeszcze wczoraj wspaniale grzały, ***były teraz sztywne od lodu i nie dawały wiele ciepła.Towarzysze Smirnoffa zastanawiali się, czy prfcyjdzie Teraz mieli wreszcie czas na przyjrzenie sięim zamarznąć, zginąć w tak głupi sposób? Być może kobiecie, którą tak bohatersko ocalili.Była drobna,zbyt pochopnie opuścili zamek.Jednak nawet delikatna, niewysoka.Długi warkocz sięgał jej do pięt.kniaziowi trudno było wytrzymać kpiny barona, Piękna, jeszcze dziecinna twarz miała w sobie cośtwierdzącego, jakoby byli miejskimi mięczakami, elfiego, choć dziewczyna na pewno nie była półkrwi.niezdolnymi do podróży w trudnych warunkach.Smirnoff, podtrzymujący ją na siodle, czuł, że skóręMłody, gorącogłowy Dieter Bohlen, świeżo upieczony miała zimną jak lód - nic dziwnego, w tak cienkiejrycerz, nie mógł znieść takiej zniewagi.Zaś ich sukni! Natychmiast zaoferował pannie swoje futro.towarzysza, zwanego Ranalem, o profesji należącej do Przyjęła je z wdzięcznością i przytuliła się ufnie dotych, o których się głośno nie mówi, skusiła wizja ofiarodawcy.Nawet pocałowała go w policzek.Jejwygranego zakładu.Był to chyba pierwszy przypadek, małe, twarde piersi przylgnęły do jego pleców, akiedy tych dwóch przemawiało jednym głosem.oddech łaskotał w ucho.Trzymali się razem tylko ze względu na zobowiązania Dziewczyna pachniała bzem.Jej usta były pełne iwobec kniazia.Rycerz gardził złodziejem, ten zaś kpił tak kuszące, że przez chwilę wahał się, czy niesobie z naiwności idealisty.Zwykle więc wadzili się o zakosztować ich słodyczy.byle co.Tym razem zgodnie postanowili utrzeć nosa Oparł się jednak pokusie, choć wiele go tobaronowi.No cóż, poniosło ich.kosztowało.Wyjechali urażeni, wybierając najgorszą możliwą Dziewczyna zaczęła tymczasem wylewniedrogę, by udowodnić.No właśnie, co takiego chcieli dziękować za ratunek i zapraszać do swej osady:udowodnić, ruszając przez to odludzie?.- Jakby nie wy, zjadłyby mnie te wilki! DziękujęZimowy las był cichy jak wnętrze głębokiej krypty.wam, dziękuję! Na imię mi Deirdre.Musicie koniecznieGałęzie ciężkie od śniegu, aż nazbyt chętnie pozbywały odwiedzić naszą osadę.Na pewno z chęcią zjecie cośsię swego balastu, kiedy trącali je głowami.Coraz gorącego!więcej śniegu na karkach, lodowata woda spływająca Na te słowa żołądki wędrowców poczęły burczećpo plecach.Było zle, a zapowiadało się jeszcze gorzej.zgodnym chórem.Kisergardczyk zmarszczył groznieKiedy już ogarnęło ich kompletne zniechęcenie, brwi, powstrzymując zapał towarzyszy.ciszę zimowego wieczoru przerwało wycie wilków.- Za zaproszjenie dzjenkujemyi Możet być,Konie spłoszyły się, zatańczyły na zamarzniętej drodze.skorzistamy.Ty nam dzjewaczka skazy, szto ty sama wZza zakrętu wypadła pędząca postać.ludzka postać.ljesije robiła? Przecje mówili, że w akalicy nie madziewczyna! Z daleka widzieli, że ubrana jest lekko, nijakich osjedli?zbyt lekko na tę pogodę.Cienka biała suknia, - Tak, wiem, nie spodziewaliście się spotkaćgdzieniegdzie porwana, odsłaniała skrawki ciała, ludzkich sadyb w tej okolicy.Mało kto się tubiałego niemal jak śnieg - zapewne biedaczka bliska zapuszcza, więc i mało kto słyszał o naszej wiosce.była zamarznięcia.Nazywa się Zimowy Smutek.Chwilę pózniej zza zakrętu wypadła wataha wilków.- Toż wasze chłopy grupie chyba, skoro niewiastęNa widok podróżnych dziewczyna zatrzymała się na samą w las puszczają, kiedy wilki w okolicy! - Ranałmgnienie oka, najwyrazniej zaskoczona, po czym z wtrącił swoje.nowymi siłami skoczyła w ich kierunku, dopadła Panna spuściła oczy.najbliższego konia i niezdarnie spróbowała wdrapać się - Mieszkamy tu.same, bo nasi mężczyzni opuścilina siodło.nas.jakiś czas temu.Oni.poszli na wojnę i żaden nieSmirnoff schylił się i wciągnął dziewkę na koński wrócił.Teraz radzimy sobie, jak potrafimy.Do tej porygrzbiet.jakoś się to udawało, ale tej zimy wilki zrobiły sięKWIECIEC 2003E.FLOREK-STEFANIAKwyjątkowo śmiałe.Podchodzą bestie pod domy, nielękają się ognia!- To po co ty do lasu wychadziła? - zdziwił siękniaz.- No jak to, nie wiecie, z czego słynie nasza osada?Tkamy najpiękniejsze gobeliny w całym StarymZwiecie, musieliście o nas słyszeć! A ja wybrałam siępo dębową korę do farbowania przędzy.Miałam jużcały koszyk, ale wtedy dopadły mnie wilki.Proszę,panowie, pozwólcie się zaprosić w gościnę!Nakarmimy was, przenocujemy w cieple! A możezechcielibyście nam pomóc w pozbyciu się tych bestii?Odwdzięczymy się na pewno!Tak mówiąc, patrzyła im głęboko w oczy,uśmiechała się, rumieniła.Co prawda podróżni niesłyszeli nigdy o gobelinach z Zimowego Smutku, aleprzecież żaden z nich nie był kupcem bławatnym!Musieliby być głazami, nie mężczyznami, by odmówićprośbom tak wdzięcznym.Ruszyli więc dalej według wskazówek dziewczyny.Po drodze natknęli się na porzucony kosz pełen kory.To ostatecznie przekonało kniazia-niedowiarka, żedziewczyna mówiła prawdę.***Osada położona była za lasem, na niewielkimwzgórzu.Składała się z dziewięciu malutkichdrewnianych domków, skupionych wokół centralnegoplacu.Kawałek dalej, nad strumieniem, wybudowanodwa obszerniejsze, murowane budynki.Były tofarbiarnia przędzy i magazyn - najważniejsze budynkiw osadzie.Przed magazynem wznosiły się rusztowania,na których, wedle słów Deirdre, rozwieszano gobeliny,aby nie zatęchły w magazynie.Także i teraz wisiałytam tkaniny.Wędrowcy już z daleka dostrzeglicudownej piękności barwy i wzory, kojarzące sięnieodparcie z sennymi marzeniami.Po drugiej stronie strumienia jednostajną gładzśniegu zakłócały liczne niewielkie kopczyki.Ciągnęłysię aż na szczyt wzgórza, które zasłaniało dalszy widok.Widząc zainteresowanie gości, Deirdre wyjaśniła:- To cmentarz.Dziwicie się pewnie, że groby są takliczne.Nic w tym dziwnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]