[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pojedzie pan tak na nim, sir? - spytał Artur wskazującruchem głowy tweedowe ubranie Brata.Brat odparł, że pojedzie.Skręcił na pastwisko, tak jak pierwszego ranka, kiedy wziąłKloca, i powtórzył wszystko, co robił wtedy, siedząc na jegogrzbiecie.Lecz nie czuł już tej samej szalonej radości.Całyświat wydawał się smutny, życie miało gorzki smak.Zeskoczył z konia i usiadł w tym samym miejscu, gdziesiedział przed miesiącem, wpatrując się w niewielką zielonądolinę.Wtedy wydawała mu się rajem.Nawet ta głupiadziewczyna, która z nim wówczas rozmawiała, nie mogła muzepsuć tego wrażenia.Przypomniał sobie, jak wytrzeszczyłaoczy, kiedy przekonała się, że on nie jest Simonem.Przyszłapewna, że zastanie tu Simona, bo było to jego ulubione miejscedo trenowania koni.Bo on.Brat poruszył się tak gwałtownie, że koń szarpnięty zawędzidło podniósł łeb.Bo on.?Słyszał w myśli głos dziewczyny.Podniósł się wolno i stałdługo wpatrując się w drugą stronę doliny.Wiedział już, w jaki sposób Simon dokonał morderstwa.Iznał też odpowiedz na pytanie, które go intrygowało.Wiedział,czemu Simon bał się, czy jakimś cudem nie wrócił prawdziwyPatryk.Wsiadł na konia i pojechał z powrotem do stajni.Wiatr gnałduże chmury z południowego zachodu, zaczynał padać deszcz.W siodłami wyjął z biurka kartkę papieru i napisał na niej: Niebędę na kolacji.Nie zamykaj drzwi frontowych na klucz i niemartw się, jeśli wrócę pózno.' Włożył kartkę do koperty,zaadresował ją do Bee i polecił Arturowi, aby ją doręczył, kiedybędzie przechodził koło domu.Wziął płaszcz nieprzemakalnywiszący na drzwiach siodłami i wyszedł w deszcz.Teraz jużwiedział.Tylko co z tym zrobić?Szedł bez wyraznego celu, nieświadomy niczego pozastrasznym pytaniem, na które musiał znalezć odpowiedz.Doszedł do kuzni, gdzie Pilbeam pracował jeszcze, przywitał sięz nim, porozmawiał chwilę o robocie i o pogodzie, jakiej możnasię spodziewać, przez cały czas bijąc się z myślami na ten samtemat.Poszedł ścieżką prowadzącą na Tanbitches, po mokrej trawiewspiął się do kępy buków na szczycie wzgórza i spacerowałpośród grubych pni, przygnębiony i niezdecydowany.Jak mógłby zawiadomić o tym Bee?I Eleanor? I co z Latchetts?Czy nie wyrządził już Latchetts dostatecznej krzywdy?Czy miałoby to tak wielkie znaczenie, gdyby Simon pozostałwłaścicielem majątku, tak jak był nim przez osiem lat?Komu przyniosłoby to szkodę? Tylko jednemu człowiekowi:Patrykowi.Gdyby Simon został skazany za morderstwo popełnione naPatryku, byłoby to okropne dla Bee i dla reszty rodziny.On wcale tego nie musi robić.Może odejść: upozorowaćsamobójstwo.Ostatecznie Simon upozorował samobójstwoPatryka i nie wydało się to w śledztwie policyjnym.Jeśli mógłto zrobić chłopiec trzynastoletni może i on.Zniknie po prostu iwszystko pozostanie tak jak było przed miesiącem.A Pat Ashby?Pat, gdyby mógł wybierać, nie chciałby na pewno kary dlaSimona kosztem katastrofy dla całej rodziny Pat, który byłtaki dobry i myślał przede wszystkim o innych.A Simon?Czy on, Brat, ma potwierdzić potworne przypuszczenieSimona, że nie zrobi nic? Czy Simon ma spędzić długie życiejako właściciel Latchetts? Czy jego dzieci mają odziedziczyć tedobra?Ale przynajmniej byliby jacyś Ashby.A gdyby Simon zostałskazany, nie byłoby już Ashbych w Latchetts.Jaką korzyść przyniosłoby Latchetts zabezpieczenie tejschedy przez zatajenie morderstwa?A może przybył w tak niezwykły sposób do Latchetts po towłaśnie, żeby ujawnić tę zbrodnię?Zjechał pół świata, żeby spotkać na ulicy Lodinga, więcpowiedział sobie, że tak dziwny zbieg okoliczności to chybaprzeznaczenie.Lecz nie wyobrażał sobie, że będzie to coś takważnego.Aż tak doniosłego.Co powinien zrobić? Kto mógłby mu doradzić? Zdecydowaćza niego? To niesłuszne, żeby taki ciężar spadał na jego barki.Nie ma dostatecznej wiedzy, doświadczenia, żeby rozstrzygaćtak istotną sprawę. Jestem zemstą" - powiedział do Simona i tak myślał.Alewtedy nie miał jeszcze w ręku narzędzia zemsty.Co zrobić?Pójść dziś wieczorem na policję? Czy jutro?Nie robić nic i pozwolić, aby po przyjezdzie Charlesa Ashbyrozpoczęły się uroczystości?Co robić?Pózno w nocy George Peck, siedzący w gabinecie iuświadamiający sobie od czasu do czasu z dogodnego punktuobserwacyjnego w dalekich Tebach, że deszcz bębni o szybyna probostwie w Clare, usłyszał pukanie do okna i powrócił zTeb, żeby otworzyć drzwi.Nie po raz pierwszy ktoś pukał dotego okna pózną nocą.W blasku światła padającego z hallu ujrzał jednego z braciAshbych; nie wiedział na razie, który to, bo przemoczonykapelusz zakrywał oczy.- Czy mogę wejść i porozmawiać z panem, pastorze?- Oczywiście, Patryku.Wejdz, proszę.Brat stał w progu, woda strugami spływała z jego płaszcza.- Przepraszam, jestem cały mokry powiedział z wahaniem.Pastor spojrzał w dół i zobaczył, że popielate spodnie gościasą ciemne, a buty nasiąknięte wodą.Spojrzał bystro w twarzmłodego człowieka.Brat zdjął przemoczony kapelusz, zmokrych włosów spływała mu po twarzy woda.- Zdejmij płaszcz i zostaw go tutaj - powiedział pastor.-Dam ci inny, jak będziesz wychodził.- Podszedł do szafy whallu i wrócił z ręcznikiem.- Wytrzyj sobie głowę.Brat zrobił to z posłuszną miną, niezgrabnymi ruchamidziecka.Pastor wszedł do pustej kuchni i przyniósł imbryk zwodą.- Chodz - powiedział.- Rzuć ręcznik tam, gdzie leży twójprzemoczony płaszcz.- Poprowadził go do swego gabinetu ipostawił imbryk na elektrycznej maszynce.- Zaraz sięzagotuje.Często robię sobie herbatę, kiedy siedzę do pózna.O czym chciałeś ze mną porozmawiać?- O zasadzce w Dotan6.- O czym?- Przepraszam.Mój mózg przestał pracować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]