[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiało to nastąpić przed kilkoma dniami, bo darń i trawazdążyły pożółknąć.69Tereska i Okrętka patrzyły na to z uczuciem zbliżonym nieco do oniemiałejzgrozy.Teresce dodatkowo piknęła w sercu miła emocja. I pomyśleć powiedziała Okrętka po chwili z lekka zdławionym gło-sem. I pomyśleć, że właśnie sobie pomyślałam, że niepotrzebnie tak się bałamtych wakacji, bo wszystko jest właściwie spokojne i nic się nie dzieje.No i proszę.Już mam spokój.Tereska uświadomiła sobie nagle, że coś jej tu nie pasuje.Niecierpliwie kop-nęła trawiastą grudę. Trzeba było nie myśleć w złą godzinę.Już nie masz co robić, tylko myśleć?Wcale nie jestem pewna, czy to jest to samo! Jak nie to samo? Niby co to może być innego? Uzgodniłyśmy przecież, że ten arystokratyczny zwyrodnialec demolujeogniska.Nikt w takim miejscu ognia nie palił. Skąd wiesz? Bo las stoi.Ognisko w tym miejscu to, możesz być spokojna, murowanypożar lasu.Skoro nie było pożaru lasu, nie było i ognia tutaj. No więc widocznie się pomylił, myślał, że było.Nie mógł się pomylić?Rozwalone to jest tak samo! Jestem pewna, że to on!Tereska wzruszyła ramionami i pokręciła głową. To by znaczyło, że lata dookoła jezior i rozwala głazy.I posuwa się w prze-ciwnym kierunku niż my.Tu był wcześniej. Skąd wiesz? Wszystko suche.Rozwalił parę dni temu i udał się na północ.Okrętka doznała nikłej ulgi na myśl, że teren działania obłąkańca zostawiłajuż za sobą.Ulga trwała bardzo krótko. Może trzeba było zostać tam dłużej ciągnęła Tereska. Przyłapać go.Ale wcale nie wiem, czy tu nie wróci, więc może mogłybyśmy przyłapać go tutaj.Okrętkę na nowo ogarnęła zgroza i włosy zjeżyły się jej na głowie. Na litość boską, po co go mamy przyłapywać? I dlaczego ma wrócić?! Może działa chaotycznie, nie rozwalił tej kupy nad brzegiem i jeszcze sobieo niej przypomni.Albo zostawił ją w spokoju, bo nikt jej nie używał.Jeśli robizłośliwości, rozwali ją, ponieważ my jej używamy. No to przestańmy! Oszalałaś? Mam sobie spalić rękę do kości? Przeciwnie, zamierzam gozniechęcić do głupich dowcipów.Niech pęknę, zaczaję się na drania!Okrętka przeraziła się śmiertelnie. Zwariowałaś! I co mu zrobisz?! Dam mu po łbie.Wiosłem, nie, wiosła szkoda.Siekierą.nie, siekierąmożna przesadzić.No, czymś! Może patelnią?! Patelni też szkoda, mamy tylko jedną! A w ogóle oszalałaś chyba, masz zlew głowie, co za kretyński pomysł, będziesz się z nim bić?! To szaleniec, zamordu-70je cię bez chwili namysłu! Co cię to obchodzi, niech rozwala, ustawimy sobie nanowo, udawajmy, że go nie znamy, nie, co ja mówię, zwariowałam do reszty!.Uciekajmy stąd! Ależ mowy nie ma! Rzeczywiście zwariowałaś do reszty, znalazłyśmyprześliczne miejsce, ryby, maliny, święty spokój i rzucać to wszystko dla jednegopółgłówka? Dla stu półgłówków nie rzucę! Ale on nam zrobi coś złego! Chała!!! wrzasnęła Tereska z irytacją. Niech on się boi, że my muzrobimy coś złego!Okrętka wpadła w panikę.Pomysł przyłapywania szaleńca wydawał jej sięabsolutnie koszmarny.Ze zdenerwowania zapomniała, że jego powrót tutaj jestwyłącznie przypuszczeniem Tereski i nic właściwie nie wskazuje na to, że istot-nie miałby nastąpić.Tereska na gwałtowne protesty przyjaciółki zreflektowała sięnieco. No dobrze, mogę mu darować czatowanie i walenie po łbie.Ale uważam, żetrzeba zastawić pułapkę.Na wszelki wypadek.Uspokój się, nie mówię przecież,że na pewno wróci, ale jeśli wróci, narobi nam szkody.Podejrzewam, że tej kupynad wodą nie rozwalił, bo tu byli jacyś turyści, i bał się, że coś od nich oberwie.Nas uważa za nieszkodliwe, no więc niech się nauczy raz na zawsze, że wcalenie jesteśmy nieszkodliwe.Co ci zależy, nie mamy nic do roboty, możemy zrobićpułapkę, najwyżej okaże się niepotrzebna.Po dłuższej sprzeczce Okrętka wreszcie uległa.Pułapka w każdym razieumożliwiła uniknięcie bezpośredniego kontaktu ze zwyrodnialcem, a to było naj-ważniejsze. Tylko nie wiem, co to powinno być powiedziała nerwowo. Zrobićcoś, żeby się zaplątał, wystraszył, przylepił, wypadł i złamał nogę?.Tereska była niezdecydowana.Najlepszy wydawał jej się dół wypełniony kłę-bem kolczastego drutu.Niezłe wrażenie mogła też zrobić wrząca smoła, lejąca sięznienacka z góry.Ani drutu jednakże, ani smoły nie było pod ręką, zdecydowałysię więc na największy garnek z wodą, który, ulokowany wysoko na przemyśl-nej konstrukcji z gałęzi i uwiązany nitką do jednego z kamieni, musiał zleciećz chwilą poruszenia kuchni. Gruchnie mu tuż za plecami mówiła Tereska, siedząc na drzewie i przy-wiązując sznurkami dodatkową gałąz. I możliwe, że go nawet obleje.Nie bę-dzie wiedział, co to jest, zdenerwuje się i ucieknie.Więcej tych patyków nawal,żeby na pewno nie podszedł z innej strony. Szkoda, że nie mamy czegoś śmierdzącego, byłabym pewniejsza wes-tchnęła Okrętka z żalem. Te jajka świeże do obrzydliwości. I tak powinno wyjść niezle.Połóż teraz kamień i daj garnek, zrobimy próbę.Próba wypadła doskonale.Nitka łącząca garnek z kamieniem była prawie nie-widoczna.Garnek na chwiejnej konstrukcji z gałęzi ledwo się trzymał i zlatywał71za najlżejszym pociągnięciem, gwałtownie chlustając wodą.Kuchnię otaczał wałkłujących patyków i chrustu, zostawiając dostęp tylko z jednej strony.Pułapkabyła idealnie przygotowana, arystokrata bezwzględnie musiał w nią wpaść.Przez całą noc z przejęcia i zdenerwowania budziły się ustawicznie i siadałyna posłaniach, nadsłuchując.Nad ranem Tereska wyjrzawszy z namiotu i stwier-dziwszy, że się rozwidnia, przypomniała sobie o rybach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]