[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu wyjścia zginęło ich pięciu, trzech zostało rannych i teraz nie uniosą broni, o ile w ogóle jeszcze kiedyś będą nosić broń.Wiedziałem, że jeżeli nieprzyjaciel napadnie na Ulmsport, to mój ojciec i jego ludzie nie wycofają się, ale też mała nadzieja, że wytrzymają długo napór Alizończyków.Oznaczałoby to kres i zniszczenie wszystkiego, co znalem.Rozmawiając ze mną, Imgry wziął ze stołu miskę, zanurzył warząchew o długim trzonku w bulgoczącej zupie i nalał jej.Parującą miskę odstawił z powrotem na stół i ruchem ręki wskazał mi ją.— Zjedz.Widzę, że ci się to przyda.Nie były to miłe zaprosiny, ale mnie nie trzeba było namawiać.Jego giermek wstał i popchnął stołek w moim kierunku.Upadłem prawie na ten stołek i sięgnąłem po miskę, która na razie była zbyt gorąca, by z niej jeść, ale za to — ściągnąwszy skórzane rękawiczki — grzałem na niej zziębnięte dłonie.— — Nie miałem wieści z Ulmsdale odkąd.— Jak dawno temu? Dni zlewały się w jedno.Wydało mi się, że zawsze byłem zmęczony, głodny, zziębnięty, w cieniu strachu i że trwa to całą wieczność.— Byłoby wskazane, abyś udał się na północ.— Imgry wrócił do ognia i nie odwracał ku mnie głowy, gdy mówił.— Nie mogę dać ci więcej ludzi niż jednego giermka.Uraziło to moją dumę.A więc uważa, iż obawiam się samotnego podróżowania! Pomyślałem, że moja służba na zwiadzie powinna była wykazać, co potrafię.Nie zabiorę z jego drużyny nikogo, pójdę sam.— Mogę jechać sam — powiedziałem krótko.I zacząłem sączyć moją zupę prosto z miski, bo łyżki nie dostałem.Smakowała wybornie i czułem, jak mnie pokrzepia.Nie zaprotestował.— Dobrze.Powinieneś ruszyć rano.Wyślę posłańca do twych ludzi, a ty możesz zostać tutaj.Resztę nocy spędziłem owinięty we własną burkę, skulony na podłodze chaty.Rzeczywiście ruszyłem ze świtaniem, wpychając do sakwy podróżnej dwa suchary.Miałem świeżego konia, przyprowadził mi go giermek lorda Imgry.Jego władyka nie pożegnał mnie ani nie kazał mi przekazać życzeń na drogę.Trakt na północ nie był prosty, nie zawsze mogłem korzystać z drogi, koń mój szedł głównie według szlaków owczych i bydlęcych.Czasem zsiadałem z konia i prowadząc go szedłem stromymi stokami.Miałem ze sobą krzesiwo i mógłbym rozniecić ogień, by się ogrzać i rozjaśnić noc, gdy zatrzymywałem się pod dachem szałasu pasterskiego, ale wolałem nie rozpalać ognisk.Znajdowałem się na dzikiej ziemi, a już wcześniej zdążyły dojść mnie słuchy, że wilcy z Odłogów zapuszczają się w głąb kraju i znajdują bogate łupy tam, skąd uciekli obrońcy.Moja kolczuga, broń, rumak — ktoś mógłby połakomić się na to wszystko i mnie wziąć na cel.Na ogół noce spędzałem w dolinach, w zamkach, gdzie do późna rozmawiać musiałem z dowódcami żałośnie małych załóg, spragnionych wiadomości, albo w gospodach, gdzie wieśniacy nie domagali się tego ode mnie tak otwarcie, ale słuchali nie mniej łapczywie:Piątego dnia dobrze po południu ujrzałem Pięść Olbrzyma, widoczny z daleka głaz, szczególny znak mojej ojczystej doliny.Było chmurno, a wiatr dął zimny.Pomyślałem, że lepiej będzie przyspieszyć kroku.Niełatwa droga dała się we znaki i mojemu koniowi, więc starałem się nie zmuszać go do nadmiernego wysiłku.Mogłem teraz zejść na trakt handlowy, ale tylko straciłbym czas, toteż trzymałem się dróg pasterskich.Nie uratowało mnie to.Musieli wystawić szpiegów, którzy czekali wśród głazów i zgotowali mi pułapkę.Prowadząc za sobą człapiącego konia, wpadłem w nią u samych granic Ulmsdale.Nic mnie nie ostrzegło jak poprzednim razem, gdy czyhała na mnie śmierć w zasadzce.Szedłem nieświadomy niby owca na rzeź.Miejsce było dobrze wybrane, wspinałem się bowiem wąską ścieżką nad przepaścią.Nagle mój koń rzucił łbem i zarżał cicho.Ale ostrzeżenie przyszło za późno.Cios wymierzony między łopatki powalił mnie na koński kark, wypuściłem z rąk wodze.W chwili bezgranicznego przerażenia uzmysłowiłem sobie, że spadam — i lecę w dół.Ciemność.Ciemność i ból, który nadpływał i odpływał przy każdym oddechu.Nie mogłem myśleć, jedynie czułem.A jednak instynkt, a może wola przeżycia, wykrzesała ze mnie siły i zacząłem słabo błądzić dłońmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]