[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przejmować się w Ankh-Morpork to jak otworzyć puszkę z mięsem pośrodku ławicy piranii.Każdy radził sobie z tym problemem na swój sposób.Colon w ogóle o nim nie myślał, Nobby się nim nie martwił, nowi nie służyli jeszcze tak długo, by poczuć, jak ich dręczy, natomiast Marchewa.Marchewa po prostu był sobą.Codziennie ginęły w mieście setki ludzi, często wskutek samobójstwa.Jakie znaczenie ma kilku więcej?Wewnętrzny Vimes tłukł pięściami w ściany umysłu.Przed rezydencją Ramkinów stało kilka powozów, a w domu roiły się rozmaite krewne i Wymienne Emmy.Piekły różne rzeczy i polerowały inne rzeczy.Vimes przeszedł na tyły, właściwie niedostrzeżony.Znalazł Sybil przy zagrodach smoków - w jej gumowych butach i ochronnej zbroi.Wygarniała gnój, błogo nieświadoma panujące go w domu celowego chaosu.Uniosła głowę, gdy Vimes zamknął za sobą drzwi.- Och, jesteś już.Wcześnie wróciłeś - powiedziała.- Nie mogłam wytrzymać w tym zamieszaniu, więc wyniosłam się tutaj.Ale już niedługo będę musiała wrócić i się przebrać.Urwała, widząc wyraz jego twarzy.- Coś się stało, prawda?- Nie wracam już - odparł Vimes.- Naprawdę? W zeszłym tygodniu mówiłeś, że odpracujesz pełną zmianę.Mówiłeś, że nie możesz się już doczekać.Niewiele umyka uwagi Sybil, pomyślał Vimes.Poklepała go po ręku.- Cieszę się, że to rzuciłeś.***Kapral Nobbs wpadł na komendę i zatrzasnął za sobą drzwi.- I co? - zapytał Marchewa.- Nie jest dobrze - odparł Nobby.- Podobno trolle chcą ruszyć na pałac i uwolnić Węglarza.Całe bandy trolli i krasnoludów włóczą się po mieście i szukają zwady.Żebracy też.Letycja była bardzo popularna.Sporo widzi się też ludzi z gildii.Miasto - podsumował z dumą - jest wyraźnie podobne do beczułki Proszku numer jeden.- Co byś powiedział na biwak na otwartej równinie? - wtrącił Colon.- A co to ma do rzeczy?- Jeśli ktokolwiek rzuci dzisiaj gdzieś zapałkę, to żegnaj, Ankh - wyjaśnił ponuro sierżant.- Zwykle zamykamy rzekę, ale ostatnio w korycie jest najwyżej parę stóp wody.- Zalewacie miasto tylko po to, żeby zgasić pożar? - zdziwiła się Angua.- Tak.- Jeszcze coś - dodał Nobby.- Ludzie rzucali we mnie różnymi rzeczami.Marchewa wpatrywał się w ścianę.Po chwili wyjął z kieszeni niewielką, pogniecioną czarną książkę i zaczął przerzucać strony.- Powiedz - odezwał się głosem jakby nieco odległym - czy nastąpiło poważne naruszenie prawa i porządku?- Tak - potwierdził Colon.- I trwa już od pięciuset lat.Poważne naruszanie prawa i porządku to podstawa istnienia Ankh-Morpork.- Nie, chodzi mi o większe niż zwykle.To ważne.- Marchewa odwrócił stronę.Czytając, bezgłośnie poruszał wargami.- Rzucanie we mnie wygląda na naruszenie prawa i porządku - zauważył Nobby.Poczuł na sobie ich spojrzenia.- To chyba nie przejdzie - stwierdził Colon.- Jak to nie przejdzie, kiedy przeszło? - zaprotestował Nobby.- Trochę nawet pociekło mi za koszulę.- Dlaczego w ciebie rzucali? - zdziwiła się Angua.- Dlatego że jestem strażnikiem.Krasnoludy nie lubią straży z powodu pana Młotokuja, trolle nie lubią straży, bo aresztowali Węglarza, a ludzie nie lubią straży z powodu wszystkich tych wściekłych krasnoludów i trolli na ulicach.Ktoś zastukał do drzwi.- To pewnie już rozwścieczony tłum - domyślił się Nobby.Marchewa otworzył.- To nie jest rozwścieczony tłum - oznajmił.- Uuk.- To orangutan niosący nieprzytomnego krasnoluda, a za nim troll.Ale chyba jest wściekły, jeśli to w czymś pomoże.***Willikins, kamerdyner lady Ramkin, przygotował mu kąpiel.Ha! Jutro to będzie jego kamerdyner i jego łazienka.I nie była to kąpiel w balii, którą należy przeciągnąć bliżej pieca.O nie.W rezydencji Ramkinów woda zbierała się w wielkiej cysternie na dachu; po odcedzeniu gołębi ogrzewał ją stary gejzer* [przyp.: Który palił w bojlerze.], po czym spływała dudniącymi, jęczącymi ołowianymi rurami do emaliowanej wanny.Na szorstkim ręczniku czekały już wielkie szczotki do szorowania, trzy typy mydła i gąbka.Willikins stał cierpliwie obok wanny, niczym odrobinę zagrzany wieszak na ręczniki.- O co chodzi? - zapytał Vimes
[ Pobierz całość w formacie PDF ]