[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widzę nic złego w książkach, jednak pianino jest popsute.Wszystko, na comogłam liczyć to solo na trąbce w wykonaniu Shawna odpowiedziała Magrat.- Nie jest takie złe, dopóki nikt nie chce się do niego przyłączyć przyznała Niania,starając się odzyskać równowagę, kiedy powóz po raz któryś z rzędu niebezpiecznieprzechylił się na bok. Niezle skręcił, jak na taką prędkość!- Nie mogę sobie darować, że zapomniałyśmy o wanience wyrzucała sobie Magrat.I o torbie z mrówczą farmą.No i wkrótce wyczerpie nam się zapas pieluch.- Niech no tylko na nia spojrzę powiedziała Niania, sięgając po małą Esme.Małeniebieskie oczka skupiły się na Niani Ogg.Maleńka różowa twarzyczka rzuciła jej niepewnespojrzenie, jakby zastanawiała się czy przygotować się na amu czy siu-siu.- Niezwykłe jak na jej wiek mruczała pod nosem Niania. Takie skupienie.Niezwykłe.- O ile jest w TYM wieku powiedziała złowróżbnie Magrat.- Ciii.Jeśli Babcia jest w środku, najwyrazniej się nie miesza.Nigdy się nie mieszła.Tak, czy owak nie ma tu jej umysłu.To nie w jej stylu.- W takim razie, co się dzieje?- Widziałaś już jak TO robi? I co sądzisz?- Nie da się ukryć.Wszystko wskazuje na to, jakby robiła jedną z TYCH rzeczy zaryzykowała Magrat.- Jest gdzieś blisko.Zawsze starała się, żeby stworzenie, w którego głowie się ukryła,było bezpieczne.- Do tego przeważnie zachowuje się tak dziwnie spokojnie.W taki swoisty,szczególny sposób.135- Otóż to! Nikt nie bywa tak spokojny, jak Esme.W ciszy, jaka wokół niej zapada,możesz wsłuchać się w własne myśli.Powóz podskoczył na kolejnym wyboju, podrzucając obie wiedzmy na siedzeniach.- Nianiu?- Tak, złotko?- Verencowi nic się nie stanie, prawda?- Rzecz jasna! Powierzyłabym tym małym czortom wszystko, oprócz beczki piwa ikrowy.Nawet Babcia przyznała, że Kelda jest cholernie dobra.- Kelda?- Coś w rodzaju wszechwiedzącej.Słyszałam, że teraz wszyscy nazywają ją WielkąAggie.Jeśli chodzi o ichnie kobiety, to rzadko można je spotkać.Powiadają, że istnieje tylkojedna i jest nią właśnie Kelda.Ma chyba z setkę dzieci.- To brzmi dość. zaczęła Magrat.- Eee tam! Mnie się wydaje, że jeśli chodzi o te sprawy, to chochliki przypominająkrasnoludy! Zasadnicza różnica sprowadza się do tego, co mają pod przepaską biodrową wyjaśniła Niania.- Babcia wie pewnie lepiej powiedziała smutno Magrat.- I tak by nie powiedziała mruknęła Niania. Uważa, że to ich sprawa.- I.będzie wśród nich bezpieczny?- Oczywiście.- Wiesz, jaki jest.Taki życzliwy Magrat zawiesiła głos.- To miło.- Jednak jest dobrym władcą.Niania skinęła głową.- Sęk w tym, że ludzie bardzo rzadko traktują go.serio mówiła Magrat.- Owszem, to trochę żenujące przyznała Niania.- Ciężko pracuje i o wszystko się troszczy, jednak ludzie najzwyczajniej go lekceważą.Niania przez chwilę myślała, jak ugryzć problem, który zdawał się bardzo ciążyćmłodej czarownicy.- Mógłby częściej zakładać koronę podpowiedziała.Powóz podskoczył wysoko nakolejnej bruzdzie. Znam kilku dobrych krasnoludzkich rzemieślników z Miedzianki, którzychętnie zrobiliby mu taką bardziej dopasowaną.- Nianiu! To jest tradycyjna korona władców Lancre!- Wiem, wiem.Jednak gdyby nie uszy, ludzie myśleli by, że to kołnierz powiedziała Niania. Dobrze by było, gdyby częściej wrzeszczał.- Nidgy by tego nie zrobił! Nie znosi wrzasków!- Wielka szkoda.Ludzie uwielbiają, kiedy ich monarcha od czasu do czasu ryknie.Poza tym mógłby bekać.Bekanie wciąż jest w modzie w wyższych sferach.Pomogłobytrochę hulania.Tak, mógłby zorganizować jakąś porządną hulankę! Taką z łapczywymżłopaniem, bekaniem i takimi tam.- Jemu wydaje się, że nie tego pragnie lud.Inaczej rozumie potrzeby współczesnychobywateli.- Wydaje mi się, że wiem, w czym tkwi problem stwierdziła Niania. Dzisiejsiludzie mają inne potrzeby niż wczorajsi i jutrzejsi.Eee.Lepiej każ mu skoncentrować się nawrzeszczeniu i hulaniu.- I bekaniu?- Opcjonalnie.- I?.- Słucham, kochanie?- Nic mu nie będzie, prawda?136- Oczywiście.Nic mu nie grozi.Sprawy mają się jak w tej grze.Wysyła się Królowądo boju, bo kiedy traci się Króla, przegrywa się wszystko.- A co z nami?- My? Nam nigdy nic nie złego się nie zdarzy.Zapamiętaj, to my zdarzamy się innym!* * *Wiele par oczu przyglądało się Królowi Verence.Znajdował się w jakimś miłymoszołomieniu a za każdym razem, kiedy otwierał oczy widział maleńkie postaci Feeglów.Przyglądali mu się w migoczącym świetle płomieniu.Próbował podsłuchać ich rozmowy,która przypominała kłótnię.-.teroz to nosz król!- Aye, sortaley.- Dziwny jakiś.- Cichojcie! Dziwny, bo siem pochorowoł!- Te wielgaśne siem pewnikiem chore rodzom!Verence poczuł lekkie kopnięcie w stopę.- Taki tam król! Siem nie ruso! Kij ześ połknął!?- Nie, nie zupełnie wymruczał Verence.Rozmawiający z nim Feefle splunął koło jego ucha.- Ni ma co godoć! Domy mu skeppens.Nagle zapadła cisza, co było rzeczą niesamowitą nawet w przestrzeni zawierającej conajmniej jednego Feegla.Verence obrócił głowę.Teraz zobaczył ją wyraznie.Pękate stworzenie przypominające miniaturową wersjęNiani Ogg.W jej oczach było coś niesamowitego.Przypomniał sobie, że był przecież władcąabsolutnym i był nim tylko dlatego, że zawsze starał się upewnić, że to co robił niepozostawało w sprzeczności z oczekiwaniami jego poddanych.Do tego domyślał się, że jegocałe siły zbrojne przyjmowały wiele częściej rozkazy od własnej matki niż swego króla.Wielka Aggie nie musiała wydawać rozkazów.Każdy, kto na nią spojrzał od razuprzechodził do wykonywania rozkazu.Mężczyzna Wielkiej Aggie stanął przy jej boku.- Wielka Aggie myśli, że teraz chciałbyś ratować swoje kobiety i dziecko powiedział.Verence skinął głową.Nie miał sił, żeby uczynić jakikolwiek inny gest.- Wielka Agge myśli, że wciąż jesteś bardzo, bardzo słaby, bo straciłeś wiele krwi.Poich ugryzieniu przypominacie owce.Verence nie oponował.Zgodziłby się ze wszystkim, cokolwiek by usłyszał.Z kłębówdymu wyłonił się chochlik z glinianą miseczką.Biała piana przelewała się przez jej brzegi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]