[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno mi przez większość czasu powiedzieć, gdzie się znajduję.Móglbym przysiąc, że nigdy nie byłem tak poważnie ranny, strzała była pewnie zatruta.- Trzeba, żeby Braddeyas oczyścił ranę i założył nowy opatrunek.Możliwe, że jad zatruł ci już cały bok.- Później.Nie chcę, aby znowu krwawiła - Kane wytarł ostrożnie czoło, zmazując wyschniętą krew i krople potu.- Poczuję się lepiej, gdy coś zjem i złapię trochę snu.Nie mogę poświęcić więcej niż parę godzin.Pleddis nie jest daleko.- Myślę, że możemy zaryzykować postój aż do świtu.Pleddis będzie musiał założyć obóz.Dziś księżyc Władcy Demonów - Weed przerwał, a potem dodał - po drodze zgubiliśmy Frassosa.- Nie ma sensu go szukać - zawyrokował szybko Kane.Nie w tę noc.Seth zszedł z piętra.- Nikogo nie znalazłem - zakomunikował.-- Tylko ta chuda dziewczynka, zamknąłem ją w pokoju.Drugie piętro jest puste, ale na trzecim znajduje się komnata, w której pali się w kominka.Kane skinął głową.Ciężko było mu się skoncentrować i czuł, że znów opuszczają go siły.- Ustaw straże tam, skąd będą mogły obserwowć podwórze, Weed - rozkazał.- Kogoś zostaw i tu, niech pilnuje w środku.Obok kuchni jest spiżarnia.Zwiąż tych ludzi i zamknij ich w niej.Nie ma sensu ich zabijać.Trupa też tam wrzuć.- Kobiety zostaw, żeby posprzątały cały ten bałagan.Wątpię, czy ktokolwiek dzisiaj jeszcze się tu zjawi.Jeśli jednak tak będzie, nie wszczynajcie od razu alarmu.Kobiety niech przygotują dla nas jedzenie.Ale uważaj na nie.Zwrócił oczy ku pochmurnej twarzy Ionor.- Nie będziesz próbowała mnie otruć, prawda?- Zasługujesz na coś o wiele gorszego - padu jej nerwowa odpowiedź.- Przynieś mi drugą butelkę - powiedział do niej drwiąco.- A na ruszcie już widzę jakąś gęś.- Posłuchała niechętnie.Kane obserwował ruchy jej ciała, kiedy ostrożnie do niego podchodziła, wspomnienie wykrzywiło mu usta w zimnym uśmiechu.- Usiądź - rzucił.Ponieważ nie było to zaproszenie, Ionor spoczęła naprzeciwko, odsuwając krzesło, które on starał się przyciągnąć do siebie.- Czy twoje wspomnienia są aż tak gorzkie, Ionor?Jej głos byk chłodny, tylko na pozór wolny od gniewu, bo tembr dyktowała mu nienawiść.- Ty i twoi bandyci napadliście na zajazd mojego ojca, wybiliście naszych gości, wymordowaliście moją rodzinę, ograbiliście i podpaliliście Krucze Gniazdo.Moje siostry oddałeś swoim ludziom, którzy je zgwałcili, śmierć była dla nich łaską.Słyszałam ich krzyki, nawet pomimo tego, że mną zająłeś się sam.Wciąż je słyszę.Nie, Kane! Gorzkie to zbyt łagodne słowo na wspomnienia, które mam o tobie.Blada twarz Kane'a nie okazywała żadnych emocji.- Nie powinnaś była ode mnie uciekać - powiedział, rwąc pieczony drób z osobliwą delikatnością.- Mogłem pomóc ci o tym wszystkim zapomnieć.Oczy Kane'a biegały nerwowo, a Ionor śmiała się w duchu widząc, jak gorączka zadaje tortury temu olbrzymiemu ciału.Nic nigdy nie wymaże z mojej pamięci tej nocy - wyszeptała.Czyjaś dłoń złapała ją mocno za ramię i poderwała z krzesła.- Przynieś nam żarcie - warknął Seth, z ustami pełnymi mięsa z talerza zabitego żołnierza.- Może porozmawiamy później? - Kane zawołał za Ionor.Jej ramiona drgnęły, lecz nie odpowiedziała.- Chcesz opium? - zapytał Braddeyas, kiedy zamknęli wszystkich w spiżarni.- Złagodzi twój ból i będziesz mógł spać.Potrzebujesz przecież dużo sił.- Zasnę - wymamrotał Kane, biorąc łyk trunku.Nie otumanić umysłu, kiedy Pleddis może nas dogonić jeszcze przed następnym wzgórzem.- Broda opadła mu powoli na pierś.Chwilę potem targnął ją do góry, rozglądając się wściekle po sali.- Przynieś mi miecz - zażądał.- Pleddis depcze nam po piętach, a ja siedzę tu, ogłupiały jak pan na swoim weselu.Nie ma czasu na sen.Nabijcie mi fajkę, ona nie pozwoli mi zasnąć.Weed ponaglił Bradcteyasa, a ów szczerbaty bandyta zaczął nabijać cybuch kiepską tabaką, wypełniając jego dno szczyptą opium.Zapalił fajkę łubką i podał ją Kane'owi.W drzwiach pojawu się Darros, w jednej ręce niosąc długi miecz, drugą pospiesznie ciągnąc pas.- Do diabła, nie podoba mi się ta mgła - wymamrotał, nie zdradzając jednak swoich prawdziwych myśli.Kane wziął miecz, o rzadko spotykanej rękojeści, i oparł go przy nodze.Palcami pogładził ostrze, poczuł jego siłę.Wciąż nie docierał do niego ból, ani wyczerpanie, a jedyną gorączką było dla niego ciepło krwi przeciwnika.Kane chciał posiąść moc bez uczuć, wyjątkowo wyczerpany nie mógł teraz wypocząć.Wraz z tętnieniem w skroniach, widział, raz mniej, raz bardziej wyraźnie.- Zaczynałem walkę w gorszym stanie - rzucił zaciekle, zaciągając się ostrym dymem, który z lekkością przedostawał się do płuc.Kiedy fajka zgasła, Weed wyciągnął ją z rozluźnionych palców Kane'a.Jego ciężka głowa nie podnosiła się z piersi, oddech był regularny i powolny, oczy zamknięte.- W ten sposób lepiej odpocznie - wyjaśnił Weed.- Zaniesiemy go do łóżka.Mówiliście, że na górze jest gotowe posłanie.Potykając się pod ciężarem Kane'a, wąskimi schodami, Seth i Darros zanieśli ciało herszta na najwyższe piętro.Pokój przygotowano dla kilku gości, w jego centrum płonął kominek, a łóżko przykryto grubym kocem.Położyli na nim Kane'a i starannie okryli.- Idźcie odpocząć - poradził Weed.- Braddeyas i ja obejmiemy pierwszą wartę.Poczekał aż wyjdą, a potem pochylił się nad uchem śpiącego.- Kane - wyszeptał, - Kane, słyszysz mnie?Z gardła Kane'a dobył się dźwięk, który nie musiał niczego oznaczać.Marszcząc czoło, Weed pochylił się bardziej.- Gdzie to schowałeś? Pamiętasz? Zawsze ukrywałeś swoją część łupu.Dokąd ją zabrałeś, Kane? Mi możesz powiedzieć.Jestem twoim przyjacielem.Odnajdziemy twój skarb, i on pomoże nam uciec.Będziemy żyć jak królowie, gdzieś w innym kraju.Gdzie on jest, Kane?Ten jednak zdawał się spać zbyt mocno.Weed podniósł się smutno.- Przynajmniej nie umieraj i nie pozwól, by to złoto zgniło - błagał.Otwierając witrażowe okno na parę centymetrów - pokój był ciepły i Weed obawiał się, że to podniesie temperaturę Kane'a - wyszedł po cichu, by dołączyć do Braddeyasa.IIIKRUKI PRZYLATUJĄ NOCĄDeszcz iskier prysnął z paleniska i zniknął w czeluściach komina.Weed zaklął i sięgnął po pogrzebacz, przesuwając świeże polana bliżej ich zwęglonych poprzedników; może teraz ogień będzie jaśniejszy.Ogromny kominek z wapiennych cegieł zajmował prawie cały koniec sali.Powinien był więc ogrzewać całkowicie komnatę, podczas gdy płomienie, jakby zniechęcone, ledwie muskały nienaruszone drzewo, a pomieszczenie ogarniał niespotykany jesienią chłód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]