[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było.Kilka numerów "Teatru" leżało na zarzuconym książkami biurku, na ścianie plakat Stasysa, na małym stoliku przy tapczanie, rzucone słuchawki walkmana, kilka kaset i w dużej skórzanej ramce ładne zdjęcie Marioli.Między dwoma oknami owalne lustro, przed którym Tina postawiła stare krzesło na wygiętych nóżkach, jakimś cudem ocalone sprzed wojny, bo pochodziło jeszcze z kompletu stołowego moich dziadków.Tina była dumna, że właśnie ona je dostała w niepisanym spadku.Siadała na nim często i wiem, że wpatrując się w lustro, nie tyle podziwiała własną urodę, ile uczyła się swojej twarzy, sprawdzała, czy potrafi ją zmieniać, panować nad mimiką, grać spojrzeniem.Przy lustrze wisiał na małym haczyku srebrny łańcuch z medalionem w kształcie litery "M".Cieszę się, że ona ma na imię Martyna, powiedziała kiedyś moja matka, trzymając w objęciach tłumoczek z niemowlęciem, będę miała dla niej taki piękny prezent.A potem Tina lubiła się chwalić: moja babcia przywiozła dwa takie naszyjniki z Andaluzji, jeden mam ja, a z drugim nie wiadomo, co się stało.Milczeliśmy wtedy zgodnie, moja matka i ja.Niedawno Tina zgubiła gdzieś największy z nefrytów, którymi wysadzany był medalion.Prosiła, żebym poszedł z nią do jubilera i załatwił dobranie podobnego, ale dopiero teraz przypomniałem sobie o tym.Przez chwilę kusiło mnie, żeby usiąść w fotelu i czekać na Tinę w tym trochę bałaganiarskim dziewczyńskim pokoju, który zresztą lubiłem, ale pomyślałem, że lepiej będzie, jeżeli zamiast rozmyślać, zajmę się czymś, bo może wtedy przejdzie mi złość na Achmeda i gniew na Tinę, z którą w końcu musiałem porozmawiać.Nie pamiętałem z Osady żadnej Geny, która miała przyjemność poznać Martynkę od najgorszej strony.Owszem, ciekawiło mnie, jak ta strona Tiny mogła wyglądać, ale tak naprawdę nurtowała mnie inna myśl: od jakiej strony poznała ją Mada.Wiedziałem, że będę mógł domyślić się tego, jeżeli uda mi się wreszcie wyciągnąć z Tiny, co robiła w czasie wakacji.Zmieniłem garnitur na domowy dres i zszedłem do garażu, obok którego w niewielkim, ciemnym pomieszczeniu miałem swój warsztat, ciągle czegoś prowizorycznie oświetlony tylko mdłą żarówką wiszącą na kawałku przewodu.Pośrodku stołu leżały tam dwa nie dokończone karmniki dla ptaków, które zacząłem szykować na zimę.Wkrótce usłyszałem, że Tina otwiera drzwi wejściowe i wita się z psami.Wbiegła po schodach i głośno nawoływała swój kotkę, która widocznie nie raczyła jej wyjść na spotkanie.Potem lekko trzasnęły drzwi.Jedne, drugie.Wbijałem gwoździe w deszczułki przytrzymujące stromy daszek karmnika i czekałem.Tina zjawiła się nieprędko.Najpierw zajrzała.- Cześć, tato, co robisz?- Widzisz przecież, co robię.- Jesteś zły?- Średnio.- O, to znaczy, że jesteś.Potem weszła.W ręku trzymała długą bułkę z parówką polaną ketchupem.Czerwona, szeroka smuga sosu płynęła jej wzdłuż dłoni, cienka strużka po brodzie.Kadr z thrillera.Tina w roli głównej.- Wyglądasz dość makabrycznie z tą ręką i brodą we krwi.Spojrzała i roześmiała się.- Do tej pory nie połapałeś się, że jestem wampirzycą?- Do tej pory.- Widok krwi nie powinien być ci obcy, doktorze.Przysiadła na brzegu stołu.Przez chwilę milczała, spoglądając, jak wbijam gwoździe w listwy karmnika.- No to mów, tato, dlaczego jesteś średnio zły? - zapytała wreszcie.Wyjąłem z kieszeni dresu list Achmeda i podałem Tinie.Położyła go na stole.- Przeczytam, jak zjem.Ten drugi karmnik jest już gotowy?- Prawie.- Jednak jesteś więcej niż średnio zły, prawda?- Prawda.Włożyła do ust ostatni kęs bułki i poszła opłukać ręce w małej umywalce, którą tu miałem, później wróciła na swoje poprzednie miejsce i sadowiąc się na stole, wyjęła z koperty list Achmeda i zdjęcie.Przez chwilę wpatrywała się w nie, potem bez słowa wsunęła do koperty.List Achmeda czytała wolno, ale w pewnej chwili na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]