[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapalił następnego, a potem znowu podniósł słuchawkę, aby ogłosić rozpoczęcie akcji.Rozdział 29Przewrócony jeep leżał zanurzony w błocie, przypominając bezradne ranne zwierzę.Faber wytężył wszystkie siły i postawił pojazd na czterech kołach.O dziwo, samochód nie ucierpiał zbytnio podczas walki.Płócienny dach przestał właściwie istnieć i strzępy materiału powiewały na wietrze.Jeden z błotników był całkowicie zgnieciony, a reflektor po tej samej stronie zbity.Strzał Davida wybił szybę w lewym oknie, ale przednia szyba cudem ocalała.Faber wszedł do środka, przesunął dźwignię biegów na luz i spróbował uruchomić silnik.Motor na chwilę zawarczał i umilkł.Faber spróbował jeszcze raz i silnik zapalił.Odetchnął z ulgą: przy obecnym zmęczeniu perspektywa długiego spaceru wcale mu się nie uśmiechała.Siedział przez chwilę w samochodzie, oglądając obrażenia na ciele.Prawa kostka spuchła niebezpiecznie, podejrzewał, że kość jest złamana.Dziękował Bogu, że jeep został przystosowany do prowadzenia przez człowieka bez nóg, nie potrafiłby bowiem przyciskać bolącą nogą pedału hamulca.Wydawało mu się, że guz z tyłu głowy przybrał rozmiary piłki do golfa, a kiedy dotknął dłonią bolącego miejsca, zobaczył na palcach zakrzepłą krew.Obejrzał twarz w lusterku nad kierownicą.Wyglądał jak zwyciężony bokser po ostatniej rundzie.Zostawił pelerynę na farmie Toma.Jego kurtka i spodnie przesiąknięte były deszczem i zabłocone.Czuł, że powinien jak najszybciej zrzucić z siebie zimne ubranie.Chwycił kierownicę i przejmujący ból przeszył mu ciało.Zapomniał o wyrwanym paznokciu.Było to jedno z najbardziej dotkliwych obrażeń.Postanowił prowadzić jedną ręką.Zaczął jechać powoli, próbując wyczuć pod kołami drogę.Nie obawiał się, że się zgubi na tej wyspie; żeby wrócić do farmy Lucy, wystarczyło jechać wzdłuż skał nad plażą.Wiedział, że musi wymyślić jakieś kłamstwo, które wytłumaczyłoby Lucy nieobecność Davida.Mógł oczywiście powiedzieć jej całą prawdę, bo co w końcu może mu zrobić samotna kobieta.Ale nigdy nie wiadomo, w jaki sposób zareagowałaby na taką wiadomość, a wolałby jej nie zabijać.Nie mógł sobie wyobrazić śmierci Lucy.Posuwając się powoli wzdłuż wierzchołka skał wśród zawodzącego wiatru i walącego w szybę deszczu, Faber nie mógł się nadziwić, że potrafi czuć jednak jakieś skrupuły tak zawsze obce jego naturze.Po raz pierwszy w życiu poczuł wstręt do zabijania.Zawsze uważał, że zabójstwa, do których zmusiła go wojna, nie były większym grzechem niż śmierć zadawana nieprzyjacielowi na polu walki.Dlaczego jednak nie chciał zabić Lucy?Było to uczucie podobne do tego, które kazało mu wysłać do Luftwaffe mylne dane określające położenie katedry Św.Pawła w Londynie.Jego natura zmuszała go do chronienia przed zagładą rzeczy pięknych.Lucy była niezwykłą kobietą, pełną subtelnego wdzięku, niczym najpiękniejsze dzieło sztuki.Faber mógł być zabójcą, ale nigdy ikonoklastą.Był to trochę dziwny sposób rozumowania, no, ale szpiedzy nie byli przecież zwykłymi ludźmi.Przypomniał sobie kilku agentów, którzy zaczęli pracę w Abwehrze w tym samym, co on, czasie; nordycki olbrzym Otto, który robił delikatne rzeźby w stylu japońskim i nienawidził kobiet; Friedrich – sprytny, genialny matematyk, który jedną przegraną rozgrywkę szachową przeżywał bardzo głęboko przez następne pięć dni; Helmut, który przepadał za książkami poruszającymi problem niewolnictwa w Ameryce i który bardzo szybko wstąpił do SS.Każdy z nich był inny i trochę dziwny.Jeep jechał coraz wolniej; w gęstniejącej mgle Faber z trudem odnajdował drogę do farmy Lucy.Nie widział już krawędzi skał po lewej stronie i bał się, że za chwilę zleci z urwiska prosto w morze.Było mu bardzo gorąco, chociaż ciałem nieustannie wstrząsały dreszcze.W pewnej chwili uświadomił sobie, że mówi głośno o Ottonie, Friedrichu i Helmucie, zrozumiał, że powoli traci przytomność.Spróbował odpędzić wspomnienia z przeszłości i skoncentrować się tylko na prowadzeniu samochodu.Czuł się jakby zahipnotyzowany monotonnym wyciem wiatru.Po chwili ocknął się w jeepie stojącym nad przepaścią, wpatrując się w dalekie morze.Wydało mu się, że minęła cała wieczność, zanim zobaczył dom Lucy.Skierował w jego stronę samochód myśląc: “Muszę pamiętać, żeby nacisnąć hamulec, zanim wjadę w mur".Przed drzwiami stała kobieta i patrzyła na niego przez ścianę deszczu.Nie wolno mu stracić przytomności, zanim nie wymyśli jakiegoś kłamstwa.Musi pamiętać, musi pamiętać.Zapadł już zmrok, kiedy jeep pojawił się na drodze.Całe popołudnie Lucy niepokoiła się, nie mogąc zrozumieć, co się stało z Davidem i Henrym; czuła też do nich żal, że nie wrócili na lunch, który przygotowała.Gdy się ściemniło, coraz częściej wyglądała przez okno.Kiedy jeep pojawił się w końcu na zboczu łagodnego wzgórza przed domem, Lucy zrozumiała, że coś musiało się stać.Samochód jechał bardzo powoli, niepewnie pokonując przestrzeń, a w środku siedział tylko jeden człowiek.Jeep zbliżył się i zobaczyła zgnieciony błotnik i zbity reflektor.– O Boże – jęknęła.Samochód zatrzymał się przed domem, i mężczyzną, który siedział za kierownicą, okazał się Henry.Nie wykonał żadnego ruchu, żeby wysiąść.Lucy podbiegła do samochodu i otworzyła drzwi od strony kierowcy.Henry siedział z głową przechyloną do tyłu i przymkniętymi powiekami.Rękę trzymał na hamulcu.Na jego twarzy widać było liczne zadrapania i sińce.– Co się stało?! – krzyknęła przerażona Lucy.Ręka Henry'ego ześlizgnęła się z hamulca i jeep zaczął toczyć się do przodu.Lucy pochyliła się nad Faberem i wyłączyła bieg.– Zostawiłem Davida w domu Toma.– zaczął mamrotać Henry – miałem wypadek po drodze.– mówił z wielkim wysiłkiem.Zdenerwowanie Lucy minęło, gdy dowiedziała się o przyczynie spóźnienia.– Chodź do domu – powiedziała spokojnie i zdecydowanie.Henry usiłował wysiąść z samochodu, ale nie był w stanie utrzymać równowagi i upadł na ziemię.Lucy zauważyła, że jedna kostka spuchła mu jak balon.Objęła go i spróbowała podnieść.– Staraj się iść na zdrowej stopie i oprzyj się na mnie – powiedziała.Jo patrzył szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami na matkę, pomagającą Henry'emu położyć się na kanapie w bawialni.– Jo, idź zaraz na górę i włóż piżamę – rozkazała Lucy.– Ale nie opowiedziałaś mi jeszcze bajki – poskarżył się chłopiec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]