[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i ciągle tylko pionki! Patrzyła na mnie, nic nie pojmując.– Co.?Westchnąłem i podniosłem się z miejsca.– Chodź.Zrobimy sobie długi spacerek w dół do zamku.Nie przejmuj się.Nikt nas nie zatrzyma, prawdopodobnie nikt na nas w ogóle nie zwróci uwagi.Szedłem w dół stoku, mając u boku ciągle niczego nie rozumiejącą Ti.Rozdział dwudziesty drugiPIERWSZY LORD ROMBURozmiary rzezi były ogromne.Czarownice zostały zmasakrowane i to dokładniej niż podczas najbardziej szczegółowej sekcji zwłok.Do zamku szliśmy dwie godziny.Połączone siły żółtych i czerwonych przeczesywały teraz metodycznie pole bitwy, udzielając pomocy tym, którym była ona jeszcze potrzebna i zaprowadzając jaki taki porządek.Czekała je najpewniej jeszcze długa i ciężka praca.Jak należało oczekiwać, ojciec Bronz wraz z innymi siedział odprężony, w wiklinowym fotelu przed bramą zamku, popijając i pojadając beztrosko.Wśród obecnych rozpoznałem Volę, jej siostrę Dolę, bossa Rognival, lady Tonę, lady Kysil i pana Artura.Innych nie znałem, lecz po kolorze i kroju strojów wiedziałem, że należą do dziedziny Zeis.Jeden z nich – drobny i krucho wyglądający mężczyzna, łysy i pomarszczony – ubrany był w strojną, jedwabną tunikę i wysokie buty; na głowie miał tiarę z ogromnym, błękitnym klejnotem, podobną do tej, którą nosiła Rognival, lecz nie taką samą.Inny mężczyzna, ubrany podobnie, tyle że głównie w kolory złociste, mający na głowie kapelusz z szerokim rondem, odpoczywał obok.Był w podeszłym wieku, nosił porządnie przyciętą siwą brodę i wyglądał jak ktoś, kto na pewno pochodzi ze światów cywilizowanych.Chociaż robił wrażenie starszego ode mnie o wiele lat, najwyraźniej znajdował się w doskonałej kondycji fizycznej.Zauważył nas ojciec Bronz.– Cal, Ti, podejdźcie proszę! – zawołał uprzejmie.Podeszliśmy.Z bliska ojciec Bronz robił wrażenie śmiertelnie zmęczonego i bardzo, bardzo starego.Pomyślałem sobie, że od dzisiejszego ranka musiało mu przybyć chyba z dziesięć lat.Mimo to uniósł się z fotela, uścisnął ciepło mą dłoń i pocałował Ti w czoło.Teraz dopiero wskazał lekkim skinieniem głowy pozostałych.– Niektórych spośród obecnych tutaj już znacie – zaczął – nie sądzę jednak byście mieli przyjemność znać osobiście sir Honlona Tiela.Starszy mężczyzna skinął głową w moim kierunku, a ja gapiłem się na niego bez słów.Więc to jest ten rycerz, któremu zamierzałem rzucić wyzwanie, pomyślałem ponuro.Boss dziedziny Zeis.Przecież komórki Wardena świeciły jaśniej w Arturze niż w nim.– Dżentelmen w złocistym stroju to Wielki Książę Kobe – ciągnął Bronz, a wymieniony przez niego również skinął mi głową.Przedstawił pozostałych i wszyscy oni należeli do grupy rządzącej w Zeis.Po czym zwrócił się do mnie.– Zakładam, iż teraz już wszystko rozumiesz?– Raczej tak – odpowiedziałem.– Skłamałbym jednak, mówiąc, iż jestem zachwycony, że tak się mną posłużono.Czuję się trochę jak dziecko, któremu obiecano zabawkę na urodziny i nie tylko mu jej nie dano, ale na dodatek nikt nie przyszedł na przyjęcie.Bronz roześmiał się.– Och, daj spokój! Nie jest aż tak źle.– Czy ktoś mógłby – przerwała Ti, głosem spokojnym, lecz gniewnym – wyjaśnić mi, co tu się dzieje?Spojrzałem na nią i westchnąłem.– Ti, pozwól, że ci przedstawię Marka Kreegana, władcę Lilith, Pierwszego Lorda Rombu.Fakt, iż zamurowało ją kompletnie, kiedy ojciec Bronz skłonił się uprzejmie, świadczył jedynie o tym, że jeszcze wiele będzie musiała się nauczyć.Czas na pełniejsze wyjaśnienia przyszedł znacznie później, kiedy to po kąpieli i przebraniu się w świeże stroje, zasiedliśmy do uczty w wielkiej sali zamku.Ti ciągle nie mogła dojść do siebie po szoku związanym z odkryciem tożsamości ojca Bron – za, ale muszę przyznać, iż uzyskawszy tę informację, bardzo szybko zorientowała się w ogólnych zarysach całej intrygi.Ja jednak chciałem usłyszeć całą tę historię z ust człowieka, który to wszystko zaplanował.– Zacznijmy więc od spraw ogólnych – zgodził się Marek Kreegan.– Naturalnie, że mieliśmy poważny problem.Lilith, o czym powiedziałem ci już dość dawno temu, jest sztywnym, mało elastycznym systemem, w którym my, ludzie, nie odgrywamy żadnej roli.Jej gospodarka jest słaba, możliwości utrzymania większej populacji w warunkach naturalnych bez wardenowskiej ochrony wątpliwe.Pionki nie mają zbyt wspaniałego żywota.ale kto ma? Wiadomo, jak zawsze, klasa rządząca.Każdy bowiem chciałby być królem, ale gdyby każdy nim był, nie miałby kto pracować, by utrzymać jednego choć monarchę.W świecie cywilizowanym jest podobnie, tyle że dzięki technologii stosowanej na skalę masową, standard życia ich pionków jest wyższy niż ten, który da się osiągnąć na Lilith.– W dalszym ciągu nie przekonuje mnie porównanie mas w świecie cywilizowanym do pionków posiadających swoje własne klasy uprzywilejowane – wtrąciłem.Uniósł brwi.– Naprawdę? Czy urodziłeś się w tym ciele?– Wiesz, że nie – burknąłem.– No właśnie.Proces Mertona, prawda? Potencjalna nieśmiertelność dla kogokolwiek i dla każdego, prawda? Czy jednak masy ją uzyskają? Oczywiście, że nie! Z tego samego powodu, dla którego utrzymuje się w tajemnicy fakt, iż istnieje lekarstwo na te trzy najgroźniejsze choroby zabijające ludzi.Jest nas bowiem bardzo dużo, a ekspansja na zewnątrz ma swoje ograniczenia.Przystosowanie nowych planet do kolonizacji, a szczególnie do samowystarczalności, trwa całe dekady.Cal, nie przetrwa przecież żaden system, jeśli jego członkowie nie będą umierać.Także proces Mertona nie jest tutaj żadnym panaceum, skoro potrzebne do niego jest jakieś ciało.Oznacza to bowiem klonowanie na skalę masową.kilka bilionów klonów.Toż to niedorzeczność.Muszą one być przecież hodowane i podtrzymywane przy życiu jakimiś środkami biomechanicznymi dopóty dopóki będą potrzebne.Jeśli natomiast chodzi o przywódców Konfederacji.ale to już zupełnie inna sprawa.Już dawno się zaszczepili przeciwko chorobom, które zabijają zupełnie nieświadomych ich istnienia ludzi.Jak szaleni wykorzystują procesy opóźniające starzenie.A kiedy w końcu i tak się wreszcie zużyją, mają proces Mertona, który pozwoli im powtórzyć nieskończoną liczbę cykli ich życia.Masy w społeczeństwie Konfederacji liczą się tylko w statystykach.Masy.Przeciętne.Wszystko jest przeciętne.Jedynie elicie przysługują specjały.Zupełnie tak samo jak tutaj.– Do pewnego stopnia mogę się z tobą zgodzić – przyznałem – jednak przywództwo można osiągnąć, jeśli się bardzo tego chce.Ponownie się roześmiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]