[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Windy ruszyły i odgłos był taki, jakby uruchomio­no naraz wszystkie kabiny.Tak więc nie okłamali go: byli przygotowani na obronę przed policją.Ich uwaga była odwrócona - najlepszy moment na zmianę miejsca.Poczuł przygnębiającą falę wyczerpania i wy­straszył się.Jeśli ma to się ciągnąć do świtu, musi zaszyć się w jakąś dziurę i trochę pospać.Na trzydziestym drugim piętrze usunięto żarówki na klatce schodowej.Leland wstrzymał oddech - nie słyszał niczego oprócz szumu jadących wind.Przygo­towali coś dla niego, ale wyglądało na to, że na razie zrezygnowali.Szedł dalej po cichu z workiem pod pachą i karabinem gotowym do strzału.Klatka była równie ciemna jak szyb wentylacyjny.Windy zatrzymały się, i to wszystkie na trzydziestym drugim pię­trze.Jeśli ma znaleźć jakąś kryjówkę, to musi się pospieszyć.Wiedział dokładnie, co się stało, gdy pod prawą nogą poczuł szkło, ale był już pochylony do zrobienia kroku i nie mógł się cofnąć.Obie stopy były rozcięte, lewa bardziej niż prawa.Banda czekała na niego.Stał nieruchomo, trzymając się kurczowo poręczy i zaciskał usta, żeby nie krzyknąć.Lewa stopa była poważnie rozcięta.Mógł winić jedynie siebie.Oczywiście, wyjęli lampy neonowe ze schowka na czterdziestym piętrze i rozbili je na schodach.Powinien przewidzieć, że szykują coś takie­go.Kiedy schodził z dachu, nie zauważył brakujących żarówek.Podniósł bardzo ostrożnie lewą nogę, żeby wycofać się po schodach i poczuł, jak krew ścieka pomiędzy palcami.Instynkt podpowiadał mu, żeby zachować ostrożność, ale Leland wiedział, że teraz musi się spieszyć, nawet jeśli zostawi za sobą ślad.Musiał wrócić po schodach na górę, lecz nie miał pojęcia, jak opatrzyć rany.Jak dotąd, znalazł jedynie apteczkę w pokoju Steffie.W prawej stopie tkwiły kawałki szkła i czuł, jak łamią się i wbijają głębiej w ciało przy każdym kroku.Starał się iść szybciej, ale z ran tryskała krew przy mocniejszym nacisku.Skakał, trzymając się poręczy, starając się nie obciążać pokaleczonych nóg.Wrócił na trzydzieste czwarte piętro, gdzie, miał własną fortecę.Tuż za drzwiami słychać było strzały.Zatrzymał się na klatce przy barierce, nie opierając lewej stopy na betonowej posadzce.Na podłogę ściekała krew i ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy.Jutro nie będzie w stanie oprzeć się na żadnej stopie.Czuł, jak napływa i wypełnia go wściekłość.Stanął na obu stopach, wciągnął powietrze i otworzył drzwi.Światła były zapalone: Dźwięk otwieranych drzwi spowodował, że stojąca na środku pokoju dziewczyna obróciła się, ale była zbyt powolna i wystarczająco wystraszona jego widokiem.Tak że krótka seria z kara­binu przerzuciła ją nad stojącym za nią biurkiem.Ktoś zaczął do niego strzelać aż z lewej strony poodpadały płyty sufitowe.Był bezpieczny od strony schodów, dopóki nikt nie próbował wejść na górę.Opadł na kolana i zaczął przesuwać się w stronę najbliższego biurka.Znowu strzały i rozpryskujące się nad jego głową przedmioty.Ktoś strzelał z jego własnej fortecy w północno-wschodnim rogu sali.Posunął się do przodu, wystawił głowę i strzelił, gdy terrorysta przeskakiwał ponad ustawionymi przez Lelanda biurkami.Czy był tylko ten jeden facet? Kawałki plastyku z detonatorami, które Leland umocował wokół lamp awaryjnych, znajdowały się po jego prawej stronie poza zasięgiem wzroku.Posunął się do przodu, wystrze­lił kolejną serię do swojej fortecy i przypadł do ziemi.Kiedy tamten człowiek strzelił do niego, Leland wyjął ostatnią paczkę plastyku z torby, uformował ją w kulę i włożył w nią detonator.Za kilka chwil facet oprzytomnieje i powiadomi resztę terrorystów przez radio o swojej pozycji.Leland posunął się znowu do przodu.Zabił już czterech bandytów, co przy wszystkich przeciwnościach nie było takim złym rezultatem.Popatrzył na trzymany w ręku plastyk -potężny materiał wybucho­wy.Było go o wiele za dużo i był o wiele za mocny, jak na jeden sejf.Prawdopodobnie wcale nie nadawał się do tej roboty.Facet zaczął rozmawiać przez radio i Le­land wystrzelił, a następnie wystawił głowę, starając się spenetrować fortecę.Przesunął się o cztery biurka do przodu i miał teraz dobry widok na lampy, wokół których zamocował pozostałe paczki z plastykiem.Facet strzelił w stronę Lelanda, tłukąc szkło za jego plecami.Policjanci na dole na pewno nie byli za­chwyceni tym odgłosem.Wszyscy policjanci lubili kierować ogniem, ale strzelanina odbywająca się poza ich zasięgiem wprawiała ich w niemałe zdenerwowanie.- Hej, pętaku! Mówisz po angielsku?- Mówię, ty brudny śmieciu!- Przyjrzyj się uważnie lampom awaryjnym przy windach!Facet roześmiał się.- Widziałem ten film sierżancie, York! Gary Cooper robił za przynętę!Leland miał coś innego na myśli, ale uprzytomnił sobie, że stary strażnik na dole przypominał mu sierżanta Yorka.Zastanowił się, co zrobili ze strażni­kiem.- Spójrz uważnie, głupku! Leland zauważył wysuwającą się głowę.- Poczekaj! - zawołał.- Nie strzelaj do nich!Leland celował w jego głowę.Pierwsze kule trafiły chłopaka w szyję i wysoko w piersi, odrzucając go w tył i rozbijając za nim okno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl