[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co jest? — pytam się.Minny marszczy brwi, dłubie przy pokrętle.W jedną chwilęogarniam cały pokój.Na patelni pozwijany, czerwony plaster szynki,na ladzie puszka z otwartym wieczkiem, w zlewie brudne talerze.Całkiem jak nie kuchnia Minny.— No co się dzieje? — pytam się znowu.W głośniku pojawia się głos prezentera.Krzyczy:—.od prawie dziesięciu lat pełnił funkcję sekretarza terenowegoNAACP.Ciągle czekamy na informacje ze szpitala, ale podobno ranysą.— Kto? — pytam się.Minny patrzy się na mnie, jakbym nie miała głowy.— Medgar Evers.Gdzieś ty była?— Medgar Evers? Co się dzieje? — W zeszłą jesień poznałamMyrlie Evers, jego żonę, jak odwiedziła nasz kościół z rodziną MaryBone.Nosiła na szyi elegancki, czarno-czerwony szalik.Pamiętam, jakpopatrzyła się mi w oczy i się uśmiechnęła, jakby naprawdę sięcieszyła, że mnie spotkała.Medgar Evers był ważną figurą w tejokolicy, bo tak wysoko zaszedł w NAACP.— Usiądź — mówi Minny.Siadam na drewnianym krześle.Wszyscy bladzi jak trupy,gapią się na radio wielkie jak pół silnika samochodowego, drew-niane, z czterema pokrętłami.Nawet Kindra siedzi cicho na kolanachSugar.— Ku-Klux-Klan do niego strzelał.Przed domem.Godzinę temu.Po grzbiecie przechodzą mi ciarki.— Gdzie mieszkał?— W Guynes — mówi Minny.— Lekarze zabrali go do naszegoszpitala.— Widziałam — mówię i myślę o autobusie.Guynes jest ledwiepięć minut drogi stąd, jak kto ma samochód.—.świadkowie utrzymują, że sprawcą był biały mężczyzna, którywyskoczył z krzaków.Pogłoski o zaangażowaniu Ku-Klux-Klanu są.W radiu słychać niezrozumiałe głosy, jakieś ludzie krzyczą, innehałasują.Drętwieję, jakby kto patrzył na nas z zewnątrz.Jaki biały.Ku-Klux-Klan był tu, pięć minut temu, coby zapolować nakolorowego.Mam chęć zamknąć tylnie drzwi.— Właśnie otrzymałem informację, że Medgar Evers nie żyje —mówi prezenter, zadyszany— Medgar Evers — mówi tak, jakby kto go popychał, wokół niegosłychać głosy.— Właśnie mi przekazano.Nie żyje.Wielkie nieba.Minny obraca się do Leroya juniora, mówi cicho, spokojnie.— Zabierz braci i siostry do sypialni.Połóżcie się, macie tam zostać.— To zawsze brzmi straszniej, jak kto wrzaskliwy mówi cicho.Choć wiem, że Leroy junior chce zostać, to tylko posyła imspojrzenie, i wszyscy znikają, cicho i szybko, prezenter też sięprzymyka.Na chwilę pudło jest niczym jak drewnem i drutami.— Medgar Evers — mówi takim głosem, jakby kto go puszczał odtyłu.— Sekretarz terenowy NAACP nie żyje.— Wzdycha.— MedgarEvers nie żyje.Przełykam mnóstwo śliny i gapię się na pomalowaną ścianę Minny,całą żółtą od tłuszczu z bekonu, dziecięcych rąk, pall maili Leroya.Naścianach Minny nie ma zdjęć ani kalendarzy.Próbuję nie myśleć.Niechcę myśleć o tym, jak umiera kolorowy mężczyzna, bo Treelore misię przypomni.Minny zaciska pięści, zgrzyta zębami.— Zastrzelili go, jak jego dzieci się patrzyły, Aibileen.— Będziemy się modlić za Eversów, będziemy się modlić zaMyrlie.— Ale to, co mówię, wydaje się strasznie puste, więcprzestaję.— W radiu powiedzieli, że jego rodzina wybiegła z domu, jakusłyszeli strzały.Podobnież był cały we krwi, zataczał się, wszystkiedzieci były całe we krwi.— Wali dłonią w stół tak mocno, że radiogrzechota.Wstrzymuję oddech, ale kręci mi się w głowie.To ja muszę być tasilna.To ja muszę pilnować, coby moja przyjaciółka nie straciła głowy.— Aibileen, w tym mieście nigdy nic się nie zmieni.Żyjemy wpiekle, we więźniu.Nasze dzieci żyją we więźniu.Prezenter znowu mówi głośno.—.policja jest wszędzie, trwa blokada drogi.Oczekuje się, żeburmistrz Thompson wkrótce zwoła konferencję prasową.Dławi mnie, łzy mi płyną po policzkach.Nie wytrzymuję myśli, że ciwszyscy biali stoją doobkoła kolorowej dzielnicy.Biali ludzie zpistoletami, wycelowanymi w kolorowych ludzi.Bo kto obroninaszych? Przecie nie ma kolorowych policjantów.Minny patrzy się na drzwi, co dzieciaki przez nie przeszły.Po jejtwarzy cieknie pot.— Aibileen, co oni z nami zrobią? Jak nas złapią.Oddychamgłęboko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]