[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego klientami było ekwadorskie Ministerstwo Turystyki, linie lotnicze Ecuatoriana i właściciele „Bahii de Darwin” oraz hotelu „El Dorado” — wujowie Adolfa i * Siegfrieda von Kleistów.Nawiasem mówiąc, ani zarządca hotelu, ani Kapitan nie musieli pracować na życie.Obydwaj, dzięki spadkowi, byli fantastycznie bogaci, lecz mimo to uważali, że powinni mieć jakieś zajęcie.Obecnie stawało się oczywiste, choć King jeszcze tego nie sformułował w ten sposób, że cała jego robota poszła na marne, ponieważ „Przyrodnicza Wyprawa Stulecia” chyba nie dojdzie do skutku.Co do wypchanej morskiej iguany: King uczynił gada maskotką wyprawy i spowodował, że po obu stronach dziobu „Bahii de Darwin” wymalowano jego sylwetkę.Poza tym wszystkie ulotki i ogłoszenia opatrzone były u góry symbolem graficznym w kształcie iguany.W rzeczywistości stworzenie to mogło osiągnąć długość powyżej jednego metra i wyglądało równie groźnie jak chiński smok.W gruncie rzeczy, dla innych form życia, z wyjątkiem wodorostów, nie było bardziej niebezpieczne niż wątrobianka.Życie iguany jest dzisiaj dokładnie takie samo, jak milion lat temu i wygląda mniej więcej tak:Ponieważ nie posiada toto żadnych wrogów, więc tkwi w jakimś miejscu gapiąc się w przestrzeń, niczego nie potrzebując i o nic nie dbając.Chyba że poczuje głód.Wtedy dopiero złazi kolebiąc się do wody i powoli, niezbyt zgrabnie, odpływa na parę metrów od brzegu.Następnie zanurza się jak łódź podwodna i opycha wodorostami, które jeszcze wtedy nie nadają się do strawienia.Trzeba je najpierw zagotować.Więc iguana wynurza się na powierzchnię, płynie do brzegu i znowu siada na rozpalonej słońcem lawie.Staje się teraz czymś w rodzaju rondla z pokrywką, nagrzewającego się w miarę, jak słońce gotuje wodorosty.I znowu bezmyślnie gapi się w przestrzeń, choć z małą różnicą: teraz spluwa od czasu do czasu coraz gorętszą, słoną wodą.W ciągu miliona lat, które spędziłem na wyspach, Prawo Doboru Naturalnego nie znalazło sposobu ani na polepszenie, ani na pogorszenie tego osobliwego modus vivendi.King wiedział, że sześć osób rzeczywiście dotarło do Guayaquil i znajduje się obecnie w hotelu „El Dorado”, nadal się spodziewając, że „Przyrodnicza Wyprawa Stulecia” dojdzie do skutku.Nieco go to zaszokowało.Zakładał, że wszyscy, którzy wybierali się do Ekwadoru, z pewnością pozostaną w domu, jako że wieści z tego rejonu były dość paskudne.King znał również nazwiska całej szóstki.Absolutną zagadkę stanowił dla niego jedynie pewien Kanadyjczyk o nazwisku Willard Flemming.Chodzi, rzecz jasna, o Jamesa Waita.King nie potrafił sobie wyobrazić, skąd wziął się ten człowiek na liście, która, z wyjątkiem Mary Hepburn oraz japońskiego weterynarza i jego żony, wyglądała tak, jakby zestawiono ją z nazwisk najbardziej wpływowych i znanych ludzi.Intrygowało go również, dlaczego Mary Hepburn wybrała się w podróż bez męża.King nic nie wiedział o śmierci Roya, wiedział jednak co nieco na temat Hepburnów, chociaż na pasażerskiej liście sław stanowili kompletne zera.Byli jednak absolutnie pierwszymi osobami, jakie zapisały się na „Przyrodniczą Wyprawę Stulecia”.W tym okresie King miał powody, by wątpić, czy jakakolwiek sławna osoba da się namówić na udział w wycieczce.Kiedy Hepburnowie się zapisali, King, prawdę powiedziawszy, nosił się z zamiarem zaprezentowania ich w jakimś telewizyjnym show, w jakichś prasowych i radiowych wywiadach.Nigdy się z nimi osobiście nie spotkał, niemniej konwersował z Mary przez telefon, rozpaczliwie wierząc, że w życiu Hepburnów da się znaleźć coś interesującego, nawet jeżeli uprawiali najzwyczajniejsze w świecie zawody w zabitym dechami przemysłowym miasteczku o najwyższym w kraju wskaźniku bezrobocia.Któreś z nich mogło przecież posiadać sławnego przodka lub krewnego; Roy mógł być bohaterem jakiejś wojny; mogli wygrać los na loterii, cierpieć z powodu jakiejś świeżej tragedii, czy cokolwiek w tym stylu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl