[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie ma wybaczenia dla niewdzięczników stwierdził Don,podnosząc kratę baru. Będziesz dziś wieczorem pracować.Wszyst-kie stoliki w restauracji zarezerwowane, a Michelle z powodu migre-ny nie przyszła do pracy. Odwrócił się do czekających gości.Czym mogę zaspokoić państwa fantazje?George minął wahadłowe drzwi na tyłach baru i znalazł się w wą-skim korytarzu, gdzie znajdowało się wejście do biura Hilary, do ła-zienki dla personelu i na schody prowadzące na najwyższe piętro, domieszkania rodziny.Na schodach panował półmrok, a ściany nosiłyślady licznych uderzeń plecakami, kiedy po stopniach przez całe latawbiegali i zbiegali chłopcy. Dom wysyczała dziko Sophy, przekręcając klucz w drzwiachJego Wysokości. Dom! To nie dom, to tylko budynek!George chciał, by poszła z nim do Pszczelego Domu, lecz Sophyodmówiła. Ironia losu, prawda? powiedziała. Całe lato powinnam spę-dzić u was.Hilary zaproponowała mi pracę, ale teraz zmarło tośmiercią naturalną, podobnie zresztą jak wszystko inne.Myślałam, żepowinnam być przy mamie, ale nie mogę znieść jej towarzystwa.I niewiem, co mam powiedzieć Hilary, skoro wszystko to odeszło.George wspiął się po schodach na najwyższe piętro.Doszedł downiosku, że pokrzepi go na duchu rozmowa z Gusem lub z Adamem.Ale w mieszkaniu nigdzie nie grała muzyka, w kuchni pusto, a w sy-pialniach chłopców, mimo że drzwi były pootwierane na oścież, uka-zując znajomy bałagan, niepościelone łóżka i porozrzucane ubrania62oraz sprzęt sportowy, nikogo nie zastał.Zajrzał do salonu.Był w nimporządek, troszeczkę przepraszający, jaki zawsze panuje w rzadkoużywanych pokojach.Była także Gina.Leżała na boku na kanapie ituliła do siebie poduszkę.Miała zamknięte oczy, a na podłodze obokniej stał kubek, talerzyk z ogryzkiem jabłka i wsunięte do połowy podkanapę buty; buty bardzo małego rozmiaru jak zauważył George.Gina ani drgnęła.George zawahał się, wziął głęboki wdech i na pal-cach ruszył korytarzem do swego pokoju.Cichutko otworzył, a na-stępnie zamknął za sobą drzwi.Rzucił torbę na podłogę, ściągnął butyi z ulgą wszedł z głową pod kołdrę.Dosyć powiedział do siebie,smakując cudowną, przesiąkniętą znajomym zapachem ciemność.Dosyć, dosyć. Dobrze wie, że to nieprawda oświadczyła gwałtownie Hilary. Wie, że nie jest histeryczką, która straciła cel w życiu! Wie, że mu-siał stworzyć sobie doskonały pretekst do odejścia! Nie winię jej za to,że pragnie naszej troski, ale ja już dłużej nie zniosę tych bzdur w sty-lu: Biada mi, ponieważ wszystkie te okropne rzeczy, jakie mówił omnie Fergus, to prawda.Słysząc to, dostaję wprost białej gorączki.Laurence, wsuwając listki bazylii pod skórę na piersiach ułożo-nych w rzędzie kurczaków, zerknął na żonę i odparł, iż jego zdaniemHilary postępuje nieuczciwie. Nieuczciwie? Co rozumiesz przez słowo: nieuczciwie? Znam ichoboje od prawie dwudziestu lat, od trzech tygodni wysłuchuję Giny inie mam nawet prawa wyrazić własnego zdania? Prawo masz mruknął Laurence, nie podnosząc głowy.Uważam jednak, że twoja opinia nie jest do końca zgodna z prawdą.Fergus doprowadził do tego, że Gina czuje się jak jakieś dziwadło.I wtym cały kłopot.Sprawił, że nie czuje się kobietą, wmówił jej, że jestbezpłciowa, neurotyczna, umie tylko siać destrukcję.To tak jakbytobie ktoś nieustannie i chytrze wmawiał, że jesteś wariatką.Ginęprześladuje to, co nagadał jej Fergus.A sama wiesz, że naopowiadałjej wiele okropnych rzeczy.63Hilary popatrzyła na białawe kurze piersi dziwacznie poznaczonewsuniętymi pod skórę i przypominającymi blizny ziołami. Oczywiście, wiem.Ale chodzi mi tylko o to, że takie rzeczy wy-gadywać może wyłącznie człowiek podły, a Gina twierdzi, że Fergusnie jest podły.Więc pytam ciebie.Laurence zerknął w stronę, gdzie dziewiętnastoletni Steve i o rokod niego młodszy Kevin siekali warzywa. Gdyby przyznała, iż Fergus jest człowiekiem podłym odparłspokojnie to logicznie rzecz biorąc, musiałaby się też przyznać dozmarnowania ostatnich dwudziestu lat swego życia. Wielkie nieba! wykrzyknęła Hilary, uderzając dłonią w koło-notatnik, który przyciskała do piersi. Wielkie nieba! Dlaczego Ginamiałaby sądzić, że jest inaczej? Przecież wszyscy wiemy, że tak wła-śnie jest! Dlaczego Gina miałaby być w jakiś sposób uprzywilejowa-na?Laurence nacisnął mocno czubkiem noża deskę z kurczakami.Po-liczył do pięciu.I jeszcze raz do pięciu.Następnie odezwał się, jakmiał to w zwyczaju, tonem, jakby zupełnie ignorował ostatnie słowaHilary: Porozmawiam z Giną. O czym? O stanie jej umysłu.Postaram się jej pomóc. Dobrze.Chciała powiedzieć: dziękuję, ale jakoś to słowo nie przeszło jejprzez gardło.Wyciągnęła tylko rękę i dotknęła dłoni Laurence'a. Może naprawdę nie wiemy, co to prawdziwy ból mruknął. Nie wiemy? Nie.Wiemy jedynie, co to rozczarowanie. Tak przyznała Hilary.Otwierała już usta, żeby dodać, iż w tej kwestii stała się ekspertem,ale poskromiła język.Czując niejasno, że w jakiś sposób musi sprawęzałagodzić, trochę niezręcznie zmieniła temat. Ten przeklęty zbiornik na wodę też nam spraw nie ułatwia.64 Masz rację, Hil.Muszę. Wiem, wiem.Ale tak trudno nam porozmawiać, kiedy hotel jestprzepełniony, a dodatkowo jeszcze zadomowiła się u nas Gina. Powiedziałem, że jakoś to załatwię.Powiedziałem. W porządku, w porządku, mówiłeś. Poprawiła na nosie oku-lary w czerwonej oprawce, które nadawały jej wygląd dzikiego, egzo-tycznego ptaka. Powiedz mi tylko jedno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]