[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A co się tyczy mordy mojej, poważnieprzez niego potrzaskanej, to powiedziałem mu szczerą prawdę, że właściwie, to ja touważałem nawet za zaszczyt.Wtedy major zrozumiał, że jestem nadal człowiekiemsocjalistycznie dobrze uświadomionym, więc uspokoił się.Chciałem ja z nim więcej pogadać, bo powinien jako enkawudzista, dużo ciekawychrzeczy o obecnej sytuacji wiedzieć.Ale on dał mi wody do picia i wyprowadził z dziedzińcana drogę.Tam spytał mnie: Gdzie mieszkasz?Mnie to pytanie jak szpilką ukłuło.Ale musiałem mu przecież prawdę powiedzieć. Wspaniale! rzekł on.Blisko siebie mieszkamy.Tylko trzy kilometry drogi.Dlategolepiej my teraz nie rozmawiajmy, a spotkamy się tak, żeby nas nikt nie mógł widzieć.Najlepiej w sobotę wieczorem w połowie drogi.Jest tam długi wąwóz i obok wysoka brzozastoi.Otóż w tamtym miejscu, w sobotę wieczorem, gdy się zrobi zupełnie ciemno, będę naciebie czekał.A teraz idz do domu.O mnie nie wspominaj nikomu ani słówkiem.Poszedłem ja dalej.Bardzo smutno i strasznie mi się zrobiło.%7łyłem ja cicho, spokojnie imyślałem, że zawsze tak będzie, a jeśli się zmieni to na lepsze.Aż tu, jak kamień na głowę,ten major NKWD spadł.I po jakiego czorta ja tam po wodę poszedłem! Wolałbym trzy dninie pić, nizli go spotkać! Czułem się ja tak paskudnie, jakbym w sprawie politycznej doNKWD został wezwany.Tak, marne są moje sprawy i zdaje mi się, że nic z moich planów nalepsze życie nie będzie.Niedawno jeszcze marzyłem ja, że u pani Józefy będę zawszepracował, a może nawet do jakiejś chłopskiej rodziny się przyżenię i sam na gospodarzawykieruję się.A teraz koniec! Jeśli nawet nie zastrzelą mnie, to na wykończenie do łagruwyślą.A w najlepszym razie będę znów przez całe życie młodszym oficerem na pajok czekałi bał się każdego słowa.Kiedy przyszedłem ja do domu to pani Józefa spytała mnie: Czegożeś taki wystraszony?.Zbladłeś zupełnie.Może znów Niemców spotkałeś? Nie powiedziałem. Coś gorszego od Niemców mnie spotkało.Wilka dużego jazobaczyłem i bardzo przestraszyłem się. Jeden wilk nie jest straszny powiedziała ona. Gorzej jest jak stado wilków spotkasz.Ale teraz nie powinno ich tu dużo być.A ja do niej tak powiedziałem: Gdzie jest jeden wilk, tam może ich i dużo znalezć się.Teraz właśnie ich pora.Tak skończyło się moje szczęśliwe życie i zginął na zawsze mój spokój.7 lutego, 1943.Niedziela.Folwark Burki.Wczoraj wieczorem poszedłem ja na spotkanie z majorem.Blisko to jest od naszegofolwarku.A brzozę, która rośnie na brzegu wąwozu, z daleka widać dobrze.Codziennie ja nanią patrzyłem i nie jak drzewo w moich oczach wyglądała, lecz jak szubienica.Do wąwozu ja wszedłem nie od strony drogi do miasteczka, lecz od lasu.Właśnie naszzagajnik z tamtym lasem się łączy.W ten sposób mogę ja do wąwozu tak dojść, że nikogo niespotkam, bo wszystkie drogi ominę.Gdy znalazłem się w wąwozie, to było już zupełnie ciemno.Myślałem, że ja pierwszyprzyszedłem, ale major już na mnie czekał.Na dużym kamieniu siedział, mnie zaś inny,mniejszy, wskazał i powiedział: Siadaj! Tak pomyślałem ja sobie akurat na to wygląda, że na badania do NKWD trafiłem.Usiadłem ja i zacząłem cygaretkę z samosiejki kręcić.Major też zapalił.Potem spytałmnie: Jak ci się udało Niemcom z łap wydrzeć się?Opowiedziałem ja jemu, jak mnie porzucono w Wilnie i jak potem tułałem się jak zwierzpo lasach, dopóki tu schronienie znalazłem.Tylko o dokumentach swoich i o nowymnazwisku nie powiedziałem mu.Lepiej, żeby tego nie wiedział, bo nie wiadomo jeszcze, comoże być w przyszłości.Może z tamtymi dokumentami będę musiał gdzieś uciekać z tychstron i innego ukrycia szukać.Spytałem ja go, jak on pozostał, bo wiem, że całe NKWD w porę uciekło.A on mówi: Byłem ja w powiecie, w delegacji służbowej, kiedy Niemcy na miasto nalot zrobili.Myślałem, że to Anglicy.A nazajutrz rano przyjechałem do Wilna i już nikogo z naszych niezastałem.Nie wiedziałem, gdzie i jak jechać, i co robić? Na szczęście miałem ja cywilnygarnitur i dokumenty aresztowanych Polaków.Więc przebrałem się po cywilnemu, swojedokumenty spaliłem, a paszport i metrykę jednego z aresztowanych sobie wziąłem.Potem napiechotę z miasta wyszedłem.Myślałem, że może gdzieś do naszych się dołączę.Ale nigdzienikogo nie znalazłem.Długo ja tułałem się, dopóki mi Polacy dali schronienie.Przez całązimę u nich byłem, a na wiosnę 42 roku tu przyszedłem, bo gospodarz właśnie człowieka dopomocy w gospodarstwie potrzebował.Stary jest.Synowie mu gdzieś poginęli, więc sam niemoże w pracy podołać, chociaż gospodarkę ma małą.Tylko jedna starsza córka jest przy nimi wnuk mały.Prawie rok już u nich żyję.Dowiedziałem się ja od majora, że dużo naszych żołnierzy w polskich folwarkach iosiedlach się ukrywa. Co z nami teraz będzie? spytałem ja go. Dobrze będzie powiedział. Niemcy ledwie się trzymają.Jak nie w tym roku, to wnastępnym koniec im będzie.Nasi też są słabi, ale Anglicy i Amerykanie potężne armiewystawili.Pewnie w tym roku uderzą na całego.Wówczas Niemcy na pewno nie wytrzymają.Zbyt długi mają front. Więc nasi znów tu przyjdą? Oczywiście przyjdą. Co będzie wówczas z nami? Władze radzieckie mogą uważać nas za dezerterów.Major na to powiedział: Nad tym trzeba zawczasu pomyśleć i tak sprawą pokierować, żebyśmy nie dezerterami,lecz bohaterami walki o wyzwolenie Rosji od najezdzców byli.Dlatego będziesz mipotrzebny.A ja tobie też się przydam.Na razie musimy tylko uważnie śledzić, co na tymterenie Polacy robią? Wiem, że już po lasach są ich partyzanckie oddziały.A jak cieplej sięzrobi to więcej ich będzie.Ta sprawa może być dla nas bardzo pożyteczna.Więc ty pochłopach więcej chodz, z nimi gadaj, wypytuj ich i uważaj na wszystko.A w każdą sobotębędziemy tu się spotykać i naradzać.Jeśli zaś będzie coś bardzo pilnego i ważnego, to domnie przyjdz, pokaż się tylko, wtedy wieczorem ja tu przyjdę.Droga bliska.A teraznajważniejszą jest rzeczą obserwować nastrój tutejszej ludności i ruch partyzancki.W tensposób możemy bardzo pożyteczną dla Związku Radzieckiego robotę wykonać.Przyda się tona ten czas, gdy Niemców stąd wypędzimy. Więc uważasz, że Polski tu nie będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]