[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Równie jak i oni poruszony zasłyszanymi dźwiękami Stefan wystawił ze swego pokoju głowę i cofnął ją natychmiast w stanie nieco odmienionym, ogłuszony tym czymś dziwnym, co mu się nagle stało.Naczelny inżynier i kierownik pracowni zetknęli się w drugich drzwiach ze śpieszącym na spotkanie Lesia Włodkiem i wszyscy trzej, razem stłoczeni, w żaden sposób nie mogli dostatecznie szybko usunąć się z zasięgu szaleństwa,którego rozpętanie mniej ujrzeli, a bardziej poczuli na sobie.Z przeraźliwym, szatańskim sykiem wściekły wąż piany, niczym skondensowany tajfun, miotał się w małym korytarzyku, a w jego objęciach miotał się Lesio, oszołomiony, zaskoczony i ogłupiały bardziej niż kiedykolwiek w życiu.Ślizgając się i wierzgając nogami każdym kopnięciem zmieniając położenie gaśnicy, która już i tak, na zasadzie odrzutu, samodzielnie wykazywała przerażającą ruchliwość, plując pianą, oślepiony, nie rozumiejąc w ogóle, co się właściwie dzieje, usiłował ukryć się gdzieś przed rozszalałą bestią, atakującą go z niepojętych przyczyn, ze wszystkich stron naraz.Przez głowę przelatywały mu w błyskawicznym tempie podejrzenia, że być może jest to jakaś zasadzka na niego, a może nie na niego, tylko na jakiegoś niesympatycznego inwestora, a on w nią wpadł przez pomyłkę i teraz już nie ma siły, nie ucieknie.Dziko syczący strumień szalał we wszystkich kierunkach równocześnie, uchylane na chwilę drzwi zatrzaskiwały się gwałtownie, zwały piany narastały na ścianach i suficie, a łoskot obijającej się o przeszkody gaśnicy szerokim echem rozlegał się po całym budynku.Wyglądało na to, że ta przedziwna impreza nie skończy się nigdy w życiu.- Rany boskie! - powiedział w bezgranicznym osłupieniu Karolek.- Co on przyniósł!!!??? Nikt bowiem ze zgromadzonych za pozamykanymi drzwiami pracowników nie mógł w pierwszej chwili rozpoznać źródła wściekłego piekła rozpętanego na korytarzyku i we wszystkich umysłach zalęgło się przekonanie, że to Lesio przyszedł z czymś, co mu tam,nie wiadomo, wypadło czy wybuchło.? Jedynie kierownik pracowni i naczelny inżynier, zbierający z siebie warstwy piany, wiedzieli, że w użyciu jest gaśnica przeciwpożarowa, ale oni również sądzili, że tę gaśnicę Lesio w tajemniczych celach przyniósł do biura i w równie tajemniczych celach nagle zużytkował.Zagadkowość sytuacji zwiększał fakt, że sam pozostał w zasięgu jej działania.- Coś trzeba zrobić, szyby wytłucze! - powiedział z troską naczelny inżynier, kiedy wąż piany śmignął po oszklonych drzwiach.Natychmiast potem z korytarza dobiegł brzęk i łoskot, słyszany nawet przez ogłuszający syk.- Co on tam robi, do cholery?!- zdenerwował się naczelny inżynier.- Co on tłucze, przecież tam nic nie ma! - Żyrandol - zaraportował tragicznie blady z przejęcia Włodek, który, uchyliwszy na sekundę drzwi, zdążył zajrzeć jednym okiem.- Żyrandola już nie ma.- Ale tam stoi stolik pod maszynę! - krzyknęła rozpaczliwie pani Matylda, uwięziona pod tymi samymi drzwiami.- Rozbija stoli!.Posądzenie było niesłuszne.Lesio nie rozbijał stolika, usiłował się jedynie pod nim schować.Przewróciwszy go przy tej okazji, uznał za doskonałe wyjście posłużyć się nim jak tarczą.Siedział teraz na ziemi pod ścianą, tonąc, w malowniczych zwałach piany, trzymając stolik za nogi i obracając jego blat w kierunku niezmordowanie skaczącej gaśnicy.Oślepiony w pierwszym rzucie Stefan zaczął łomotać w drzwi.- Ja się chcę umyć!!! wrzasnął z wściekłością.- To się myj! - odmruknął Lesio, zajęty skomplikowanąwalką z żywiołem.Osłaniająca go nieco tarcza pozwoliła mu zebrać myśli i trochę oprzytomnieć, a przy tym duszę jego wypełniały dziś uczucia tak potężne, że wszystkie gaśnice świata nie dałyby im rady.Wytężając refleks czynił błyskawiczne uniki i z coraz większą wprawą posługiwał się stolikiem.Czuł się niemal jak torreador na arenie.- Niechże on już skończy wreszcie! - zażądał zniecierpliwiony Karolek, którego pożerała ciekawość, o co właściwie Lesiowi chodzi.- Nawet jeśli tam był jakiś pożar, to go już dawno ugasił powiedział równocześnie naczelny inżynier pod drugimi drzwiami.- Skończ te wygłupy, do diabła! Ja nic nie widzę!!! ryczał z furią Stefan pod trzecimi.- Sam skończ!!! - odwrzasnął Lesio, który słyszał tylko Stefana, zajmując pozycję obronną prawie pod jego drzwiami.Odpowiedź ta wykrzyczana w zdenerwowaniu i mająca oznaczać, że bardzo chce skończyć, ale nie potrafi, wprawiła wszystkich słuchających w przerażenie, bliskie paniki.Wywnioskowali z niej, iż Lesio postanowił sobie spędzić resztę życia w biurowym korytarzyku, w towarzystwie odgradzającej go od świata gaśnicy.Zawartość straszliwego naczynia uległa w końcu wyczerpaniu i cichnący syk powiadomił zaintrygowane grupy za drzwiami, że niebezpieczeństwo mija.Oczom personelu, który wdarł się do korytarzyka ze wszystkich stron równocześnie, przedstawił się obraz nędzy i rozpaczy.Zalane pianą ściany, podłoga i sufit, rozsypane wszędzie szczątki rozbitego ostrym strumieniemżyrandola oraz Lesio, dumnie i triumfalnie siedzący pod ścianą ze stolikiem w rękach, noszący na sobie od stóp do głów ślady bohaterskiej walki.Ostrożnie, ale stanowczo pani Matylda odebrała mu stolik.Pozbawiony oręża Lesio z westchnieniem ulgi podniósł się z podłogi.- Co pan gasił? - spytał nieufnie naczelny inżynier.- Proszę? - zdziwił się Lesio uprzejmie.Naczelny inżynier zdziwił się jeszcze bardziej, do tego stopnia, że już nic nie powiedział, tylko patrzył na Lesia z wyrazem beznadziejnej rezygnacji.Zastąpił go kierownik pracowni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]