[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokół unosił się niedzwiedzi odór, niepokojąc Zlepuna i mnie.Mimo to skinąłemgłową.Roześmiał się i ten powitalny uśmiech rozdzielił czarny gąszcz jego brody.Już zapo-mniałem, jakim potężnym jest mężczyzną.Objął mnie i o mało nie połamał mi żeberw przyjacielskim uścisku.Niemal poczułem myśl, która wysłał do Potyczki, niedzwie-dzicy, z którą był związany więzią Rozumienia. Pradawna Krew wita Pradawną Krew.Jeżyna wyszła i poważnie skinęła głową.%7łona Czarniaka była tak szczupła i spokoj-na, jaką ją pamiętałem.Sokół, z którym była związana Rozumieniem, Znieżek, siedziałna jej nadgarstku.Zmierzył mnie bystrym okiem, po czym poderwał się w powietrze,kiedy podeszła bliżej.Uśmiechnęła się i pokręciła głową, spoglądając w ślad za nim.Powitała nas bardziej powściągliwie, a jednocześnie jeszcze cieplej niż Czarniak.115 Rada jestem was widzieć i gościć powiedziała.Lekko obróciła głowę i zerknęła na nas z ukosa ciemnymi oczami.Na jej ustach po-jawił się przelotny uśmiech, który skryła, pochylając głowę.Stała obok Czarniaka, rów-nie smukła, jak on był szeroki.Odgarnęła z oczu krótkie, czarne włosy. Wejdzcie i zjedzcie z nami posiłek zaprosiła. A potem przejdziemy się, znajdziemy dobre miejsce na waszą chatę i zaczniemyją wznosić.Czarniak był bezpośredni, jak zawsze.Zerknął na przezierające przez gałęzie drzewniebo. Nadchodzi zima.Głupio postąpiliście, zwlekając tak długo.I w ten prosty sposób staliśmy się członkami społeczności Rozumiejących, zamiesz-kujących tereny wokół Kruczego Przesmyku.Byli leśnym ludem i wyprawiali się domiasta tylko po to, czego nie byli w stanie sami wyprodukować.Skrywali swoją magięprzed mieszkańcami miasta, gdyż przyznać się do Rozumienia oznaczało dać szyję podpowróz i sprowadzić śmierć na swoich bliskich.Aczkolwiek Czarniak, Jeżyna, ani niktz pozostałych nigdy nie mówił o sobie jako o Rozumiejącym.Tym epitetem posługiwa-li się ci, którzy nienawidzili tej magii oraz obawiali się jej.Była zachętą do samosądów.Członkowie leśnej społeczności nazywali się ludzmi Pradawnej Krwi i litowali się nadtymi swoimi dziećmi, które nie były w stanie stworzyć duchowej więzi z żadnym zwie-rzęciem tak jak zwyczajni ludzie litują się nad ślepym lub głuchym dzieckiem.Nie było ich wielu zaledwie pięć rodzin, rzadko rozsianych w leśnych ostępachKruczego Przesmyku.Prześladowania nauczyły ich trzymać się z daleka od siebie.Rozpoznawali się nawzajem i to im wystarczało.Rodziny Pradawnej Krwi zwykle wy-konywały zajęcia pozwalające im stronić od zwyczajnych ludzi, a jednocześnie umoż-liwiające wymianę handlową z mieszkańcami miasta.Byli drwalami lub myśliwymi.Jedna z rodzin zamieszkiwała wraz z wydrami na gliniastym brzegu rzeki i wytwarza-ła bardzo ładne naczynia.Pewien starzec, związany z odyńcem, niezle sobie żył za pie-niądze, jakie bogacze z miasta płacili mu za dostarczane trufle.Przeważnie mieszkań-cy leśnych ostępów byli pokojowo nastawionymi ludzmi, którzy godzili się z narzuco-ną im rolą.Nie można jednak powiedzieć, żeby byli równie pobłażliwi w swojej oce-nie reszty ludzkości.Słyszałem i wyczuwałem głęboką dezaprobatę wobec ludzi, którzytłoczą się w miastach i traktują zwierzęta jak pozbawione rozumu stworzenia, czyniącz nich swoje sługi lub domowych ulubieńców.Potępiali także tych Pradawnej krwi, któ-rzy żyli wśród zwykłych ludzi i wyrzekali się swojej magii.Często zakładano, że pocho-dzę z takiej rodziny i trudno mi było wybić im z głowy taki pomysł, nie mówiąc zbytwiele o sobie. I udało ci się to? spytał cicho Błazen.Odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że zadał to pytanie dobrze wiedząc, że otrzymaprzeczącą odpowiedz.Westchnąłem.116 Prawdę mówiąc, to było dla mnie najtrudniejsze.W ciągu następnych miesięcyczęsto zastanawiałem się, czy nie popełniłem błędu, powracając do nich.Kiedy spotka-łem ich przed laty, Czarniak i Jeżyna wiedzieli, że zwą mnie Bastardem.Wiedzieli rów-nież, że nienawidzę Władczego.Od tej wiedzy do zidentyfikowania mnie jako Bastardaz rodu Przezornych był już tylko maleńki krok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]