[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stiepan, zobacz, co to?Zdejmuje broń z ramienia, odwodzi kurki i podchodzi na odległośćstrzału.- Bierz! - pies atakuje i podrywa się duży, biały, z szarą szyjąptak.To pardwa śniegowa.Stiopa strzela z przyrzutu i strąca ptakapierwszym strzałem.- No, nie tak zle, gratuluję.- Przypadki chodzą po ludziach.To był właśnie przypadek -podnosi ptaka wielkości kaczki cyranki.Długo idziemy w oddaleniu, ławą.Na głos lub stójkę psów, pod-chodzimy na zmianę i strzelamy.Trwa to dobre dwie godziny.I tak,brodząc rakietami w śniegu, znalezliśmy się w pobliżuskał-drogowskazów.- Chyba tu rozpalimy ogień, zagotujemy herbatę i pomalutkuruszymy do domu.- To jest to, czego nam trzeba - wybieram miejsce na pniu dużegowykrotu, gdzie po kilku chwilach starań buzuje ogień.Wodę na herbatę topimy ze śniegu, bo nie ma pod ręką lodu.Reszta jest w plecaku.- No szto ty zamołczał sledowatiel'-sysczyk.Dawaj, nażymaj!(No coś tak zamilkł śledczy-dochodzeniowcu.Przedłużaj, włączaj).- Nie dopominaj się, wszystko w swoim czasie.Zdumiewaszmnie, bo nigdy jeszcze tak nie było, by przesłuchiwany poganiałprzesłuchującego.To podejrzane nie pasuje do ciebie.A tak namarginesie: co się dzieje, gdy patrol wraca bez uciekinierów? - zadajępytanie z marszu, żeby nie miał czasu na zastanawianie się.- Z tym różnie bywa.Gdy dochodzi do walki, to wynik czasamiteż bywa różny, ale przeważnie w raporcie jest napisane: zastrzeleniw walce.Gdy poddają się i mogą iść, to wracają.Czasami nie chcąiść i nie chcą żyć albo nie mogą iść, co jest już przypadkiem gorszym,to wtedy proszą o strzał łaski.Z tym jest kłopot.Regulamin niezezwala na to, ale nie wskazuje również, jak i kto ma nieść.Odległośćduża, łączności przeważnie brak, samochód nie dojedzie, a helikopternie wszędzie ląduje.Problem jest jednak palący i należy go rozwiązać niezwłocznie.- I co?- I nic.Rozwiązuje się.Przeważnie robią to tak: dają takiemuuciekinierowi lub uciekinierom tyle sztuk amunicji, ilu jest zdecy-dowanych i w pewnym oddaleniu pozostawia się jeden egzemplarzbroni.Przez określony czas obserwuje się z odległości zachowaniegrupy.Liczy się oddane strzały, gdy ich brak odbija się bez trudu utraconą broń.W jednym i drugim przypadku w raportach jestnapisane: nie odnaleziony.Lecz kierownictwo informowane jest ostanie faktycznym.To dla ochrony przed szantażem stukaczy.Takich jak ja - dodaje z sarkazmem.- Ale takie postępowanie zabronione jest przez konwencje, któretwój kraj zobowiązał się ściśle przestrzegać i dobrowolnie je ratyfi-kował.- Tak, tak, konwencje, ratyfikacje.To dobre w miejscu, gdzie stoosób mieszka na kilometrze kwadratowym, w kraju zurbanizowanym,gdzie łatwo o transport, łączność i inne udogodnienia techniczne.Tamludzie skaczą sobie brutalnie lub bardzo koronkowo, delikatnie dogardeł.A inni opracowują, uchwalają i realizują te konwencje.Tamone mają zastosowanie, tam są dobre, a nawet niezbędne.A tu, wtajdze, jako dowódca patrolu dopadasz uciekinierów na pięćdziesią-tym, setnym kilometrze - a bywa i dalej.Znasz ich życiorysy od a do z.Znasz imię, nazwisko, wiek, wysokość wyroku i czyny.Może to byćwielokrotny morderca z chęci zysku, może to być recydywista,niepoprawny gwałciciel nieletnich - a ty akurat masz dwie córeczki,które na drugi koniec miasteczka dojeżdżają do szkoły.Może to byćzwykły alkoholik-nożownik, który w malignie pijackiej zakłuł swojążonę.Zciga się wszystkich i o wszystkich wie się wszystko.No i co?Według ciebie pouczasz go o przysługujących mu prawach, mówisz ojego niecnym postępowaniu, odczytujesz stosowne artykuły kon-wencji i wzywasz do udania się z tobą w celu wymierzenia sprawie-dliwości? W tym miejscu pojawia się pytanie: czyjej sprawiedliwości- twojej czy jego? Każdy czyn, nawet osądzony przez sądy, mazawsze więcej jak jedną sprawiedliwość.Dla zilustrowania podam ci taki przykład: Partyzanci z grupywysadzili w czasie wojny pociąg agresora.Część z nich zostałaosaczona, złapana i skazana.Wyroki w najwyższym wymiarzewykonano.Część szczęśliwie przeżyła, a agresorów wygnano.Ci,którzy przeżyli, nastawili, i słusznie, pierś do medali i zostali boha-terami.Razem pracowali, a tytuły zarobili dwa: bandyty i bohatera.Powiesz, że teraz nie ma wojny.Bzdury! Wszędzie, gdzie jest po-zbawiony wolności i jego strażnik, od początku świata jest wojna.Zawsze jest tylko taka alternatywa: jeśli nie ty jego, to on ciebie.Inaczej nie bywa.To się nazywa wojna, mała czy duża, wypowie-dziana czy cicha, ale wojna.Wszystkie religie świata nakazują: nie zabijaj, chyba że.na woj-nie.Tu strzelasz, nie wiesz do kogo, zabijasz, nie wiesz kogo.Cza-sami cię pobłogosławią przed bojem i poświęcą sztandar.Tu wszystkojest do zabijania.Kto pierwszy, ten lepszy.W górę, i awans, medal,stopień, a wszystko się kończy w niezbyt głębokim.dole.Jak ty mu to już przeczytasz i wezwiesz do podporządkowania, toon cię zelży, przeklnie całą twoją rodzinę do trzech pokoleń w przód iwstecz.Och, jak oni klną.Spuści spodnie i każe się całować gdzieś.Zmieje się z ciebie w nos.Nie zależy mu na niczym, więc prowokujecię bezgranicznie.Obce są mu twoje konwencje, obowiązki, prawa.On ma swoje prawa wytworzone przez subkulturę więzienną, a ztwoich drwi i nie wie, o co chodzi.Tak, tak.Ale ty na prowokacje iracjonalizm jesteś głuchy.Ty jesteś legalistą i problem musisz roz-wiązać tu i teraz.Masz dwa wyjścia.Albo zakuwasz uciekinierów i niesiesz doobozu, wykańczając siebie i podwładnych - jeśli posłuchają rozkazu,bo w tajdze z tym bywa różnie - a oni z wycieńczenia i odmrożeńumierają po drodze.Albo donosisz do obozu, gdzie sąd dorazny skażeich na najwyższy wymiar kary i niezwłocznie ją wykona.W obuprzypadkach koniec ten sam, a jaka różnica w trudzie i kosztach.Możesz też, nie bacząc na nakazy i zakazy i biorąc za to odpo-wiedzialność, pochodzić na niby po tajdze i w raporcie napisać, żenie spotkałeś, że uszli.Musisz jednak wiedzieć, że podwładni teżludzie, chcą awansu, urlopów, nagród, przepustek i mogą chciećwysforować się na twoich plecach, np.za pomocą donosów, którezawierają fakty widziane ich oczyma.Jak w soczewce widać tu starą prawdę: Homo homini lupus est.Nie wymyśliliśmy tego i nie zmienimy tego.- Dajmy spokój temu wszystkiemu.Nie rozstrzygniemy tego.Tyinaczej myślisz.- A jak mam myśleć? Skąd zaczerpnąć wzorce postępowania?Jaki miałem wybór? Mój ojciec zginął gdzieś od kuli, nigdy go niewidziałem.Matka zmarła z głodu.Wychowało mnie państwo.Jednabyła ideologia, jedna doktryna, jedna partia, jeden wódz, a najwyż-szym dobrem ojczyzna, dość szeroko rozumiana.Więc w podzięce zatrud wychowania płaciłem wierną służbą.Wychowali mnie na jan-czara, to służyłem jak janczar.Dosłużyłem się stopnia podpułkownikai stanowiska naczelnika odcinka łagrów do spraw technicznych - tonie bagatela.Do swojej dyspozycji, na zawołanie, miałem helikopter.Od Bracka do Boguczan wszystkie generatory, kotły, warsztatynaprawcze i wytwórcze, transport i instalacje były pod moją pieczą.Japodlegałem tylko Moskwie.Byłem kimś.Chwila słabości i chamskiekłamstwo innego człowieka obróciły to wszystko w gruzy.Myślałem: zawiniłem, więc odpokutuję uczciwą pracą, naprawięwszystko.Będę miał szacunek do siebie i zdobędę szacunek innych.Oto mi najbardziej chodziło.Ale gdzie tam.Nieszczęścia chodzą nietylko parami, ale - w moim przypadku - tabunami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]