[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli to naprawdę był władca dysku.Kin jakoś ni­gdy nie dojrzała do tego, by o władcach dysku myśleć jak o ludziach, a nieboszczyk bez dwóch zdań był czło­wiekiem.Gdyby go ogolić i dać świeżą skórę, mógłby jej mówić „ciociu".Ekran znów zamrugał i wyświetlił jedno słowo, które pulsowało jakoś żałośnie:POMOCYPrzykucając w półmroku, Marco nagle usłyszał głos.Po dłuższej chwili dźwięk ten wybił się z szału bitewne­go na tyle, że kung uświadomił sobie, że głos mówi do niego, na dodatek jest dziwnie znajomy.Czyżby to była ta pochodząca od małp baba?!- Kin Arad? - chrypnął podejrzliwie.- Marco, gdzie jest Silver?Miliony czerwonych światełek dawały wystarczające oświetlenie, toteż bez trudu dostrzegł skulony na podło­dze kształt.- Tu.Oddycha.- Marco, nie wiem, jak dobra w tym jestem - oświa­dczyło powietrze.- Będziesz musiał mi pomóc.Nie ru­szaj się.Powietrze przed kungiem zafalowało i zmaterializo­wał się tam nóż, a raczej sztylet.Marco złapał go trójrącz, nim zdążył upaść na podłogę, i zaskoczony obej­rzał wysadzaną klejnotami rękojeść.- Nie trać czasu - ponagliło go powietrze.- Chcę, że­byś odciął kawałek Silver, tylko nie bądź nadgorliwy.Może być futro, ale lepszy byłby kawałek ciała.Wspomnienia napłynęły falą.popatrzył na ostrze, potem na Silver i oznajmił rzeczowo:- Ani mi się śni!- Radzę ci, zrób, co mówię, i to szybko, bo następny nóż utkwi w tobie.Możesz mi wierzyć.Marco ryknął wściekle, skoczył, ciął Silver w ramię i natychmiast odskoczył.Leżące na podłodze ciało mog­ło lekko drgnąć.- Może być - ocenił głos.- Krew na ostrzu powinna wystarczyć.Puść nóż, Marco.Słyszysz?.Puść nóż.PUŚĆ NÓŻ!Marco był głodny i spragniony, a całe ciało go swędzia­ło od ciepłego, suchego powietrza.Ostatnią rzeczą, na ja­ką miał ochotę, było oddanie broni.Jeśli w ogóle zdolny był do tak skomplikowanych operacji myślowych, bo z równym powodzeniem mogły działać odruchy.- Dobra.Zrobimy to po twojemu.- W głosie za­brzmiało coś takiego, że Marco zwolnił chwyt.Dzięki temu, gdy sztylet znikł, zdarł mu jedynie skó­rę z palców, zamiast urwać dłoń.Marco złapał oburącz za nadgarstek, by zatamować upływ krwi, i pozwolił bólowi otrzeźwić się do reszty.Wciąż wpatrywał się w gojącą się ranę, gdy w pobliżu coś zaszumiało i łupnęło.Obok Silver na podłodze leża­ło coś długiego i krwawego.Ręka Silver poruszyła się sennie, wymacała ów kawał mięsa i przysunęła do ust.A potem Silver zaczęła żuć.- Gdzie jesteśmy? - spytał Marco.- Nie jestem całkiem pewna - przyznała Kin.- Jak się czujesz?- Napiłbym się.I zjadł coś.Chciałaś, żebym ją ciachnął, bo potrzebowałaś próbki protein.- Tak.Nie ruszaj się.Coś przypominającego elastyczną butelkę wody poja­wiło się obok niego i opadło, słabo się odbijając, na pod­łogę.Marco złapał ją pospiesznie i mało elegancko roz­gryzł.- Teraz jedzenie - ostrzegła Kin.Inny pojemnik pełen czerwonawej mazi wylądował, podskakując na podłodze.Marco spróbował go w ten sam sposób.Smakowało niczym półpłynna nuda.- Na razie to wszystko, co potrafię - poinformowała go Kin.- Jedyne, co naprawdę zepsułeś, to garkotłuk szefa dysku.Dopóki roboty go nie naprawią, jadłospis będzie zdecydowanie nieciekawy.- Z Silver udało ci się lepiej.- Mówiłam, że nie mam czasu na subtelności: je shanda wyhodowanego z jej własnych komórek.Nie py­taj mnie, jak to zostało zrobione w tak krótkim czasie, bo nie mam pojęcia.Ja tu tylko wydaję polecenia.Aha, byłoby miłe, gdybyś jej nie informował, co zjadła.- Jasne.Czyli zajmujesz raczej wpływową pozycję?- Można to tak nazwać.- Dobrze.To wyciągnij mnie stąd!!! Zapadła cisza.- Sporo się nad tym zastanawiałam - przyznała w końcu Kin.- Co robiłaś?!- Myślałam o tym.Jesteście w pomieszczeniu prze­znaczonym do badań.Dostać się tam i wydostać można tylko za pomocą teleportacji, a gdybyś wiedział to, co ja o tym wiem, wolałbyś zostać i umrzeć z głodu.Nie chcę ryzykować przebicia się przez ścianę, bo możecie przy okazji oberwać.Biorąc to wszystko pod uwagę.O metr od kunga powietrze eksplodowało długim kształtem, który z hukiem opadł na podłogę.Marco przyjrzał mu się podejrzliwie.- Wygląda jak przemysłowy dezintegrator molekular­ny - ocenił.- Bo jest.Sugeruję, żebyś używał go naprawdę deli­katnie.Marco uśmiechnął się upiornie i sięgnął po dezinteg­rator.Spory fragment ściany zmienił się w mgłę.Mar­co wyłączył urządzenie i obejrzał się: Silver klęczała, trzymając się za głowę.- Jak się czujesz? - Marco trzymał dezintegrator nie całkiem wycelowany w Silver.Przyjrzała mu się z wysiłkiem.- Dziwne rzeczy się działy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl