[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę zabrać przyjaciół i wilkołaka, oraz Amber i wracać do TunFaire.Ja skończę tutaj.Kiedy pan załatwi swoje porachunki, proszę dostarczyć wilkołaka do mojego domu.Kątem oka zauważyłem, że Morley dyskretnie wykonuje kciukiem taki ruch, jakby chciał kogoś dziabnąć.Widocznie uznał, że czas się zwijać i chyba miał rację.- Miała pani pomóc naszym rannym - przypomniałem.Była gotowa, zaledwie skończyłem mówić.Crask i Sadler byli zaszokowani.Za pomocą Saucerheada wzięli Skredliego za kołnierz i wywlekli za drzwi.Wył i miotał się, jakby wierzył, że Strażniczka go wybawi.- Do powozu - poleciłem.Morley uniósł brew i skinął głową w stronę domu.- Jej sprawa.Ty złaź - poleciłem człowiekowi, który przywiózł tu Strażniczkę i Willę Dount.- Amber, wsiadaj.Nie, nie kłóć się.Po prostu wsiądź.Saucerhead, zatkaj mu gębę.- Człowiek Strażniczki cofał się przed nami, patrząc na mnie tak, jakbym miał w oczach samobójczą radochę.Zamiast wejść do domu, uciekł za róg.- Sadler, ty powozisz.Crask, miej oko na wilkołaczka.Obrzucili mnie smętnym wzrokiem.Co mi tam.Po drodze na pagórek chciałem pogadać z Morleyem i Saucerheadem.- Naprzód.Ruszyli.My poczłapaliśmy za nimi.Obejrzałem się tylko raz.Człowiek Strażniczki pędził w stronę polanki.Prawdopodobnie przewąchał, co się dzieje, i chciał być od tego jak najdalej.Morley odezwał się pierwszy.- Nie podoba mi się sposób, w jaki nagle przejęła kontrolę.- Chyba już nigdy nie zechcesz złożyć jej wizyty - dodał Saucerhead.- Wiem.Podałaby mi moją własną głowę na tacy.- Doszliśmy do skraju lasu.Kazałem Sadlerowi przystanąć.- Chłopaki, wiecie, co się tam dzieje? O czym myśli ta stara suka?Crask wiedział:- Najpierw rozsmaruje ich po ścianach.A potem wymyśli coś dla nas, ponieważ nie chce, żeby ktokolwiek dowiedział się od nas, co zrobiła swojemu staremu i Gameleonowi.Obejrzałem się na Amber.Chciała zaprzeczyć, ale tylko zadrżała.Po chwili szepnęła:- Zdaje się, że zobaczyłam tę zmianę jeszcze wcześniej niż ty, Garrett.Co teraz zrobisz?- Gdybyśmy zagłosowali, żaden z nas nie pozwoliłby jej zrobić tego, na co ma ochotę.- Zabić wszystkich i niech bogowie rozsądzą - podsunął Morley.- Oni i tak nie są niewinni - dodał Saucerhead.- Może z wyjątkiem Willi Dount.- Amber, co z Willą Dount?- Nie wiem.Już wcześniej załatwiała dla matki takie rzeczy.Matka będzie pewna jej milczenia, ale teraz wydawała mi się trochę zbyt wściekła.Może nie zrobić wyjątku dla Willi.I tak na pewno jest czegoś winna, nawet jeśli nikogo nie zabiła.- O, tak.Jest winna, i to bardzo.Ale nie morderstwa.Przynajmniej tak mi się wydaje.Przyjaciel Skredli zaczął się miotać po powozie.Od strony farmy dobiegł wrzask.- Gameleon - mruknął Morley.- Tak właśnie myślałem, że zacznie od niego.- Będzie nim zajęta jeszcze przez jakiś czas.Rozumiesz, w jakiej jesteśmy sytuacji?Nie chciała zrozumieć.- Twoja matka zamierza ich zabić, a potem nas, żebyśmy nie mogli jej oskarżyć.Zgadza się? - przycisnąłem ją do muru.- Taak.chyba masz rację - odparła słabym głosem.- A co nam pozostaje?Wzruszyła ramionami.Pozwoliłem, żeby sobie to przez chwilkę przemyślała.- Myślisz, że ona uważa nas za taki głupich, że na to nie wpadniemy?Nikt tak nie uważał.Skredli znowu podskoczył, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi.- Może ona myśli, że wrócimy do miasta i będziemy próbowali się zabezpieczyć? Albo że zaczniemy coś kombinować już teraz?- Jak dobrze nas zna?- Nie wiem.Sprawdziła mnie, zanim mnie wynajęła.- Podejrzewam, że spodziewa się naszego ruchu już teraz.- Nigdy nie będzie bardziej bezbronna - zauważył Saucerhead.- Cholera, czekajcie chwilę! - krzyknęła Amber.- Kochanie, sama powiedziałaś.- Wiem, ale nie możecie.- Myślisz, że powinniśmy jej pozwolić ich pozabijać?- Możecie opuścić TunFaire.Możecie.- Ona też może.Ale tego nie zrobi.My też nie.TunFaire to nasz dom.Crask, Sadler, co o tym myślicie?Odeszli na bok i poszeptali między sobą.Crask sam się wyznaczył przedstawicielem ich obozu.- Masz rację.Zrobimy wszystko, co uznasz za stosowne.Jeśli, oczywiście, będzie to wyglądało rozsądnie.Gameleon przestał się drzeć.Prawdopodobnie zemdlał.Po chwili pieśń podjął Baronet.Zszedłem trochę niżej, żeby widzieć dom.- Chciałbym wiedzieć coś więcej o jej umiejętnościach.Czy ona wie, że tu jesteśmy? Czy może stwierdzić, gdzie dokładnie się znajdujemy?Spojrzałem na Amber.- Nie spodziewasz się chyba, że ci pomogę, Garrett? Nawet, gdyby planowała morderstwo.Powiodłem wzrokiem po pozostałych.Czekali na moją decyzje.- Mam pomysł.Ty zabierzesz powóz i wrócisz do domu.Albo do mnie, jak wolisz.Wtedy nie będziesz w to zamieszana.O niczym nie będziesz wiedzieć.- Będę wiedziała, kto wróci do domu.- Ale już nic poza tym.No, ruszaj już.Saucerhead, wyciągnij wilkołaka, zanim odjedzie.Amber, rozumiem, że umiesz prowadzić to draństwo?- Garrett, ja naprawdę nie jestem zupełnie bezradna!- No to spływaj.Spłynęła.Baronet przestał wyć, ale Donni Pell już wchodziła ze swoją arią.- Musimy przyjąć, że wie, że tu jesteśmy - mruknąłem.- Inne założenie nie ma sensu.- Więc jak zamierzasz się do niej dostać? - zapytał Crask.- Coś nam chyba przyjdzie do głowy.Morley posłał mi mordercze spojrzenie, które mówiło, że on już coś ma.Ja też miałem, ale ziarenko jeszcze nie zakiełkowało.- Zaraz zrobi się ciemno - zawyrokował Saucerhead.- Na co właściwie czekamy?- Może właśnie na to.Teraz utniemy sobie małą pogawędkę z kolegą Skredlim.Oparliśmy go o drzewo.Pozostali stanęli za mną, nieco zdziwieni, a ja przykucnąłem.- No i znowu jesteśmy razem, Skredli.A ja mam pomysł, jak mógłbyś wywinąć się z tej sytuacji, pozostając wciąż w jednym kawałku.Nie wierzył, że taki pomysł w ogóle może istnieć.Ja na jego miejscu też bym nie wierzył.- Dam ci szansę na wyciągniecie siebie i nas z tego bigosu.Jeśli to zrobisz, w najgorszym przypadku będziesz miał fory stąd do farmy.Słyszałem, że możesz ich złapać i pozabijać, jeśli zechcesz.W ślepiach wilkołaka pojawił się błysk zainteresowania.- Rozwiążcie go, a ja wyjaśnię resztę - poleciłem.- Musi się trochę rozprostować.Saucerhead wykonał rozkaz, acz niezbyt delikatnie.- Proszę, Skredli.Schodzisz na dół i uwalniasz swoich kumpli.Potem złapiesz Strażniczkę i wywleczesz na zewnątrz.Krzykniesz do nas i już możesz wiać.Mam w tym domu interes do załatwienia, więc nie będę cię gonił.Za Saucerheada nie mogę ręczyć, ale i tak będziesz miał swoje fory.Spojrzał na mnie twardo.- No i co powiesz? - zapytałem z kamienną twarzą.- Nie podoba mi się.- A jak się to ma do twoich obecnych szans?Nie znałem do tej pory wilkołaka z poczuciem humoru.Skredli mnie zaskoczył, gdy stwierdził: - To ty mnie do tego namówiłeś, ty złotousty sukinsynu.- Dobra.Wstawaj.Rozprostuj kości.- Wyjąłem z kieszeni jeden z kryształów wiedźmy.Tego nawet nie trzeba było nadepnąć, żeby zadziałał.- Oto malutki klejnocik, który pochodzi z tego samego źródła, co tamto zaklęcie sprzed kilku minut, po którym wszyscy rzygali - oznajmiłem.- I tamto, po którym twoim kolesiom w Dzielnicy Wilkołaków zaczęło się troić w oczach.Mówię ci o tym tylko dlatego, żebyś wiedział, że to nie bajer.- Wsunąłem mu kryształ do kieszeni i wypowiedziałem odpowiednie słowo.- Jeśli spróbujesz go wyjąć lub zrobisz cokolwiek, co sprawi, że zechcę to słowo powtórzyć, kryształ wybuchnie i rozerwie cię na kawałki.- Hej, zawarliśmy przecież umowę, do cholery! - Umowa stoi.Chcę się tylko upewnić, że z twojej strony także.Zaklęcie działa tylko przez godzinę, a kryształ nie uaktywni się, jeśli będziesz poza zasięgiem mojego głosu.Wydaje mi się, że farma znajduje się dokładnie w zasięgu głosu.Chwytasz, o co chodzi?- Aha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]