[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Seidel i Gerhard patrzyli w milczeniu na Franka. Na przykład kupony na sukienki dla żony albo na słodycze.Tak to wyglądało.Stara kamera Gerharda burczała, nie znosiła wilgoci, ale od wielu tygodni nagrywała każdesłowo Franka, Seidla, Gerharda& Taki teatrzyk dla dzieci. Byli biedni wtedy i dzisiaj też są.Frank wyciągnął zdjęcia z aktówki.Były kolorowe, ale równie dobrze mogły pochodzić sprzedpółwiecza, sprzed wieku.Koza, osioł, drewniana ławka, bezzębni starcy, staruszka z bochenkiemchleba. I oni tak o wszystkim ci opowiadają?Seidel patrzył na zdjęcia i choć nie chciał, wcale tego nie chciał, słuchał uważnie.Gerhard,patrząc na zdjęcia, pomyślał filozoficznie, że tereny przygraniczne wszędzie i zawsze wyglądająubogo. A co mają lepszego do roboty?  odparł Frank, ożywiając się nagle przy jednym ze zdjęć. O tu zastrzelili Boszewskiego! Dokładnie tu!Pochylili się wszyscy trzej i patrzyli na punkt, który wskazał: krzaki, drzewa.W tle koza. Ja wam mówię, afera będzie jak trza! Ludzi tam wywozili z całej Europy.Zarabiali na tymwszyscy.Od chłopa po żołnierza i jeszcze nad żołnierzem i nad nad żołnierzem.Jak ja to udowodnię,panie Seidel, jak to udowodnię&  Frank zawiesił głos i zaśmiał się ochryple:  Nie wiem jeszczejak, ale udowodnię, dla pana chłopców, zobaczy pan! I dla ciebie też, Gerhard!Dobra.Wystarczy.Dosyć już tego mieli  tego słuchania i tych Frankowych opowieści. Dość, Frank! Dość! I my jeszcze na tym zarobimy, panie Seidel, pan zobaczy! Mnie niczego nie trzeba!  odparł Seidel i drżącą ręką odsunął od siebie szalone wizje Franka. Pan nie będzie taki wrażliwy! Przydałoby się w archiwum, tam wszystko się sypie.Bez remontuta buda się zawali!Gerhard patrzył to na jednego, to na drugiego, ale cierpliwy zazwyczaj Seidel miał już Frankadość.Derbach już od dawna zamęczał go tym tematem.Chciał, aby przyjął od niego pieniądze naremont archiwum.Seidel od początku utrzymywał wszystko sam z własnej kieszeni, nie składałnigdy żadnych wniosków, nie pisał pism, uważając, że im mniej chce, tym większa szansa, że będziemógł w spokoju robić swoje. Nie chcę się rzucać w oczy!  powtarzał i była w tym jakaś racja. Frank! Daj spokój.Gerhard uważał jednak, że skoro Frank daje, Seidel powinien przyjąć. To przecież w słusznej sprawie!  popierał Derbacha i sam myślał, jak by się dyskretniedołożyć.Na co Seidel, patrząc na Franka, odpowiadał, że pieniędzy z nieznanych zródeł przyjmować niebędzie.I ze znanych też nie wezmie, mówił, patrząc już na Gerharda.Frank się nie obrażał, nie miałczasu na obrażanie i zaczynał jakiś kolejny temat zakazany.I im więcej mówił, im straszniejsze byłyto rzeczy, tym częściej Gerhard upatrywał w tym jakiś sens, jakąś straszną prawdę.Czy to wtedypodjął ostateczną decyzję, że pojedzie do Sofii, sam sprawdzi? Chyba tak, bo Seidel już w piwnicymówił: Gerhardzie, niech się pan opamięta z tym wyjazdem do Sofii, a ty, Frank, już przestań! Oczywiście, że powinieneś pojechać do Sofii!  zapalił się Frank. Frank! Ale, panie Seidel& Nie chcę słyszeć o Bułgarii!  przerywał mu zdesperowany Seidel  rozumiesz? Nie chcę! I tyteż już przestań się w to bawić! Bawić? Bawić?  Frank robił wtedy wielkie oczy, po czym dodawał szeptem tak złowieszczym,że Seidel nawet teraz, po czasie, czuł zimny powiew na plecach. To nie zabawa, panie Seidel!Po telefonie Gerharda Seidel wiedział już, że Frank Derbach się nie bawił.Fakt, że zostałporwany, mógł świadczyć tylko o jednym: znalazł dowody, o których mówił.Kiedy Gerhardzadzwonił z Sofii i przeczytał mu lakoniczną informację, dodając, kogo przedstawia mozaikowezdjęcie, Seidel nie miał już najmniejszych wątpliwości, że Franka należało słuchać dokładniej.Franknie był fanatykiem, nie był szaleńcem, a Boszewski nie uciekał przez bułgarską granicę.Zastrzelonogo podczas ucieczki, której nie planował.Wiedział też, kto przysyłał ChristianowiSchlangenbergerowi zdjęcia i dlaczego.Nie Gerhard, jak sądził Ernesto.Ach ten Frank!Po co mu to było? Po co? Wyjrzał przez okno.Gospodyni machała do niego i pytała, czy dzisiaj będzie na obiedzie, bowczoraj go nie było.Zupełnie nie rozumie dlaczego  wykupił przecież Vollpension.Czuł wyrzutw jej głosie, dlatego szybko zapewnił, że dzisiaj zostanie i chętnie zje Eintopf  gęstą zupę naskwarkach ze  świeżutkimi warzywami z ekologicznego ogrodu. Zdrową! Zdrową!  cmoknęła, przykładając palce do ust. Z chlebkiem swojskim,własnoręcznie pieczonym!Pokiwał głową i zamknął okno.Odeszła z uśmiechem, zadowolona, że nie będzie dziś jadła sama.Nigdzie nie jest się bardziejsamotnym niż przed telewizorem podczas obiadu.Zdjęła chustkę, poprawiła włosy i poszła krajaćcebulkę i smażyć skwarki.Seidel spoglądał za nią w zadumie.Nie miał ochoty na zupy, deseryi warzywka.Wydarzenia ostatnich kilku dni mogły popsuć apetyt wilkowi, a co dopiero jemu,staremu Seidlowi.To nie był czas na  jedzenie obiadów w pensjonatach i restauracjach, to w ogólenie był czas na cokolwiek, co oddalało go od najważniejszej sprawy! Poprzedniego dnia spożyłnajsmaczniejszy obiad w życiu, na razie to musi wystarczyć.Całą noc spędził na rozmyślaniach.Dzięki podsłuchanej rozmowie wyjaśniło się na przykład to, nad czym od wielu miesięcy się głowił,otóż jak to się działo, że dostawał od Franka Derbacha tyle materiałów do swoich zbiorów.Słuchałuważnie pijanego Christiana Schlangenbergera i jeszcze bardziej pijanego Ernesta.Wspominaliświetny plan, który otworzył przed nimi nowe horyzonty.Zrozumiał, dlaczego Frank Derbach od latmógł dostarczać mu najróżniejsze dokumenty.Szczególnie w ostatnich pięciu latach  paszporty,dowody osobiste, w tym także korespondencja nielicznych ofiar, które przeżyły, a nawet protokołyz przesłuchań w Bułgarii.Frank ich nie niszczył, składał wszystko w segregatorach w bankach,resztę zaś w archiwum u Seidla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl