[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pościel gotowa już czekała na niego w sadzie, w półkoszkach, gdyż w izbieniesposób było wyspać z powodu gorąca i much.Ale nie zasnął; leżał wpatrzony w dalekie migoty gwiazd i nasłuchująccichychstąpań nocy rozważał se o Jagusi.- Ni z nią, ni przez niej! A żebyś! - zaklął z cicha i wzdychał żałośnie, iprzewracał się z boku na bok, i odrzucał pierzynę stawiając nogi nachłodnej,orosiałej trawie, ale śpik nie przychodził i myśle o niej nie ustawały ni na tooczymgnienie.Któreś dziecko zapłakało w chałupie i zamamrotała cosik Hanka; uniósłgłowę, alepo chwili przycichło i znowu opadły go deliberacje i szły przez niego kiej te wiośniane, pachnące zwiewy kolebiące duszę słodkimi spominkami; ale jużsię imnie dał w niewolę, a na sprzeciw, rozglądał się w nich trzezwo, że w końcuprzyszedł do tego, co sobie rzekł uroczyście, jakby na świętej spowiedzi:- Raz temu musi być koniec! Wstyd to i grzech! Co by to znowu ludziepedzieli!Dyć ociec dzieciom jestem i gospodarz! Musi być koniec.Postanawiał, ale było mu jej żal, nieopowiedzianie żal.- Niech se jeno człowiek raz jeden pofolguje, a już się tak pokuma ze złem,cogo i śmierć nie rozdzieli! - medytował gorzko i górnie.Zwit się już robił, całe niebo przyodziewało się kieby w te zgrzebne gzło, aleAntek jeszcze nie spał, zaś kiej biały dzień jął mu zazierać w oczy,przyleciałago budzić Hanka.Podniósł na nią schmurzoną twarz, lecz taki dziwnie był laniejdobry, że skoro mu opowiedziała, z czym to wczoraj przychodził kowalpóznymwieczorem, pogłaskał ją po nie uczesanych włosach.- Kiej się udało ze zwózką, to ci już cosik kupię na jarmarku.Rozradowała się taką łaską i dalejże molestować, aby też kupić oszklonąszafę natalerze, jaką miały organisty.- Pokrótce to se zamyślisz o dworskiej kanapie! - zaśmiał się, przyobiecującjednak, co jeno prosiła, i wstał prędko, robota bowiem czekała i trza byłokarkpodać w jarzmo i ciągnąć jak co dnia.Rozmówił się jeszcze z kowalem i zaraz po śniadaniu Pietrka wyprawił dowożeniagnoju, a sam pojechał w parę koni do lasu.W porębie jaże huczało od roboty; sporo narodu kręciło się przy obróbcedrzewanaciętego zimą, że kieby to nieustanne kucie dzięciołów, tak rozlegało siębiciesiekier i trzeszczenie pił; zaś w bujnych trawach poręby pasły się lipeckiestada i dymiły ogniska.Spomniał, co się tu kiedyś wyrabiało, i pokiwał głową widząc, jak to jużzgodnierobią razem Lipczaki z rzepecką szlachtą i drugimi.- Bieda ich doprowadziła do rozumu.I potrza to było wszystkiego, co? -wyrzekłdo Filipa, syna Jagustynki, okrzesującego chojary- A kto temu był winowaty, jak nie dziedzic a gospodarze! - mruknął ponurochłop, nie przestając obrąbywać gałęzi.- Ale może już najbarzej złoście i głupie podjudzania.Przystanął w miejscu, kaj był zakatrupił borowego, i tak go cosik złegosparłopod piersiami, jaże zaklął:- Zcierwa, przez niego cała moja marnacyja! Bym poredził, to bym cijeszczekdołożył! - splunął i wziął się do roboty.I już całe dnie woził na tartak, przypinając się do pracy z takązapamiętałością, jakby się chciał zarobić na śmierć, lecz mimo tego nie zabiłpamięci o Jagusi ani o tej sprawie nieszczęsnejKtóregoś dnia powiedział mu Mateusz, że kupili grunt na Podlesiu, dziedzicdałna spłatę i jeszcze przyobiecał zrzynów i łat, zaś ślub Nastusi odłożyli, póki Szymek jako tako się nie zagospodarujeCo go ta obchodziło cudze, mało to jeszcze miał swoich turbacji? A do tegokowaljuż prawie codziennie i na różne sposoby straszył go sprawą i z wolna,ostrożnie, a wielce chytrze napomykał, że gdyby mu było pilno potrza, toten iów dałby pieniędzy.Antek już sto razy gotów był prasnąć wszystko i uciekać, ale co spojrzał nawieśi co sobie wziął w myśle, jako pójdzie stąd na zawsze, to go taki strachogarniał, iż wolałby kryminał, wolałby wszystko najgorsze, bele nie to.Ale i o kryminale myślał z rozpaczą w duszy.Więc z tego bojowania ze sobą zmizerował się, zgorzkniał i stał się wchałupiesrogi a niewyrozumiały.Hanka w głowę zachodziła, na darmo próbując sięwywiedzieć, co mu się stało.Nawet zrazu podejrzewała, jako znowu spiknąłsię zJagusią; ale co oko miała bystre, a odpasiona Jagustynka też za nimipatrzała idrugie potwierdzali, że wyraznie stronią od siebie i nikaj się nie schodzą, tosię już uspokoiła z tej strony.Cóż z tego, że mu służyła jak mogłanajwierniej,że już jadło miał wybrane i na porę, w chałupie ochędożny porządek, żegospodarka szła jak najlepiej, kiej cięgiem był zły, chmurny, o bele coponiewierał i dobrego słowa jej nie dawał.A już było najciężej, kiedy chodził cichy, strapiony, smutny kiej noc jesiennaiani się gniewał, ani uprzykrzał, a jeno ciężko wzdychał i na całe wieczoryszedłdo karczmy pić ze znajomkami.Pytać otwarcie nie miała śmiałości, a Rocho klął się, że też nie wie o niczym,co mogło być prawdą, gdyż stary przychodził teraz jeno na noc, a całe dniewędrował po okolicy ze swoimi książeczkami, a nauczając pobożnenabożeństwa doSerca Jezusowego, którego urzędy wzbraniały odprawować po kościołach:Aż któregoś wieczora, kiedy siedzieli jeszcze w izbie przy miskach, bo wiatersię był zerwał po zachodzie, psy całą hurmą zaszczekały nad stawem.Rochopołożył łyżkę pilnie nasłuchując.- Ktoś obcy! Trza wyjrzeć.A tyla co jeno wyszedł, powrócił blady i rzekł prędko:- Pałasze brzęczą na drodze! Jakby pytały, na wsi jestem!Skoczył w sad i zginął.Antek zbladł śmiertelnie i skoczył na równe nogi.Psy już docierały wopłotkach,na ganku rozległy się ciężkie stąpania.- A może to już po mnie? - jęknął w trwodze.Wszyscy jakby zmartwieli ujrzawszy na progu strażników.Antek nie mógł się poruszyć, a jeno latał oczyma po wywartych oknach idrzwiach.Szczęściem, co Hanka całkiem przytomnie zapraszała ich siedziećpodsuwając ławę.Grzecznie się przywitali, tak się zarazem przymawiając o kolację, że musiałaimnasmażyć jajecznicy.- Kajże tak pózno? - zapytał wreszcie Antek.- Po służbie! Dzieło u nas niemałe! - odrzekł starszy wodząc oczami pozebranych w izbie.- Pewnie za złodziejami? - dorzucił Antek śmielej, wynosząc flachę zkomory.- I za złodziejami, i za drugim! Przepijcie do nas, gospodarzu!Napił się z nimi.Przypięli się do jajecznicy, jaże łyżki dzwoniły.Wszyscy siedzieli cichuśko kiej te przytrwożone trusie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]