[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieważne było, co się w końcu powiedziało, ale powoływanie się na dane liczbowe, autorów i Bóg wie co jeszcze, dawało znakomite wyniki w postaci pochwał przed całą grupą studentów: „No, Peters, świetnie się sprawiłeś”.A pani Takura? Zapomnij o pacjencie, mówimy teraz o jonach wodoru we krwi, to jest o pH, małe „p” i wielkie „H”.Pamiętam, jak kiedyś zgromadziliśmy się wszyscy przy jednym łóżku podczas obchodu.Przykrótkie białe fartuchy zdradzały studentów, co łatwo było zauważyć.Białe fartuchy i białe spodnie to stażyści i lekarze przygotowujący się do specjalizacji.Wreszcie długie, mocno krochmalone białe fartuchy - tak białe, że prześcieradła wyglądały przy nich jak szare.Czy trzeba mówić, kto je nosił?Ktoś wymienił nazwę choroby, na którą cierpiał pacjent.Wszyscy natychmiast wdawaliśmy się w zawiłą dyskusję o pH, jonach sodu, pompach do glukozy, przywołując artykuły z Houston, Kalifornii i Szwecji.Nazwiska padały jak przy grze w ping-ponga.Kto poda ostatnie nazwisko, najnowsze osiągnięcia? Byliśmy tym tak pochłonięci, aż w końcu ktoś zauważył, że stoimy przy niewłaściwym łóżku.Pacjent, przy którym debatowaliśmy, akurat nie na to chorował.Gra zakończyła się bez zwycięzcy.Spokojnie przeszliśmy do następnego łóżka.Nie mogłem zrozumieć, co to za różnica, skoro i tak nie mieliśmy czasu, żeby obejrzeć pacjenta.Może wszyscy się zawstydzili, że rozmawialiśmy o jednej chorobie w obliczu innej.- Proszę zasnąć, pani Takura.Wszystko będzie dobrze.Obejrzałem się, czy wszystko gra.Pielęgniarki nie zwracały na mnie uwagi, gdyż zajęte były pacjentem w przeciwnym rogu.Podłączony był do monitora EKG, który pokazywał bardzo nieregularne bicie serca.Kobieta nadal popłakiwała cicho przy łóżku obandażowanego nastolatka.Miał obrażenia głowy po wypadku samochodowym.Biedak nie odzyskał przytomności.Podszedłem do drzwi, otworzyłem je i opuściłem salę.Nastała już noc.Jaskrawe światło, dźwięk pracującej aparatury i krzątanina pielęgniarek pozostały za zamkniętymi drzwiami.Znów znalazłem się w cichej ciemności korytarza.Z lewej strony w dyżurce siedziała pielęgniarka, oświetlona stojącą przed nią lampą.Cała reszta wtapiała się w ciemność.Musiałem przejść przez ciemny korytarz, skręcić w prawo, zejść na dół i przejść przez podwórko do mojej kwatery.Było jeszcze trochę czasu na sen.Nagle za mną rozbłysło światło i usłyszałem wołanie:- Doktorze, zatrzymanie akcji serca.Szybko!Gdy się obejrzałem, światło już rozpływało się w ciemności.Zostały tylko iskrzące plamy w środku pola mojego widzenia.Blokada Berlina, kryzys kubański, Zatoka Tonkińska, kryzysy, no dobrze, ale czemu tak blisko od domu.Dla mnie był to stan najwyższej gotowości, katastrofa, której najbardziej się bałem.Najpierw przyszło mi do głowy, że nie będę jedynym lekarzem, który przyjdzie, ale był to środek nocy, więc może jednak? Gdybym miał szansę, uciekłbym w przeciwnym kierunku, nie martwiąc się, czy będę uznany za tchórza, czy za realistę.Ale byłem na miejscu.Biegłem do pacjenta, marny stażysta ze stetoskopem w zaciśniętej dłoni.Widziało się to wszystko w telewizji albo w kinie.Jest to wstrząsające, zupełnie jak szarża kawaleryjska przy dźwiękach trąbki.Co sobie myśli taki stażysta? Zależy to od tego, dokąd biegnie.Jeśli jest ciemno, choć oko wykol, stara się dotrzeć bardzo szybko.Ponadto ważne jest to, od jak dawna jest stażystą; jeśli od niedawna, od paru tygodni, to biegnie ze strachem, ściślej mówiąc przerażony.Nie chce być pierwszą osobą na miejscu.Ale oto już przybiegł, nieco bez tchu, ale w dobrej formie.To, co kłębi mu się w głowie, to już inna sprawa.Ma tak mało wiedzy i informacji, które byłyby przydatne w danej sytuacji, a i tak wszystko wyleciało mu z mózgu pod presją chwili.Nie zaśmiecaj sobie umysłu nazwami leków i dawkami - mówili profesorowie farmakologii - ucz się pojęć.Jak tu powiedzieć pielęgniarce, żeby odmierzyła 10 cm3 pojęcia dla umierającego pacjenta?Pchnąłem drzwi prowadzące na intensywną terapię i znów znalazłem się w niesamowitym, przedziwnym świecie.Okazało się przy tym, że byłem jedynym lekarzem, a oprócz mnie przy łóżku faceta z nieregularnym przebiegiem EKG stały tylko dwie pielęgniarki.Zakląłem szpetnie pod nosem, moje ręce bezwolnie zacisnęły się na oparciu łóżka.Nie byłem już stażystą telewizyjnym, ale prawdziwym, zupełnie bez doświadczenia i w strachu.Kto przyszedłby mi z pomocą, gdyby ten gość umarł? Pielęgniarki? Profesorowie z akademii? Lekarze? Szpital? Najważniejsze, że jeszcze nie nauczyłem się wybaczać sobie swoich własnych błędów.Obejrzałem się w kierunku drzwi z płonną nadzieją, że ukaże się tam jakiś doświadczony kolega.Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego wielu świetnych i zdecydowanych studentów przechodzi przez studia, a później, mając w perspektywie odbycie stażu lekarskiego, zmienia kurs i zajmuje się tylko pracą naukową albo odchodzi do dziedzin paramedycznych.Okazuje się, że musi być coś lepszego niż staż.Coś tu nie gra.Dlaczego stażyście brakuje wiedzy przydatnej wtedy, gdy w czasie pierwszych tygodni pracy wpada na intensywną terapię? Dlaczego nikt z lekarzy nie udziela mu pomocy? Zresztą życzliwi wcale nie są lepsi od tych, którzy okazują agresję z kamienną twarzą.Można z niej odczytać słowa: „Myśmy już przez to gówno przeszli; teraz kolej na ciebie”.No i byłem tu, na IT, bez szansy na czyjąkolwiek pomoc, ale tym razem nie zapowiadało się aż tak źle.Monitor EKG pokazywał bardzo nierówny impuls, podobny do bazgrołów zdenerwowanego dzieciaka.Gdy pikania stały się głośniejsze i szybsze, niczym staccato, zdałem sobie sprawę, że u pacjenta wystąpiło migotanie komór.Jego mięsień sercowy był po prostu kawałkiem nie skoordynowanej i trzepoczącej masy.Wiedziałem, co zrobię - „wstrząsnę” nim.Właściwie nie była to tyle moja decyzja, ile pielęgniarki.Zawsze był tam naładowany defibrylator, a pielęgniarka już trzymała elektrody.- Jaki jest stopień naładowania? - spytałem bez przykładania wielkiej uwagi do tego, co mówiłem.- Całkowity - odpowiedziała pielęgniarka z elektrodami.Umocowałem jedną na klatce piersiowej pacjenta, dokładnie na mostku, a drugą z lewej strony.Zastanawiające było to, że nie nastąpiło zatrzymanie oddychania ani utrata świadomości.Jedyną oznaką zagrożenia był ciężki oddech i nieprzytomny wzrok, który temu towarzyszył.Przycisnąłem guzik na górnej części uchwytu elektrody.Ciało pacjenta nagle zesztywniało, ręce wystrzeliły w powietrze i opadły.Wyskok na wykresie EKG został zmieciony z ekranu w wyniku wyładowania elektrycznego, później powrócił, już w bardziej normalnej postaci.Uspokoiłem się, gdy znów usłyszałem charakterystyczne pikanie oznaczające normalne tętno, a pacjent wziął głęboki oddech.Przez jakieś dziesięć sekund wszystko było dobrze, po czym ustał oddech i tętno spadło do zera.EKG wykazywało poprawny wykres.Coś absolutnie nienormalnego - wykres EKG w porządku i brak tętna - tego nie było w podręcznikach.W myślach rozgrywałem mecz tenisa w hali, różne pomysły latały tam i z powrotem - czynność elektryczna, czynność elektryczna, żadnego uderzenia, żadnego tętna.- Proszę o laryngoskop i rurkę dotchawiczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]