[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie sądzę, aby doktor Hoenikker należał do ludzi, których można znać bliżej.Mówiąc o tym, że kogoś znamy lepiej albo gorzej, mamy zwykle na myśli jakieś tajemnice, którymi ten ktoś podzielił się z nami albo nie.Mamy na myśli sprawy intymne, związane z życiem rodzinnym i uczuciowym - powiedziała ta miła starsza dania.- W życiu doktora Hoenikkera wszystko to istniało, tak jak w życiu każdego z nas, ale dla niego nigdy nie były to rzeczy najważniejsze.- A co było dla niego najważniejsze?- Doktor Breed powtarza, że dla doktora Hoenikkera najważniejsza była prawda.- Zdaje się, że pani nie bardzo się z tym zgadza.- Nie wiem, czy się z tym zgadzam, czy nie.Po prostu nie mogę zrozumieć, jak sama tylko prawda może komuś wystarczać.Panna Faust była osobą dojrzałą do przyjęcia bokononizmu.26.CO TO JEST BÓG- Czy rozmawiała pani kiedyś z doktorem Hoenikkerem?- Oczywiście.Rozmawiałam z nim bardzo często.- Czy zapamiętała pani którąś z tych rozmów?- Pamiętam, jak kiedyś chciał iść o zakład, że nie potrafię powiedzieć niczego, co byłoby absolutną prawdą.Powiedziałam wtedy: “Bóg jest miłością."- I co on na to?- Spytał: “Co to jest Bóg? Co to jest miłość?"- No tak.- Ale Bóg naprawdę jest miłością - powiedziała panna Faust - niezależnie od tego, co sadził na ten temat doktor Hoenikker.27.PRZYBYSZ Z MARSAPracownia doktora Hoenikkera mieściła się na najwyższym, szóstym piętrze budynku.W drzwiach wisiał purpurowy sznur, zaś mosiężna tabliczka na ścianie wyjaśniała, dlaczego pokój ten został zamieniony w sanktuarium:W tym pokoju doktor Feliks Hoenikker, laureat nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, spędził ostatnie dwadzieścia osiem lat swego życia.Był zawsze w awangardzie współczesnej nauki.Trudno przecenić wpływ, jaki ten człowiek wywarł na losy świata.Panna Faust zaproponowała, że zdejmie purpurowy sznur, abym mógł wejść do środka i nawiązać bliższy kontakt z duchami krążącymi po pracowni.Zgodziłem się skwapliwie.- Wszystko pozostawiono tu jak za jego życia - powiedziała panna Faust - tyle że wtedy na stołach leżały gumki od recept.- Gumki?- Nie mam pojęcia, do czego były mu potrzebne.Nie mam zresztą pojęcia, do czego służy wszystko, co tu jest.Hoenikker pozostawił w pracowni niezły bałagan.Moją uwagę zwróciła natychmiast duża ilość różnych tanich zabawek.Był tu papierowy latawiec ze złamaną listewką, bąk ze sznurkiem, gotów w każdej chwili zakręcić się i utrzymywać równowagę.Był też drugi bąk, nakręcany.Był aparat do puszczania baniek mydlanych i akwarium z zamkiem i dwoma żółwiami.- Doktor lubił odwiedzać sklepy z tanimi zabawkami - wyjaśniła panna Faust.- Właśnie widzę.- Niektóre z jego najsłynniejszych eksperymentów zostały przeprowadzone przy pomocy sprzętu, który kosztował mniej niż dolara.- Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka.W pracowni było też oczywiście wiele tradycyjnego sprzętu laboratoryjnego, ale wydawał się on szary i bezbarwny w porównaniu z tanimi, wesołymi zabawkami.Biurko doktora Hoenikkera było zawalone korespondencją.- Nie pamiętam, żeby kiedyś odpowiedział na list - powiedziała w zamyśleniu panna Faust.- Ludzie, którzy chcieli otrzymać odpowiedź, musieli telefonować albo przychodzić osobiście.Na biurku stała fotografia w ramce.Była odwrócona tyłem do mnie i spróbowałem odgadnąć, kogo przedstawia.- Żona?- Nie.- Któreś z dzieci?- Nie.- On sam?- Nie.Musiałem spojrzeć.Była to fotografia skromnego pomnika przed budynkiem rady miejskiej w jakimś małym miasteczku.Pomnik miał wmurowaną tablicę z nazwiskami mieszkańców miasteczka, którzy polegli w różnych wojnach, sądziłem więc, że fotografię zrobiono dla tej tablicy.Można było odczytać na niej nazwiska i spodziewałem się, że znajdę wśród nich nazwisko Hoenikker, ale nie znalazłem.- To było jedno z jego hobby - powiedziała panna Faust.- Co takiego?- Fotografowanie różnych sposobów ustawiania kul armatnich w piramidę.Widocznie tutaj są ułożone w jakiś niezwykły sposób.- Rozumiem.- On sam był niezwykłym człowiekiem.- Zgadzam się z panią.- Może za milion lat wszyscy ludzie będą tak inteligentni i będą patrzeć na świat w ten sposób co on.Ale od przeciętnych współczesnych ludzi różnił się tak, jakby był przybyszem z Marsa.- A może on rzeczywiście był Marsjaninem?- Byłoby to najprostsze wyjaśnienie dziwnego zachowania się trojga jego dzieci.28
[ Pobierz całość w formacie PDF ]