[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roger d'Arras powiedział coś cicho, na co książę odpowiada śmiechem.Jest zadowolony, bo właśnie zbił konika.A Beatrycze Ostenburska czy też Burgundzka czuje, że muzyka staje się nieznośnie smutna.Już, już chce nakazać jednej z dworek, żeby poszła uciszyć grajka, ale powstrzymuje się, bo słyszy w płynących z ogrodu nutach echo tego żalu, który spętał jej serce.Muzyka miesza się z przyjacielską pogawędką dwóch mężczyzn grających w szachy, ona tymczasem odnajduje przejmujące piękno w czytanym właśnie poemacie.A ta sama rosa, co okrywa różę i zbroję rycerza, teraz spływa łzą z jej niebieskich oczu, gdy kobieta podnosi wzrok i napotyka spojrzenie Julii, która z ciemnego kąta obserwuje scenę w milczeniu.I pewnie Beatrycze sądzi, że te ciemne oczy i młoda, śródziemnomorska twarz, podobna do twarzy na portretach, które przybywają z Włoch, to tylko odbicie jej własnego, zbolałego oblicza w dalekim, matowym zwierciadle.Beatrycze Ostenburska, czyli Burgundzka, wyobraża sobie, że jest poza komnatą, po drugiej stronie ciemnego szkła, skąd kontempluje samą siebie, siedzącą pod okaleczonym świętym Jerzym z gotyckiego kapitelu, pod oknem wychodzącym na jasny błękit nieba, który tak mocno kontrastuje z czernią jej sukni.I dociera do niej, że żadna spowiedź nie zmazę jej grzechu.X.Niebieski samochód- To było nieczyste posunięcie - rzeki Harundo wezyra.- Chciałbym zobaczyć uczciwe.Raymond M.Smullyan,The Chess Mysteries of the Arabian KnightsCesar uniósł z dezaprobatą jedną brew pod rondem kapelusza, kiwając przy tym parasolem.Pogardliwe spojrzenie antykwariusza okrasiła dodatkowo skrajna odraza, typowa reakcja, gdy rzeczywistość potwierdzała jego najgorsze obawy.Istotnie, tego poranka Rastro[21] nie sprawiało przytulnego wrażenia.Z szarego nieba lada chwila mógł lunąć deszcz, w związku z czym właściciele stoisk rozlokowanych na ulicach tworzących bazar już przygotowywali się do ochrony swoich towarów.Na niektórych odcinkach marsz wymagał żmudnego lawirowania między ludźmi, płachtami brezentu i brudnymi pokrowcami z folii, zwisającymi ze straganów.- Tak naprawdę - powiedział antykwariusz do Julii, która oglądała podwójny kandelabr z giętego mosiądzu, wyłożony na plandece rozciągniętej na ziemi - to tylko strata czasu.Od wieków nie trafiłem tu na nic godnego uwagi.Co nieco rozmijał się z prawdą, o czym Julia dobrze wiedziała.Na tym wysypisku, na tym olbrzymim cmentarzu marzeń wyrzuconych na ulicę wskutek kolejnych nieznanych kataklizmów Cesarowi raz na pewien czas udawało się, dzięki wprawnemu oku specjalisty, wygrzebać jakąś zapomnianą perłę, maleńki skarb, przez przypadek nie dostrzeżony przez tyle innych par oczu: kryształowy kieliszek z osiemnastego wieku, starą ramę, porcelanowe cacuszko.Kiedyś zaś w zapyziałej budce ze starymi książkami i czasopismami znalazł dwie piękne strony tytułowe, wybornie iluminowane zręczną dłonią anonimowego trzynastowiecznego mnicha, które po odnowieniu przez Julię antykwariusz sprzedał za przyzwoitą sumkę.Przeszli powoli w stronę górnej części bazaru, gdzie w obdrapanych budynkach i w ciemnych podwórkach, połączonych przejściami o żelaznych balustradach, mieściła się większość w miarę liczących się sklepów ze starociami.Aczkolwiek nawet wspominając o nich, Cesar nie mógł powstrzymać miny wyrażającej sceptyczną ostrożność.- O której umówiłeś się z dostawcą?Przerzuciwszy parasol - bardzo drogi, ze srebrną, pięknie rzeźbioną rączką - do drugiej ręki, Cesar podciągnął lewy rękaw i zerknął na tarczę złotego chronometru, który nosił na przegubie.Ubrany był niezwykle elegancko w pilśniowy, tabaczkowy kapelusz z szerokim rondem i z jedwabną wstążką, płaszcz z wielbłądziej wełny przerzucony przez ramię, i chustkę pod szyją, wystającą spod jedwabnej koszuli.Strój jak zwykle posunięty był do granic, ale ich nie przekraczał.- Za kwadrans.Mamy czas.Połazili trochę po straganach.Czując na sobie podejrzliwe spojrzenie Cesara, Julia wzięła do ręki drewniany talerz z topornie namalowanym pożółkłym pejzażem przedstawiającym scenę wiejska: wóz zaprzężony w dwa woły oddalał się drogą pośród drzew.- Chyba nie zamierzasz tego kupić, skarbie - wycedził antykwariusz z wyrzutem.- To wyrób nikczemny.Nawet nie chcesz się potargować?Julia otworzyła przewieszoną przez ramię torbę i wyciągnęła portmonetkę, nie zwracając uwagi na protesty Cesara.- Nie wiem, na co się tak skarżysz - odparła przyglądając się, jak pakują jej talerz w stary tygodnik ilustrowany.- Zawsze powtarzałeś, że ludzie comme il faut nigdy nie kłócą się o cenę: mam albo płacić bez gadania, albo odejść z podniesioną głową.- Ta zasada nie sprawdza się w tym miejscu - Cesar rozglądał się z obojętnością zawodowca, marszcząc nos na widok plebejskich budek z tandetą.- Nie z tymi ludźmi.Julia wsunęła zawiniątko do torebki.- Swoją drogą mogłeś wpaść na to, żeby sprezentować mi ten talerz.Jak byłam mała, kupowałeś mi, co tylko chciałam.- Jak byłaś mała, za bardzo cię rozpieściłem.Poza tym odmawiam płacenia za taką lichotę.- Mam wrażenie, że wyłazi z ciebie skąpiradło.Starzejesz się.- Zamilknij, żmijo.- Rondo kapelusza rzuciło cień na twarz Cesara, gdy ten pochylił się, żeby zapalić papierosa.Stali przed witryną zapchaną zakurzonymi, starymi lalkami.- Ani słowa więcej, albo cię wymażę z mojego testamentu.Julia patrzyła za nim, jak wchodził z godnością po niedużych stopniach wiodących do sklepiku, unosząc rękę trzymającą fifkę z kości słoniowej.Jego mina wyrażała coś pomiędzy pogardą a odrazą.Ten nieco gnuśny wyraz Cesar przywoływał na twarz zawsze, kiedy nie spodziewał się znaleźć niczego specjalnego u kresu drogi, ale ze względów czysto estetycznych nie widział przeszkód, by jej nie przebyć - z możliwie jak największą dystynkcją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]