[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy, za dwie i pół godziny.Na tę dziwną propozycję nagle oprzytomniałam.Zwariował? Już się nie ma kiedy spotkać?— A nie może być na przykład o siódmej wieczorem?— Nie, bo widzi pani, ja bardzo długo pracuję i to codziennie.Dopiero po dwunastej kończę pracę.I potem jest akurat bardzo piękna pora, żeby się spotkać.No to jak? Gdzie mam na panią czekać?— Panie, niech pan się opamięta! Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić teraz z domu i pętać się po mieście.Wykluczone.— To ja mogę przyjechać do pani.— Mowy nie ma, musiałabym posprzątać.— Ach, to pani jest flądra?— Oczywiście.A poza tym ja też teraz pracuję.Muszę napisać artykuł i nie mam natchnienia.Szalenie męczące.— Pani jest dziennikarką?— Nie, to jest moje uboczne zajęcie.Zasadniczo jestem architektem.A pan?— A ja jestem handlowcem.— O, mój Boże, i co? Bilans pan robi?— Niech Bóg broni! Z żadnym bilansem nie mam nic wspólnego!— To co pan robi w dziedzinie handlu o tej porze?— Takie różne rzeczy.Nieważne.Niech pani lepiej powie co innego.Niech pani powie, jak pani wygląda?— Rozmaicie.Raz przepięknie, a raz wręcz przeciwnie…— Nie, nie tak.Dokładnie.Wzrost? Wymiary? Oczy, włosy?— Wzrost? Metr sześćdziesiąt dwa.A wymiary? Niech pan poczeka, wezmę centymetr i zmierzę.Jestem uczciwa, podniosłam się, wzięłam centymetr i zaczęłam się mierzyć, przy czym dokonałam nadzwyczajnego odkrycia.— Niech pan sobie wyobrazi — powiedziałam do telefonu — jakie szczęście mnie spotkało.Myślałam, że mam w talii sześćdziesiąt dziewięć centymetrów, a okazuje się, że mam tylko sześćdziesiąt trzy!— No widzi pani, jak ja pozytywnie na panią od razu wpłynąłem.Niech pani opisze i tę resztę.Opisałam resztę.Facet, słyszany w telefonie, zaczynał mi się wydawać interesujący.Miał wyjątkowo piękny, miękki, sympatyczny głos, a ja zawsze byłam ogromnie czuła na głos.Słuchając go, powoli robiłam się nieco mniej nieszczęśliwa.Jak też wygląda facet o takim pięknym głosie?— A jak pan wygląda? — spytałam, skończywszy szczegółowe omówienie swoich zewnętrznych wad i zalet.— A tak, dość przeciętnie.— Ile pan ma wzrostu?— Metr sześćdziesiąt pięć.— O, jaka szkoda, że tak mało! Ja tak lubię wysokie obcasy!— No trudno.Opatrzność nie dała, nie urosłem.— A reszta?— Jaka reszta?— No, włosy, oczy i inne detale? Ma pan jakąś ozdobę na twarzy?— Na litość boską! Jaką ozdobę?— Wąsy albo okulary…— Nie, nie mam żadnej ozdoby na twarzy.Włosy ciemne, oczy też, a poza tym nic szczególnego.No to jak, zdecydowała się pani? Gdzie mam przyjechać o dwunastej piętnaście?— A gdzie pan teraz jest?— A wie pani, w takim dziwnym miejscu.W alei Lotników.Wie pani, gdzie to jest?— Zaraz, wezmę plan Warszawy… Ach, już wiem, to jest tu, koło Wyścigów.No to nawet ma pan do mnie niedaleko.— A gdzie pani jest?— Na dolnym Mokotowie.— Proszę, jak blisko! To przeznaczenie.Gdzie mam czekać?— Nigdzie.Nie mam najmniejszego zamiaru wychodzić z domu i spotykać się z panem, chociaż jestem bardzo ciekawa, jak pan wygląda.Mam zamiar pohamować ciekawość, napisać artykuł, a potem iść spać.— To ja pani coś powiem.Ja się teraz wyłączę i obydwoje sobie popracujemy, a za godzinę do pani zadzwonię i może się pani namyśli.Dobrze?— Dobrze.Nie namyślę się, ale niech pan zadzwoni.To mi wyraźnie poprawia samopoczucie.— Świetnie, to na razie dobranoc.— Dobranoc.Wyłączył się.Natychmiast wróciły mi wszystkie poprzednie, przygłuszone na chwilę, uczucia.Pani z mało intelektualnym głosem? O, nie! Tego to ja tak nie zostawię!Chwyciłam słuchawkę.— Pokój trzysta trzydzieści sześć, proszę… …sygnał… sygnał… sygnał…— Nie zgłasza się, proszę pani…— Przepraszam…Jak to, nie ma go w pokoju? To co z tą panią? Oczywiście, miałam rację, że nie uwierzyłam.Nawet jeśli tam była jakaś pani, to nie ma żadnego znaczenia, skoro już jej nie ma.Gdyby był, toby odebrał telefon, zawsze odbiera.Do diabła, oszukał mnie!Nie ma go w domu… Ale był i nie dzwonił.Przecież przez trzy doby nie pętał się po mieście.Niemożliwe, żeby nie znalazł jednej krótkiej chwili czasu na ten telefon do mnie.Przez trzy doby kamieniem siedzę w domu, z pracy wracam taksówką… Cóż, jasna sprawa: ma mnie w nosie, w nosie, w nosie!…Nienawidzę go! Ach, wybić go sobie z głowy, za wszelką cenę wybić go sobie z głowy! Klin klinem!…Klin klinem? Taki piękny głos… Co to za facet? Trzeba sprawdzić, trzeba z nim dłużej porozmawiać… O dwunastej piętnaście? Nie, no bzdura! Gdzie mnie diabli będą nieśli o dwunastej piętnaście! Rzeczywiście, nie mam co robić, tylko spotykać się z obcym człowiekiem o takiej idiotycznej porze, dlatego że ma piękny głos…Klin klinem…Prawda, miałam pisać artykuł!Po godzinie telefon zadzwonił.Wzięłam inicjatywę w swoje ręce i zaczęłam przedłużać rozmowę, zahaczając o różne tematy.Nie widać było żadnej słabej strony, żadnego zahamowania.Bardzo inteligentny facet, z dużym polotem, z poczuciem humoru i ten głos! Ten głos!…Po trzech kwadransach konwersacji zaczęłam się łamać.A może?… Ostatecznie, co mi to szkodzi? Może to jest rzeczywiście sympatyczny i kulturalny człowiek, a że ma cudaczne pomysły? Ja też mam cudaczne pomysły.Ale nie, jednak nie! Nie chce mi się wychodzić z domu.— …Zadzwonię jeszcze za pół godziny…Burza, szalejąca w moim sercu, powoli przycichała.Zaczynała brać górę urażona ambicja.Nie zadzwonił? To nie! Dość tego! Dość tej rozpaczy i tego oczekiwania.Nie będę nieszczęśliwa, nie życzę sobie być nieszczęśliwa! Właśnie że się spotkam z tym facetem! I wszystko mi jedno, co z tego wyniknie!Bo przecież jeśli nie popełnię jednego głupstwa, to na pewno popełnię inne.Jeśli się nie spotkam z tym dziwnym człowiekiem, umawiającym się w środku głębokiej nocy, to doskonale wiem, że nie wytrzymam i sama zadzwonię do tamtego.I co? Jak wtedy będę wyglądała? Narzucająca się, nieszczęśliwa idiotka, pozbawiona ambicji…— …No i co? — powiedziała słuchawka urzekającym, miękkim głosem.— Dobrze — oświadczyłam stanowczo — zdecydowałam się.Nie mam zamiaru nigdzie latać po nocy.Niech pan tu przyjeżdża.— Proszę uprzejmie.Gdzie mam przyjechać?Podałam ulicę i numer domu.Już mi było wszystko jedno.Ostatecznie, jeżeli facet okaże się antypatycznym gburem, to też się nic nie stanie.Już kilka razy w życiu miałam do czynienia z antypatycznymi gburami i znakomicie sobie dawałam radę.A w to, że nagle w przedpokoju rzuci się na mnie i zamorduje mnie albo zgwałci, to ja bardzo przepraszam, ale nie wierzę.To wcale nie jest takie łatwe, jak by się zdawało.Jeżeli nawet jest bandytą albo złodziejem, to też nic nie szkodzi.Każdemu złodziejowi na widok mojego mieszkania odejdzie ochota do popełniania przestępstw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]